Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#18585

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Przypomniało mi się, jak kiedyś sprzedawałam auto brata, opla omegę sedan wartego około 15 tysięcy. Warto jednak wspomnieć, że auto nie miało znaczka Opla, tylko Vauxhalla - brytyjskiego odpowiednika, z tym że było przerobione z angielskiego samochodu na normalny, miało kierownicę z lewej strony i w niczym się nie różniło od opla, prócz tego znaczka.

Brat umówił się z kilkoma kupcami, ale potem coś mu wypadło i namówił mnie na pośredniczenie w transakcji obiecując, że skapnie mi cała kasa powyżej 15 000, jeżeli utarguję więcej. Założył się, że nie dam rady tego dokonać i jednocześnie zastrzegł, że poniżej 15 kawałków mam nie sprzedawać. Wszystkie dane dotyczące auta były bardzo szczegółowo wymienione w ofercie. Każdy element, na pojedynczych rysach kończąc, opisany był z namaszczeniem. W polu "cena" była tylko informacja, że jest ona do uzgodnienia. Jak już się człowiek pofatyguje i mu się spodoba, to raczej kupi niż nie kupi. A nuż zaproponuje więcej niż się można spodziewać? Opiszę tu trzech najciekawszych zainteresowanych.

Przybyła pierwsza para - dystyngowana pani przypominająca Bukietową z "Co ludzie powiedzą" i jej mąż zdający się nie ogarniać, co się wokół niego dzieje. M - mąż, P - paniusia, J - ja.
M - Ale to nie jest opel!
J - Vauxhall. Było to wyraźnie zaznaczone w aukcji, ale napisaliśmy też, że opel, aby łatwiej go można było znaleźć. Mało kto szuka vauxhalla. Jak ktoś chce omegę, to chce omegę. To jest proszę pana omega.
M - Co mnie pani w ch*ja robi!? Chciałem opla omegę!
J - Nie moja wina, że pan nie doczytał. Były też zdjęcia, nawet jedno ogromne przedstawiające sam znaczek. Gwarantuję, że niczym się to auto nie różni od opla. Są pod ten sam wzór.
M - A gówno się pani zna, to nie jest opel!
J - Wypraszam sobie. Ale niech pan pójdzie ze mną i spojrzy na kierownicę. Opel?
M - A no niby opel, ale kierownicę z odpowiednim znaczkiem to sobie każdy mógł przykręcić.
J - I została przykręcona, bo auto było przerabiane z angielskiego modelu na europejski i mniemam, że wymiana całej deski rozdzielczej była wtedy konieczna. A kierownica do pierwszego lepszego samochodu by tu nie pasowała.
M - Ale jak to przerabiany z angielskiego modelu? Po co przerabiany?
J - A chciałby pan z kierownicą po prawej stronie jeździć?
M - Czy pani mnie w wała robi?
J - Skądże znowu. Mówię ogólnie na czym polega taka przeróbka.
M - I cały przód ma wymieniony?
J - Deskę rozdzielczą tak jak wspomniałam i tak jak zresztą było napisane, ma nową. Ale wszystkie części są oryginalne i pochodzą wyłącznie z fabryk Opla.
M - A to ja nie chcę takiego auta.
J - Trzeba było nie tracić swojego cennego czasu i uważnie czytać wszystko poza numerem telefonu.
M - A co to w ogóle pali? Benzynę? Bo jakby był gaz, to bym jeszcze dał z siedem tysięcy i by pani wzięła.
J - Przykro mi, ale to auto jest warte co najmniej szesnaście tysięcy (celowo zaczynałam od tego pułapu) i taniej go nie sprzedam.
M - Gówno się pani zna.
J - Jak tak się pan ma do mnie zwracać, to do widzenia.
M - A na gaz jest?
J - Można i na gazie i na benzynie jeździć. Butla jest wmontowana. Wszystko było na stronie.
M - Co mi tu chrzani, albo auto jeździ na benzynę, albo na gaz!
J - Widzi pan ten przełącznik? Nim pan odcina lub podłącza dopływ gazu. Można też jeździć na mieszance.
M - To jakaś ściema jest.
J - Zapewniam, że nie.
P - Józku, jedźmy, nie rób z siebie idioty.
M - Kiedy ona chce ze mnie zedrzeć kasę, oszustka jedna!
J - Jeśli się panu nie podoba, proszę stąd odjechać. Jak nie ma pan nawet wiedzy o podłączeniu gazu, nie wspominając o czytaniu ze zrozumieniem, to może pan sobie kupować majtki na bazarze, a nie samochody.

