Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#16642

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historie opisujące piekielnych lekarzy weterynarii, pojawiają się tutaj ze zmiennym nasileniem. Zauważyłem, że najczęściej dotyczą one pokrzywdzonych właścicieli i ich pupili, w związku z czym postanowiłem przedstawić drugą stronę medalu.

W marcu uzyskałem tytuł lekarza weterynarii, a następnie rozpocząłem pracę w rodzinnej miejscowości. Zamierzam przedstawić tutaj, w formie krótkich epizodów, piekielnych właścicieli, którzy poprzez swoje postępowanie oraz tzw. "miłość do zwierząt" wyrządzają im krzywdę. [W]Właściciel/ka, [J]Ja.

Po kastracji psa, jako środek zapobiegający lizaniu rany pooperacyjnej, każdy pacjent otrzymuje kołnierz ochronny (zwany także elżbietańskim). Właściciele nie są zadowoleni z powyższego rozwiązania, ale w większości przypadków są w stanie zrozumieć jego celowość. W większości przypadków...
Pani, która wybrała naszą przychodnię po zabiegu, została poinformowana o wszystkich zaleceniach, w tym o konieczności noszenia kołnierza, przez jej pupila, przez okres 10dni(zdjęcie szwów). Po 10 dniach rzeczona osoba pojawia się u nas z psem, ten bez kołnierza (pomyśleliśmy, że zdjęła go dopiero dzisiaj). Po wymianie uprzejmości i ułożeniu delikwenta na grzbiecie zamiast ładnie zagojonej rany pooperacyjnej, naszym oczom ukazała się paskudna, zaropiała "dziura" o średnicy 3cm.

[J]Przepraszam, ale czy utrzymywała pani psa w kołnierzu?
[W]Nie, bo mój: "Bobasek, bimbasek, pieseczek, dzieciątko i co jeszcze tylko chcecie" przeżywał straszny stres, gdy miał na sobie kołnierz (uzasadnienie: w oczach innych ludzi i psów musiał wyglądać głupio). Nie mogłam na to patrzeć i ściągnęłam mu to paskudztwo!
Konsekwencje-długotrwałe gojenie się rany, tym razem pani musiała jednak założyć "to paskudztwo", pies otrzymywał antybiotyk. Wyglądanie głupio przez 10 dni byłoby dla niego mniej szkodliwe.

Epizod z żywieniem zwierząt towarzyszących w tle.

Wyznaję pewną zasadę, w większości przypadków, pomijając te nieliczne np. choroby metaboliczne, człowiek jest otyły z własnej nieprzymuszonej woli- za dużo żre. Ze zwierzętami jest inaczej, to my decydujemy o ilości i jakości pobieranego przez nie pokarmu. Mimo tego na co dzień słyszę: [K]Bo wie pan doktor jak moja "dorcia, dolcia, kuleczka, pieszczoszka..." (tutaj w roli głównej np.labrador 65kg), na mnie spojrzy swoimi oczkami, to muszę jej dać jeść!

Kolokwialnie mówiąc psu wysiadają stawy, serce, często miewa różnego rodzaju infekcje, a mimo tego paniusia nie widzi przyczyny powyższego stanu w 30kg nadwagi, którą dźwiga jej ukochana sunia. Po raz enty strzępię sobie język na temat: jak ważne jest racjonalne żywienie psa i jak poważny jest stan, do którego doprowadziła go właścicielka. Na twarzy paniusi widzę jedynie kpinę i politowanie pod tytułem "ja i tak wiem lepiej". W końcu jednak udaje mi się namówić właścicielkę na wdrożenie programu odchudzającego (sprzedaję jej specjalną karmę, informuję jak ma dawkować, jak odpowiednio dozować wysiłek fizyczny), grajcie surmy anielskie! Tutaj jednak czeka mnie zderzenie z twardą rzeczywistością-po tygodniu okazuje się, że pies przytył 1kg. O_o

[J]Czy zastosowała się pani do moich zaleceń?
[W]Tak dawałam tą karmę, ale jak ona tak na mnie patrzyła... bla bla bla bla etc.
Tym razem ja już nie słuchałem. Paniusia oprócz karmy odchudzającej, podawała psu wszystko co tylko chciał, a nawet jeszcze więcej "bo on taki biedny". To tak jakby oprócz kilograma schabu zjeść sałatkę "light" - jakie ciężkie jest to odchudzanie. Dlatego też, kiedy rzeczona paniusia (lub jej podobne) przychodzi ze łzami w oczach: [W]Mój piesek kuleje, dusi się, proszę mu pomóc, a był taki zdrowy... itp. brakuje mi słów. Drodzy właściciele nie kaleczcie swoich zwierząt, kot i pies nie mają wyglądać jak kulka i 4 patyczki! Przekarmiając swoich milusińskich wcale nie okazujecie im miłości.

Na koniec o największej zmorze spędzającej sen z powiek wszystkim lekarzom weterynarii, czyli samodzielnych próbach leczenia zwierzęcia przez właścicieli.
W dobie internetu coraz częściej spotykam się z tym negatywnym zjawiskiem. Nie wiem dlaczego, ale część posiadaczy zwierząt ubzdurała sobie, że pies czy kot jest organizmem dużo prostszym niż człowiek. Dlatego też mają w zwyczaju bagatelizowanie symptomów możliwej choroby-[W]Myślałem/am, że samo przejdzie. Niektórzy jednak idą dalej, myślą sobie, że oglądanie animal planet, nadrobi 5,5 roku studiów weterynaryjnych.

Dość częsta sytuacja: Pies intensywnie łzawi, oczy są przekrwione, co robi właściciel? Przemywa je oczywiście rumiankiem, po czym o zgrozo delikatne zapalenie spojówek przeradza się w zapalenie ropne. Uzasadnienie: Babcia przemywała mi oczy rumiankiem i było cacy!

Kolejny przykład geniuszu właścicieli: Na wstępie informuję, że dość częstą chorobą skóry jest tzw. Hot Spot (ropne miejscowe zapalenie skóry). W skrócie psa zaczyna swędzieć, wylizuje się i drapie w miejscu świądu przez co tworzy się rana. Drapanie i wylizywanie jeszcze bardziej ją zaogniają, co zwiększa świąd - błędne koło. Uczony właściciel smaruje ją jakimiś duperelami dla niemowląt, zasypką i czym tylko ma, aż po tygodniu decyduje się na wizytę u mnie. Konsekwencje: leczenie trwające minimum 2 tygodnie (tak to jest z chorobami skóry), duże koszty, stres dla niego i dla zwierzęcia. A można było przyjść jak tylko pies zaczął się drapać.

Ludzie szukają u nas pomocy, oceniają nas, często obmawiają za plecami, nazywają rzeźnikami([W]Bo moja Pusia tak płakała jak ten rzeźnik dawał jej zastrzyk). Prawie nigdy nie dostrzegają, że zły stan ich zwierzęcia jest wyłącznie ich winą. W mojej pracy istnieje jedno zwierzę, którego zachowanie potrafi wyprowadzić mnie z równowagi, mianowicie człowiek.

WET

Skomentuj (73) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 900 (1016)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…