Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#17035

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przepraszam za dłużyznę, ale tak było...

W zeszłą środę trafiłam dość niespodziewanie na oddział patologii ciąży. Ciąża młoda, połowa 2 miesiąca, ale zawsze. Pojechałam do szpitala prosto z miasta, więc w zasadzie bez niczego. Z jednego szpitala skierowali mnie do drugiego (nikogo nie obchodziło, że może właśnie drugi raz tracę dziecko), niestety był to szpital położniczy na Lubartowskiej w Lublinie (postanowiłam, ze podam, który to, ku przestrodze).

Po badaniu w pokoju przy poczekalni, do którego ktoś non stop wchodził i wychodził, nic mi nie powiedziano, pani doktor zapytała tylko, czy jestem zamężna, dlaczego nie mam ze sobą szlafroka i jak mogę nie mieć ze sobą oświadczenia o grupie krwi (legitymacja honorowego krwiodawcy jej nie wystarczyła). Rzuciła mi jakąś szmatę (szlafrok) i kazała pielęgniarce wypełnić resztę dokumentów.

Siedziałam tam jeszcze z 15 minut, podczas których nikt się do mnie nie odezwał, był akurat koniec zmiany, więc ani ta, co kończyła pracę, ani ta co zaczynała nie zamierzały się mną zajmować, przynajmniej na razie. Po prostu chodziły dookoła mnie, jakbym nie istniała, żadnego: proszę jeszcze poczekać, czy coś takiego. Ostatecznie zapytała, czy jestem zamężna i ile oraz kazała podpisać, że zostałam zapoznana z kartą praw pacjenta oraz wiem jaki jest wynik badania wstępnego. Oczywiście, nie zostałam, ale co tam, formalność. Nadal nie wiedziałam, co z moim dzieckiem...

W końcu kazały mi iść na salę, pokazały łóżko w sali dla 7 osób, zostałam. Było już po kolacji, więc zanim mój narzeczony nie przyjechał i nie przywiózł mi ciuchów i jedzenia, leżałam i myślałam o tym, co się dzieje, dlaczego nikt nie przyjdzie i nie poinformuje mnie choćby mniej więcej o tym, co ze mną jest.

W skrócie pobyt przedstawiał się tak:
-lekarze, w tym ordynator oddziału mylili karty pacjentów, a pielęgniarki leki, tak, ze wymieniałyśmy się tymi kieliszkami, które roznosiły z tabletkami.
-myląc karty pacjentów nie sprawdzali nazwiska, kiedy któraś protestowała, że nie przyjechała tu z takimi objawami, tylko z innymi i wydzierali się, że przecież oni mają tu napisane.
-przy obchodzie pytali ile jestem zamężna...
-obchód wieczorny wyglądał tak: -jak się pani czuje? -dobrze. -a pani? -ja też. -to do widzenia.
-na wyniki badań trzeba było czekać ponad 48 godzin (morfologia w przychodni jest dostępna po ok. 5 h)
-stwierdzili, że minimum leży się u nich trzy dni, bo inaczej im NFZ nie zapłaci za pacjentkę.
-na całe piętro była 1 łazienka - przed nią często były kolejki, bo ciężarne często biegają do łazienki.
-pani doktor wmawiała mi, że chodzę do nieistniejącego lekarza, bo ona pracuje w tej prywatnej przychodni i takiego lekarza jak mój nie zna - jak jej pokazałam wyniki badań z nazwiskiem zlecającego lekarza to stwierdziła, że to jakaś pomyłka.
-nie poinformowali mnie o żadnych wynikach badań, które były robione.

Stwierdziłam, że dosyć tego, najbardziej denerwuję się tym, że leżę tu i nie wiem co się dzieje, wypisuję się na własne żądanie.
-podczas wypisywania karty zostałam poinformowana, że jestem złą matką, bo wychodzę na własne żądanie.
-wypisuję się na własne żądanie, więc już mnie nie przyjmą do tego szpitala, bo mam zepsutą kartotekę (nadal jestem w szpitalu czy już na komisariacie?)
-jak mogę odrzucić takich specjalistów???

Położna wzięła mój dowód osobisty i stwierdziła, że odbiorę z kartą informacyjną, ale że stanęły komputery to będzie do odebrania w poniedziałek i że nie odda mi dowodu wcześniej. Dostałam go, jak zagroziłam wezwaniem policji.
Zwolnienie na okres leżenia w szpitalu zostało mi wypisane z błędem, tak, że musiałam jeszcze raz chodzić i czekać, aż mi z łaską wypiszą...

Szpital Położniczy na Lubartowskiej w Lublinie

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 650 (736)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…