Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#17299

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
W czasie studiów, jak to zwykle bywa, musiałam odbyć praktyki. W moim przypadku były to praktyki w gospodarstwie melcznokrowim, które oddalone było o jakieś 3 czy 4 km od mojego miasta. Wakacje tamte były pogodne, więc najczęściej rano jeździłam tam autobusem, a wracałam pieszo. Zdarzało się, że zatrzymywał się samochód i dostawałam ofertę podwiezienia do ′cywilizacji′.

Któregoś razu zatrzymał się Mercedes. Nie znam się na motoryzacji, ale czułam się w nim jak świnia na salonach. W końcu ′g*wno najlepszym przyjacielem zootechnika′, a ja właśnie wracałam z obory. Na moje dzień dobry kierowca odpowiedział ′szczęść boże′. Wtedy mnie olśniło! Tak, to jakiś ksiądz ubrany prawie ′po cywilnemu′. Prawie, bo strój wyróżniał się tylko koloratką, więc nie zauważyłam od razu tego szczegółu.

Starał się nawiązać rozmowę, pytając o cel mojej wędrówki. Dowiedział się że w tamtej wsi mam praktyki i właśnie do domu wracam. W zamian ja dowiedziałam się, że jestem zła, bo powinnam być teraz na pielgrzymce do Częstochowy, jak każdy porządny młody człowiek. Jak ja tak mogę do kościoła nie chodzić? Skąd niby wiedział czy chodzę? Pierwszy raz go na oczy widziałam i to NIE był ksiądz z parafii pod moim domem. Nasłuchałam się trochę tego typu rewelacji przez całą drogę, ale jedna przebiła wszystko.

- To tak nie może być, że najważniejsze są rzeczy materialne. Musisz [nie pamiętam, czy mówił mi na ty, czy na pani] wyżej cenić sobie wartości duchowe, życie wieczne, bo dobra doczesne szybko przemijają.

Tak powiedział właściciel mercedesa do osoby, która nawet roweru nie ma.

p.s.
Dzisiaj idę do kościoła z aktem apostazji i coś czuje, że to będzie materiał na podobną historię.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 424 (590)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…