Trzecia historia którą tu postanowiłem opisać, dotyczy reklamacji u naszego kochanego krajowego monopolisty. Poczty Polskiej.
1 września na Allegro sympatyczna pani kupiła u mnie koszulkę. Bardzo fajną, w sumie unikatową - w Polsce nigdy nie widziałem podobnej. Szybka wpłata, wysyłka poleconym ekonomicznym. Zacieram łapki, bo troszkę kasy wpadło, wygląda na to, że kolejna zaliczona udana transakcyja, a było to wszystko jeszcze w chwili kiedy w miarę zależało mi na komentarzach - po wprowadzeniu sraczkowatych gwiazdków trochę mi ta ochota przeszła. No, ale! Wróćmy do historii właściwej.
Jakoś tak pod koniec drugiego tygodnia września dostaję maila, w którym Adresatka pyta, czy wysłałem już koszulkę, bo nie dostała jej jak na razie. Myślę sobie - OK, skanujemy dowód nadania, wysyłam mailem i odpowiadam, że zgodnie z datą stempla pocztowego, poszło 2 września. Mamy chyba 12, 13. Trochę długo, nawet jak na wysiłki Polskiej Poczty, nie sądzicie? Nie było żadnego kwitka awizo, a jeśli poczta nie dostarczy przesyłki, to powinni taki do skrzynki wrzucić. No to czekamy. A nuż sprawa się jakoś wyjaśni?
W międzyczasie piszę maila do centrali Poczty w Bydgoszczy, podając numer przesyłki i pytając, co jest grane. Odpisują, że zgodnie z ich danymi w systemie, przesyłka czeka od 6 września w Urzędzie Pocztowym w Warszawie na ulicy Towarowej... Zadowolony, że sprawa znalazła w końcu szczęśliwy finał, piszę mailem do Adresatki, że z niewiadomych powodów przesyłka trafiła na podany urząd i takie tam.
Za chwilę Kontrahentka dzwoni. Była na podanej poczcie, oczywiście odesłali ją z kwitkiem, a przesyłki ni ma. Rozpłynęła się.
Zdecydowaliśmy - składamy reklamację, zobaczymy co dalej.
Pani kierownik na poczcie bardzo miła, wypełniam druczek (na przyszłość dla tych co jeszcze nie reklamowali - nie trzeba już smarować pism, wystarczy ów druk wypełnić już na miejscu, potrzebny jest Wam oryginał dowodu nadania - dostaniecie w zamian kserokopię i odpis), poszło.
Dziś dostaję od Adresatki SMS-a. I oczy mam jak ruskie filiżanki:
"Witam pana, był u mnie listonosz w sprawie tej koszulki co nie doszła i powiedział, że to było na jego zmianie, ale nie wie co się stało. Dalej mówił, że pobrał ale jej nie ma i zwrócił pieniądze za nią ale prosił żeby wycofać reklamację i skargę z poczty, żeby nie miał nieprzyjemności (...)".
I tak sobie myślę, co ta nędzna kreatura zrobiła z przesyłką?
Myślał, że w środku jest plik pieniędzy albo złoty pierścionek?
Oblał kawą?
Stracił przesyłkę, pogoniony przez psa?
Odpisałem, że jutro mija 14 dzień od czasu złożenia reklamacji i skoro wcześniej szanowny doręczyciel się nie zainteresował i nie pofatygował wcześniej, to zostawiam sprawę tak jak jest. I nie mam wyrzutów sumienia, może jak dostanie po premii to się czegoś nauczy.
PS. Update z 4 października. Właśnie dostałem pismo, że z przyczyn wyjaśniania sprawy, bla, bla, bla, przedłużają ostateczną decyzję ws. reklamacji do 19 października. Nie ma to jak dokupić sobie czasu w opcji "Kup Teraz".
;-)
1 września na Allegro sympatyczna pani kupiła u mnie koszulkę. Bardzo fajną, w sumie unikatową - w Polsce nigdy nie widziałem podobnej. Szybka wpłata, wysyłka poleconym ekonomicznym. Zacieram łapki, bo troszkę kasy wpadło, wygląda na to, że kolejna zaliczona udana transakcyja, a było to wszystko jeszcze w chwili kiedy w miarę zależało mi na komentarzach - po wprowadzeniu sraczkowatych gwiazdków trochę mi ta ochota przeszła. No, ale! Wróćmy do historii właściwej.
Jakoś tak pod koniec drugiego tygodnia września dostaję maila, w którym Adresatka pyta, czy wysłałem już koszulkę, bo nie dostała jej jak na razie. Myślę sobie - OK, skanujemy dowód nadania, wysyłam mailem i odpowiadam, że zgodnie z datą stempla pocztowego, poszło 2 września. Mamy chyba 12, 13. Trochę długo, nawet jak na wysiłki Polskiej Poczty, nie sądzicie? Nie było żadnego kwitka awizo, a jeśli poczta nie dostarczy przesyłki, to powinni taki do skrzynki wrzucić. No to czekamy. A nuż sprawa się jakoś wyjaśni?
W międzyczasie piszę maila do centrali Poczty w Bydgoszczy, podając numer przesyłki i pytając, co jest grane. Odpisują, że zgodnie z ich danymi w systemie, przesyłka czeka od 6 września w Urzędzie Pocztowym w Warszawie na ulicy Towarowej... Zadowolony, że sprawa znalazła w końcu szczęśliwy finał, piszę mailem do Adresatki, że z niewiadomych powodów przesyłka trafiła na podany urząd i takie tam.
Za chwilę Kontrahentka dzwoni. Była na podanej poczcie, oczywiście odesłali ją z kwitkiem, a przesyłki ni ma. Rozpłynęła się.
Zdecydowaliśmy - składamy reklamację, zobaczymy co dalej.
Pani kierownik na poczcie bardzo miła, wypełniam druczek (na przyszłość dla tych co jeszcze nie reklamowali - nie trzeba już smarować pism, wystarczy ów druk wypełnić już na miejscu, potrzebny jest Wam oryginał dowodu nadania - dostaniecie w zamian kserokopię i odpis), poszło.
Dziś dostaję od Adresatki SMS-a. I oczy mam jak ruskie filiżanki:
"Witam pana, był u mnie listonosz w sprawie tej koszulki co nie doszła i powiedział, że to było na jego zmianie, ale nie wie co się stało. Dalej mówił, że pobrał ale jej nie ma i zwrócił pieniądze za nią ale prosił żeby wycofać reklamację i skargę z poczty, żeby nie miał nieprzyjemności (...)".
I tak sobie myślę, co ta nędzna kreatura zrobiła z przesyłką?
Myślał, że w środku jest plik pieniędzy albo złoty pierścionek?
Oblał kawą?
Stracił przesyłkę, pogoniony przez psa?
Odpisałem, że jutro mija 14 dzień od czasu złożenia reklamacji i skoro wcześniej szanowny doręczyciel się nie zainteresował i nie pofatygował wcześniej, to zostawiam sprawę tak jak jest. I nie mam wyrzutów sumienia, może jak dostanie po premii to się czegoś nauczy.
PS. Update z 4 października. Właśnie dostałem pismo, że z przyczyn wyjaśniania sprawy, bla, bla, bla, przedłużają ostateczną decyzję ws. reklamacji do 19 października. Nie ma to jak dokupić sobie czasu w opcji "Kup Teraz".
;-)
Poczta Polska
Ocena:
453
(547)
Komentarze