Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#18822

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielny szef? Czemu nie? Taką historię też mam :)

Działo się to w 2005 roku. Miałam "umówioną" robotę na wakacje, jednak coś nie wyszło ze zleceniami dla firmy, z którą z reguły wakacyjnie współpracowałam i zostałam na lodzie. Dlatego odpowiedziałam na ogłoszenie "zatrudnię recepcjonistkę do hotelu". W sumie czemu nie, jak przygoda, to tylko w Warszawie, zwłaszcza że hotel niedaleko (kilka przystanków, a zdarzało mi się chodzić piechotą).
Pani właścicielka zachwycona - młoda studentka, biegle operująca dwoma językami obcymi i komunikująca się w dwóch innych, dająca sobie radę z komputerem - proszę bardzo! Praca zmianowa, 24 godziny na recepcji, potem dwa dni wolnego i znowu 24 godziny. Płaca znośna, warunki fajne, żarcie z restauracji hotelowej, picie dostępne... Ale co? Oczywiście umowę podpiszemy, jak ona wróci z wakacji. Wyjechała na miesiąc (tenże feralny lipiec).

Opiekę nad hotelem przejął "Pan Szef", czyli tatuś tej pani. Byłoby nieźle, gdyby nie miał zbyt klejących się rąk. Najpierw mnie "poznawał" - wiecie, takie rozmowy o tylnych częściach Maryni, gdy nie było klientów, potem zaproszenie do jego gabinetu na kawę (odmówiłam, bo przecież miałam siedzieć na recepcji), podchody - a to ciasteczko przyniósł, a to nowe kwiatki na kontuarze ustawił, mówiąc że to dla mnie... Nie wiem, co działo się z innymi recepcjonistkami, widywałyśmy się po 10 minut przy "zmianie warty", ale chyba hamowało go to, że obie były dzieciatymi mężatkami, a nie 21-letnimi singielkami...

W końcu w połowie miesiąca przeszedł do "konkretów" - a to za rękę złapał, a to próbował przytulić... Pewnego dnia poczułam jego paskudną łapę na pośladku. Zrobiłam awanturę, że sobie nie życzę, i to porządną. Nie pomogło - przy drugim razie dostał w pysk (akurat schodziłam ze zmiany, zmęczona i wymięta, może myślał, że nie zauważę...).

Pojawiłam się w pracy po tych 48 godzinach odpoczynku, a tam - na moim miejscu, w moim firmowym kubraczku siedzi COŚ. Coś miało długie, tlenione blond włosy, tipsy utrudniające jej nawet picie kawy, nie mówiąc już o pisaniu na komputerze i, za przeproszeniem, cycki większe od mojej głowy każdy... A żebyście widzieli ten uśmieszek psiego oddania, kiedy zwracała się do "Pana Szefa". Taki na zasadzie "zrób ze mną, co zechcesz". Nie mówię już o tym, że JA miałam ją przeszkolić w zakresie obsługi kilku programów, terminala i kasy fiskalnej...

Awantura odbyła się w lobby, bo już się przestałam krępować. Wściekła byłam niemiłosiernie, bo po cholerę się zrywałam do roboty? Wymusiłam na nim wypłatę (bo w ogóle nie chciał mi dać pieniędzy) - okazało się, że jest mniejsza, niż powinna (licząc odbyte przeze mnie dyżury) - bo podobno naraziłam hotel na straty wynajmując pokój klientowi, którego szef nie lubił (!). Cóż, młoda jeszcze i nie obyta do końca byłam, kasę wzięłam, pomstując na wszystko dookoła, swoje rzeczy zabrałam i trzasnęłam drzwiami.

Mimo wszystko - kilka urzędów dowiedziało się, że w nowym skrzydle hotelu jest grzyb na ścianach, a w starym karaluchy. Szkoda tylko, że nie dałam cynku córce "Pana Szefa", jak już wróciła... A jedną ze "starych" recepcjonistek jakiś czas później spotkałam w autobusie. Blond ulubienica Szefa została z hukiem wyrzucona z pracy przez Szefową.

Hotel nie w centrum Warszawy

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 560 (592)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…