Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#17756

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia, której bohaterką jestem ja sama czyli iście piekielny przedszkolak. Hoć historia krótka, będzie długo ponieważ chcę oddać złożony nastrój chwili.

Koleżanka J. będąc dziecięciem z bogatej rodziny zawsze przynosiła do przedszkola jakieś bajery, typu: Barbie syrenka z NOGAMI w ogonie (panie zrozumieją, że była to sprawa zasadnicza jeśli chodzi o syrenki:) Bajery, na widok których reszcie dzieci wychodziły oczy i wydawały z siebie przeciągłe, namiętne "Łaaaaaaaał!"
Pewnego dnia owa koleżanka przyniosła do przedszkola oszałamiającą LINIJKĘ w której wnętrzu była woda i pływały w niej jakieś brokaty, rybki, kamyczki, słowem wszystko co się świeci i mieni. Dzieci oszalały. J. puchła z dumy.
Nie wytrzymałam napięcia i wypaliłam: J. czy mogę sobie narysować kreskę od Twojej linijki, prooooszę!
J. zmarszczyła się chytrze i patrząc na mnie z wrednym uśmiechem, z najwyższym sadyzmem i satysfakcją odrzekła:NIE.
Skamieniałam. "O żesz ty.... głupia krowo!"-obrzuciłam ją w myśli najgorszą obelgą jaka przysżła mi wtedy do głowy. Poprzysięgłam zemstę.
Cały dzień w przedszkolu spędziłam obserwując J. z zaciśniętymi pięściami i szczękami. Byłam żądna krwi! W końcu moja cierpliwość została nagrodzona: J. dosłownie na chwilę zostawiła swoją bezcenną, lanserską linijkę na paprapecie i poszła w inny kąt sali.
Niczym zawodowy szpieg podkradłam się cicho i powoli do linijki i normalnie, nielegalnie buchnęłam ją.
Było mi mało. Chciałam ZEMSTY!
Sprintem pobiegłam do łazienki i tam w szale, za wszystkie moje krzywdy, za pomocą nóżki w czerwonym buciku zabiłam linijkę rozbijając ją w drobny mak na podłodze, po czym z kamienną twarzą wróciłam do sali czekając na epilog.
J. szybko zorientowała się, że linijka zniknęła. Wszczęła alarm, postawiła na nogi wszystkie dzieci, starszaki, 2 nauczycielki i panią kucharkę. Chciała dzwonić na policję.
Wtenczas do akcji wkroczyłam ja, jednoczeście wspinając się na wyżyny podłości i okrucieństwa. Pełna udawanej obojętności, jak gdyby nigdy nic udałam się do łazienki, niby za potrzebą. W łazience, przed lustrem, przybrałam najbardziej przerażoną minę na jaką umiałam się zdobyć i pędem ruszyłam do sali, niczym Anioł Śmierci ogłaszać tragiczną nowinę.
-J. szybko, szyyybko chodź!
J. pełna najgorszych przeczuć rzuciła się w pogoń za mną, do łazienki, a za nią reszta dzieci, naauczycielki i pani kucharka.
-Właśnie to znalazłam, zobacz! KTOŚ JĄ POŁAMAŁ! -zakrzyknełam.
Prawda była okrutna: linijka leżała rozstrzaskana na ziemi w łazience.
J. rzuciała się na ziemię targana najwyższą rozpaczą, a z jej oczu w jednej sekundzie trysnęły słone fontanny. Dzieci wstrzymały oddech, porażone ogromem tragedii. Nauczycielki skamieniały.
Jedynie mała dziewczynka w czerwonych bucikach wolnym krokiem udała się do sali, aby w samotności móc nacieszyć się swoją satysfakcją, pod nosem wciąż, jak melodię z ulubionej bajki, powtarzając: Było mi pożyczyć....
Jeszcze przed zaśnięciem tegoż dnia na jej twarzy błąkał się delikatny, nieśmiały uśmiech pełen sadystycznej radości...
Nigdy nie miałam wyrzutów sumienia.

THE END

Do dziś zastanawiam się skąd w 5 latce tyle perfidności. :)

przedszkole

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 84 (156)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…