Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#16966

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już tu kilka razy wspominałam, sąsiadów mam niecodziennych. I to bardzo delikatne określenie.

Dziś przed południem, wziąwszy pod uwagę to, że mój facet wraca do domu jutro, postanowiłam zająć się mieszkaniem i sobą. Jednoczesne gotowanie obiadu, pieczenie ciastek, robienie pralinek i fabrykowanie całej serii kosmetyków pt. "naturalnie poprawiona uroda" doprowadziło kuchnię do stanu niepokazywalności, a kiedy wypacykowałam się maseczką z ogórecznika, nałożyłam na włosy odżywkę pokrzywową i pokryłam kilka innych części ciała różnobarwnymi maziami (polecam okład z glinki i lawendy na biust, czyni cuda, choć mógłby jeszcze powiększać cycki), wyglądałam jak ofiara kursu makijażu klaunów dla bystrzaków.

Siedzę sobie zatem na podłodze - coby mebli nie uwalać paciajami - w stringach, piłuję paznokcie niczym westernowy więzień kratę w kiciu, jednym uchem słucham piekarnika, drugim celtyckiego barda i myślę tylko o tym, czy najpierw sprzątać w kuchni, czy też może iść do wanny, bo olejek migdałowy do kąpieli stoi i kusi.
Nagle, na moich zdumionych oczach, otwierają się drzwi, a przez nie przelewa się tłumek, prowadzony przez [s]ąsiadkę z piętra niżej, którą znam tak trochę-trochę, z pewnością nie dość, żeby mogła ładować się do mnie bez użycia dzwonka. Tłumek składał się z postawnej i pokaźnej matrony z gatunku "prawdziwe jedzenie to schaboszczak na smalcu", matroniego męża oraz dwóch niedorostków, na oko 16 i 17 lat. Tłumek, pod światłym przewodnictwem sąsiadki, zmierza w stronę mojej kuchni, prowadzony słowami - i tutaj cytuję - "Tędy, zaraz zobaczycie, cześć, Weronika, przyprowadziłam państwa, żeby zobaczyli ci kuchnię, bo chcą kupić i Marta mówiła, że masz bardzo fajnie zrobioną, no to widać, że blat to można puścić tak i się mieści, ale syf straszliwy(!!), a zamiast tej szafy to regał i pawlacz...". Matrona podążyła do kuchni, komentując bałagan, a trzech nosicieli moszen jakoś bardziej niż kuchnią zainteresowało się moim umazianym negliżem. I rozdziawionymi ze zdumienia ustami też, bo gówniarze zaczęli się śmiać i szturchać łokciami, a tatuś nawet nie musiał udawać, że nie widzi, bo w oczach miał zgoła (i gołe) co innego.

Uświadomienie sobie, że to się dzieje naprawdę, zajęło mi 3 sekundy. W czwartej chwytałam już za ręcznik, żeby się czymkolwiek osłonić, biegłam do kuchni i krzyczałam "WYNOCHA, NIE WCHODZIĆ DO KUCHNI!!", zastanawiając się jednocześnie, czy na pewno nie śnię na jawie.
Moje oburzenie, niestety, nie spotkało się ze zrozumieniem sąsiadki.

[S] No co, przecież tylko zobaczą i pójdą, a Marta mówiła, że masz fajną kuchnię. (Marta mieszka przez ścianę i w mojej kuchni niejedno już zjadła i wypiła.)
[Ja] Ale ja sobie NIE ŻYCZĘ żadnych wycieczek! Wynocha mi stąd, ale to JUŻ! OBCEJ KOBIECIE ŁADUJECIE SIĘ DO DOMU BEZ ZAPROSZENIA!!
[S] Oj, przestań się rzucać, jeszcze tylko łazienkę im pokażę, bo chcą moje mieszkanie kupić, i nas nie ma...
Zapalił mi się w oczach płomień, zastawiłam własnym ciałem, odzianym w ręcznik, drzwi do łazienki i rozdarłam się już na całego.
[J] MACIE STĄD NATYCHMIAST WYPIE*DALAĆ ALBO WAS WYNIOSĄ W KAWAŁKACH!! NATYCHMIAST WON!! TO PRYWATNE MIESZKANIE, NIE MUZEUM!

Sąsiadka się skonfundowała, ale matrona chyba była głucha, bo usiłowała mnie odepchnąć sprzed drzwi i zajrzeć, jakież to perełki architektury wnętrz ukrywam w ośmiometrowej łazience. Tak ją to ciekawiło, że złapała mnie za ramię. I to był jej błąd.

Kilkanaście sekund później schylała się, usiłując znaleźć taką pozycję, która nie powodowałaby wściekłych wybuchów bólu w ramieniu, a ja bezlitośnie wykręcałam jej nadgarstek do granic wytrzymałości stawu. Lata chodzenia na treningi wcale nie były bzdurnym wydatkiem. Wyprowadziłam mamuśkę za drzwi, ignorując okrzyki sąsiadki "No przecież chcą kupić moje mieszkanie, co robisz! Na policję zadzwonię!", wypchnęłam tatuśka i gnojków (tego, który chciał mnie złapać za tyłek, poczęstowałam bardzo porządnym kopniakiem), sąsiadka wyszła sama, dochodząc pewnie do wniosku, że czekanie, aż ją zmuszę, będzie dla niej niebezpieczne. W progu zadarła tylko nos i rzuciła przez niego "no, ale w kuchni to ja przynajmniej mam PORZĄDEK". Odwarknęłam, że ja chcę mieć w niej święty spokój i zatrzasnęłam drzwi. Na całe szczęście nie zdążyła się uchylić, bo usłyszałam gwałtowny okrzyk bólu. Mam nadzieję, że trafiłam w nos.
Zamknęłam drzwi na cztery spusty (mój błąd - po wyniesieniu śmieci do zsypu zostawiłam je otwarte), usiadłam pod progiem i starałam się nie myśleć. Bo myślenie doprowadzi do tego, że albo ja przeżyję, albo moi sąsiedzi.

Ludzie, nie popełnijcie mojego błędu. Zamykajcie drzwi. Inaczej wszystko może się zdarzyć.

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1245 (1343)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…