Facet na szczęście się obraził i nie odpowiedziawszy odjechał.

Drugim potencjalnym kupcem była laska mniej więcej w moim wieku, trajkotająca o wszystkim, ale nie o aucie. Głównie o tym, że przyjechałaby z chłopakiem, ale właśnie została porzucona. Zadawała pytania typu:
- A czy to auto ma bagażnik?
- A czy zmieści się na tylne siedzenie dwudziestolitrowa butla do pędzenia bimbru? (WTF?)
- A czy auto posiada gwarancję?
- Czy radio było używane?
- A czy w radiu leci Radio Eska?
- Czy jak ustawię klimatyzację na najniższą temperaturę, to zamarznie mi woda w butelce i czy będzie mi spływał makijaż jak ustawię maksymalne grzanie?
- Gdzie się tankuje gaz? To znaczy, w którym sklepie można kupić? Bo na stacji to chyba tylko benzynę, prawda?
- Jak to auto przyjechało z Anglii, skoro po drodze jest jakiś kanał?
- Czy jak będę wiozła ze sklepu frytki w bagażniku, to mi się rozmrożą?
- Czy skoro jest gniazdko z prądem, to mogę podłączyć suszarkę albo prostownicę?
- Czy ten cały znaczek z psem da się zamienić na znaczek z koniem? Bo ja lubię koniki. (Jak dla mnie to był hipogryf, ale co ja się tam znam).
I coś, co mnie absolutnie rozwaliło:
- Ile się w tym aucie czeka na zielone?
Odpowiedziałam jej, że w tym aucie krócej niż w każdym innym, bo jest tak zaje*iste, że zagina czasoprzestrzeń. O dziwo łyknęła, nie pytając co to jest czasoprzestrzeń. Jak powiedziałam, że nie sprzedam jej tego auta bez prawa jazdy, to nagle zmieniła wersję, że to nie dla niej. I że prawo jazdy to przecież może mieć i za tydzień, co to za wyczyn dla jej taty. Załatwi się, nie? W końcu orzekła, że auto od początku było dla niej za duże i aż tak się jej nie podoba.

Przybyła kolejna para - facet szafa, cierpiący na syndrom ABS, Absolutny Brak Szyi i kobietka typu różowy pudel skrzyżowany z panterą. Ona głównie otwierała usta jak karp, a on widocznie chciał jej zaimponować. Jakąś tam wiedzę o samochodach miał, ale zwątpiłam w ludzi jak zapytał, czy zanim mu sprzedam auto dałabym radę jakimś cudem zlikwidować szyberdach, bo pewnie będzie mu świecić i kapać na głowę. Rozczarowałam go, że nie da się tego usunąć, zanihilować, załatać, jakkolwiek by to nazwać. Dodałam, że szyberdach na pewno nie przecieka i jest przyciemniany, więc nic go razić nie będzie.
Laska stwierdziła, że szyberdach jest jednak cool i nagle przestał być on jakimkolwiek problemem.
Karczek przyczepił się oczywiście do logo widniejącego na masce. Powiedziałam mu więc, że vauxhalle są zarąbiste, bo nikt z jego znajomych pewnie takiego nie ma, a on będzie miał i każdy się będzie dziwił co to, i zachwycał. Ten argument trafił w samo sedno.

Gdy dobijałam mojej życiowej transakcji za dwadzieścia tysięcy (cena nieśmiało rzucona przez karczka to 19 kawałków, co udało mi się podnieść jeszcze o tysiączek), lasencja była akurat w pobliskim sklepie. Jak wróciła, zapytała:
- I co, kupiłeś tego opla?
- Nie opla, mróweczko. Vauxhalla!
Spisaliśmy umowę i odjechali z piskiem opon.

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1044 (1106)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…