Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#18579

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Jestem klasycznym przykładem gatunku student, czyli nie dosypiam (bynajmniej nie uczę się od rana do nocy) i nie dojadam, za to dopijam. Bywa i tak, że nie ma co do garnka włożyć z powodu: braku pieniędzy, braku czasu, kuszących wystaw butików czy wścibskiego kota (niepotrzebne skreślić). Dlatego warto mieć ciocię, która czasem dostarczy pełnowartościowy obiadek pod same drzwi, albo przygotuje go u siebie, bo z mamą widuję się rzadko, a część rodziny mieszka akurat w moim mieście.

Pewnego (i mam nadzieję ostatniego) razu zamiast cioci pojawił się u mnie wujek, którego nie widziałam ze sto lat, bo pracuje w Niemczech i przyjeżdża tylko jak jest coś ważnego (np. czyjeś wesele). Nawet się ucieszyłam, a po chwili miałam ochotę mu przydzwonić. Ale po kolei.

Mam Kicię, która przeszła niedawno dwie skomplikowane operacje tylnych kończyn po zrzuceniu jej z ogromnej wysokości przez pewną piekielną, o czym tu już kiedyś pisałam. Kotka chodziła jakiś czas z pomocą jeździka na kółkach, na którym sadowiło się jej tylne łapki, a poruszała się siłą przednich. Jest już zdrowa i wesoło hasa po mieszkaniu, ale jak idzie powoli, albo siądzie w dziwnej pozycji, to widać, że z tymi nóżkami jest coś nie tak. Nie przeszkadza jej to, ale widocznie wujkowi bardzo.

Jak tylko wujek wszedł, zobaczył kota i nie omieszkał skomentować jego wyglądu. W - wujek, J - ja. Rozmowa z istnej Wieży Babel.

W - A co on taki dziwny jakiś?
J - To kotka. Wiesz wujku, jedna porąbana pi*da wyrzuciła ją z szóstego piętra.
W - Przecież by nie przeżyła!
J - A jednak.
W - Ale to zwierzę musi cierpieć.
J - Myślę, że nacierpiała się w swoim czasie, ale już jest radosna i pewnie nie myśli o wypadku. Tylko okno omija szerokim łukiem.
W - Lepiej by dla niej było, gdyby wtedy zdechła.
J - Oj wujku, nie mów tak. Od razu dostała narkozę i była operowana.
W - Mimo wszystko. Dalej wygląda beznadziejnie i powinno się ją uśpić.
W oczach mi się zaczęły gromadzić łzy.
J - Ja jej za nic nie oddam, cieszę się, że nic poważniejszego się nie stało. Skończyło się dobrze. Jak ciocia?
W - Nawet do polowania się nie nadaje. Żadnej myszy by nie złapała, nawet chodzi pokracznie.
J - Biedna ciocia...
W - O kocie mówię!
J - Kot za to szybko biega - zacisnęłam zęby i brnęłam dalej w inne tematy, bo przecież ten się musiał kiedyś skończyć - A propos biegania, to ja się umówiłam z koleżanką i za pięć minut mam być gotowa.
W - Durne młode, pobiegaj sobie na polu za pługiem i kobyłą u babci. A w Niemczech byś nie dostała za tego kota i pięć euro. A zdrowe chodzą po 35, bo u Szwabów dużo myszy harcuje i bardzo sobie koty cenią. Przy granicy nieraz się widzi, jak Polacy hurtem sprzedają je Niemcom. Ten twój i tak niedługo kimnie, żadnego z niego pożytku.
J - Babcia umarła prawie pięć lat temu, połączenie pługa z koniem jakieś pięćdziesiąt, a kot póki co ma się świetnie. I doskonale nadaje się na przyjaciela. A ty wujku cały czas w Niemczech pracujesz, tak?
W - Ach tak, umarła. Ale no żartuję przecież. Czasem tylko zapominam, nie było mnie na pogrzebie (własnej teściowej), pracę miałem. Młode to i głupie. O tobie mówię. Na wsi kot myszy łapie, a po co ci on w mieście? Tylko żre, sra i sprzątać po nim trzeba.
Oczy mi już zabiegły łzami tak, że mało co widziałam.
W - Ja ci mówię, wezmę go na wieś do wujka, to tam gdzieś palnę mu czymś w łeb, albo utopię. Nie będziesz miała problemu, a kot nie będzie cierpiał. Zrobię to delikatnie.
J - Sam się wujku weź delikatnie palnij w łeb.
W - Słucham?
J - Nic, nic. Śpieszę się.
W - Mówię ci, to zwierzę to tylko problem. A ty się uczyć musisz, karierę robić. Na co ci kot?
Tu schylił się po Kicię, która ufnie podeszła bardzo blisko, jednak byłam szybsza i to ja ją wzięłam na ręce.
W - O jejku, jejku, jakie to delikatne. I czego ryczy?
J - A nie przyszło ci wujku na myśl, że ja kocham tego kotka i za nic w świecie bym go nie oddała?
W - Ale to tylko głupie zwierzę jest przecież... Ach, młodzież. Studentka od siedmiu boleści. Sama niedojadasz, dokarmiać cię musimy, a ty pewnie połowę darmozjadowi dajesz. To ja może zabiorę to żarcie i sam zjem.
J - Ja się o jedzenie nie proszę. Może je wujek stąd zabrać.
W - Nie po to całe miasto jechałem, więc weź już i nie pyskuj. I nie rycz, bo za głupim kotem nie warto. I tak zdechnie niedługo. Będziesz miała więcej na waciki.
J - Może idź już lepiej, wujku.
W - Nie chcesz, to nie. Wysłałbym go na tamten świat raz a porządnie. Nic tu po mnie.
J - Też tak myślę.
W - No chyba mnie nie wyganiasz? Ale rozumiem, śpieszysz się. Wyrosłaś, nie widziałem cię z dziesięć lat. Pewnie i kolejne dziesięć nie zobaczę.
J - Na szczęście...
W - No nieszczęście, nieszczęście. Ale cóż zrobić. Lecę. Jakbyś miała dość tego kota to napełnij wannę wodą i...
J - Jezu! Mam włączone żelazko! - krzyknęłam i zatrzasnęłam wujowi drzwi przed nosem. Potem siadłam na ziemi, łzy mi pociekły po twarzy, mocno przytuliłam kotka i nie wypuszczałam bardzo długo. Miałam irracjonalne przeczucie, że na każdym kroku czai się ktoś, kto chce moje małe mruczące szczęście skrzywdzić. Dawno mi nie było tak smutno, a wujka szczerze znienawidziłam. Miałam nadzieję, że trafiłam mu drzwiami w twarz. Wcale się ciotce nie dziwię, że jakoś jej szczególnie nie przeszkadza stała rozłąka z mężem.

Gołąbki, które wuj przywiózł, zostały skonsumowane przez studentów z mieszkania obok. Powiedziałam, że mam dużo, a w zamian dostałam cztery chińskie zupki i bynajmniej się nie zmartwiłam. Wolałam nawet być o pustym żołądku, niż zjeść te gołąbki z poczuciem, że wuj zrobił wielką łaskę i mi ich żałuje. To przeważyło nad sympatią do cioci i wdzięcznością za jej pracę. Zadzwoniłam do niej tylko i podziękowałam za obiad. Przynajmniej jej zrobiło się miło.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 129 (215)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…