Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#18396

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia toczyła się kilka lat temu, kiedy za oknami było już szaro, buro, zimno i najpierw deszczowo, a potem śnieżnie. Zaczęła mnie łapać jesienno-zimowa chandra, na nic nie miałam ochoty, chodzenie do szkoły zaczęło mi sprawiać ogromną trudność. Odczuwałam nieustanne mdłości, wieczne bóle brzucha, ciągłe zmęczenie. Niestety, żaden lekarz pierwszego kontaktu nie potrafił mi powiedzieć, co mi jest, i każdy po moim wykluczeniu ciąży odpowiadał, że nie wie w takim razie co mi jest i odsyłał z kwitkiem (sic!). Pogrążałam się coraz bardziej w niechęci do ludzi i do życia, unikałam kontaktów z ludźmi i przesiadywałam godzinami w osamotnieniu.

Problem widziałam osobiście tylko w jednym: moje życie legło w gruzach z powodu ciągłego odczuwania mdłości i chęci zwymiotowania, które mi towarzyszyły na każdym kroku. Ostatecznie dałam się namówić przez pewną dobrą duszę na pójście do psychologa. Koszt 80zł za wizytę, niemało jak na uczniowską kieszeń, tym bardziej, że nie było żadnego "dofinansowania" ze strony rodziców, bo rodzice o niczym nie wiedzieli, traktując moje złe samopoczucie jako fanaberię, ale tak czy inaczej uznałam, że psycholog to najlepsze wyjście.

W trakcie rozmowy z panią psycholog zdążyłam się rozpłakać, poruszałam najistotniejsze dla mnie fragmenty mojego życia, mówiłam o tym, jak się czuję obecnie, jak bardzo boję się wymiotować, że to najgorsze i że jestem w takim stanie, że planuję samobójstwo, bo nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić. Pani psycholog zdawała się mnie uważnie słuchać, potakiwała, patrząc za okno, podczas kiedy ja płakałam i mówiłam o rzeczach najbardziej dla siebie wstydliwych, licząc na pomoc w wyjaśnieniu, co mi jest i jak to mogę leczyć.

W pewnym momencie, kiedy nie skończyłam jeszcze mówić o innym aspekcie mojego strachu przed wymiotowaniem, pani [P]sycholog przerwała.

[P]: Z tego co widzę nasz czas dobiega końca, godzina mija i czeka na mnie kolejny pacjent... Prawdę mówiąc nie jestem pewna, co pani jest, ale zapraszam panią na terapię grupową.

Podała mi wizytówkę, kazała zapłacić sobie umówione 80 złotych i tyle było z wizyty. Wyszłam zła, smutna i jeszcze bardziej zdołowana, czując, że wszyscy mają mnie głęboko gdzieś, jeszcze poważniej zastanawiając się nad samobójstwem.

Kilka tygodni później rzuciło mnie do psychiatry w ośrodku wojewódzkim, na kilka dni przed samobójstwem (!). Okazało się, że mam zaawansowaną depresję, nerwicę i fobię na wymioty.

Serdecznie pozdrawiam prywatną panią psycholog, która tylko pogorszyła mój nastrój i w niczym nie pomogła i jako specjalistka nie odkryła mimo oczywistych objawów ani depresji, ani nerwicy, ani fobii. Gdyby nie to, że do psychiatry poszłam niekoniecznie z wyłącznie własnej woli, pewnie nie byłoby mnie już na tym świecie. Ciekawi mnie, czy byłabym pierwszą ofiarą śmiertelną nieudolnej pani psycholog. Po tej historii wiem już na pewno, że jeśli się leczyć "na głowę", to w ośrodkach państwowych. Tam lekarze-specjaliści nie tylko nie ignorują oczywistych objawów, ale nie patrzą też na zegar w oczekiwaniu na kolejnego klienta. Obecnie jestem osobą zdrową, która życie zawdzięcza nie specjaliście prywatnemu, a publicznemu.

służba_zdrowia

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 73 (201)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…