Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#17423

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakiś czas temu zostałem właścicielem szczeniaka bardziej wilczego niż psiego, tj. suka mieszanka czechosłowackiego wilczaka kumpla zmieszała się z wilkiem. Szczeniaki w liczbie sztuk czterech były tak urocze, że jednego musiałem przygarnąć.
Piecho trochę urósł, jednak nadal jest małą, słodka kulką sierści lubiącą inne psy i - o dziwo - koty także. Maluch jest też bardzo karny, a jako, że na osiedlu wszyscy się znają i zaskarbił miłość niemal wszystkich, na spacer wychodzę z nim bez smyczy. Problemów nie było aż do niedawna.

Teściowa, która mieszka z nami, nie toleruje palenia, więc spacerki z Kibą są dla mnie główną wymówką "na papieroska", jeśli mam akurat stresowy dzień.
No i wychodzę sobie kulturalnie ze szczunem przed 20, młody hasa jak zwykle bez smyczy, ja papierosek, aż zza zakrętu wybiega Jakiś Pies.
Otóż Jakiś Pies nie był psem zwykłym - znam wszystkie osiedlowe psiaki, a ten był niewątpliwie nowy - duży, jasnożółty z zakręconym ogonem. Wyglądał na kundelka.
Jakiś Pies podbiega do Kiby, do którego wcześniej profilaktycznie zbliżyłem się na ten jeden metr. Macha ogonem, więc nie będę psa zabierać, pewnie chce się pobawić, myślę.
Cóż, pobawić może i się chciał, dopóki Kiby nie powąchał. W tym momencie zaczęło się ujadanie, na szczęście nie rzucił się na psiaka. Ja szczeniaka między nogi i trzymam, bo też ujada, kulę się nad nim, żeby pies jak już się rzuci to na mnie.

I tu wkracza Pan Od Jakiegoś Psa, który okazał się stróżem z budowy. I to chyba po kilku piwach.

[POJP] Te, co mnie pan tu psa straszysz?
[J] Pan go weźmie! Psa mi, *****, zagryzie!
[POJP] Na mojego ku*wić będziesz?! Nie po to sobie psa obronnego biorę, żeby go teraz od jakiś ************** ****** odciągać! Se pogryzie i się uspokoi!

We mnie już się gotuje, ale nie wstanę, bo Kibę zagryzie. W akcie desperacji wyciągam rękę, żeby odepchnąć psa i wziąć szczeniaka na ręce. To był błąd, bo jedyne, co potem zarejestrowałem to jego kły w moim ramieniu. Od poważnego pokiereszowania uchroniła mnie chyba tylko kurtka (zmarźluch jestem i od dzisiaj oficjalnie przestaję się na to skarżyć!). Psa jakoś odetchnąłem, wyrwałem mu rękę z pyska, wziąłem rzucającego się Kibę na ręce, co bolało jak cholera i pobiegłem do domu, bo zakrwawiony rękaw nie zachęcał do dalszej walki.

Teściowa jak mnie zobaczyła mało nie zemdlała, na szczęście ran nie miałem szczególnie głębokich, szwów mi poszło chyba z dziesięć. Pan na budowie już nie pracuje, a pies poszedł najpewniej do uśpienia.

osiedlowa budowa

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (192)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…