Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#18988

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witam. Będzie to moja pierwsza historia na temat Polskiej Służby Zdrowia.

Od jakichś 10 lat mam problemy z uchem. Zaczęło się to niewinnie, od zwykłego zapalenia ucha. Najsampierw poszedłem do lekarza rodzinnego, który wysłał mnie do lekarza specjalisty (czyt. laryngologa). Moim pierwszym lekarzem był starszy, smętny doktor, który praktycznie nic nie słyszał, bo żeby kogokolwiek zrozumiał trzeba było krzyczeć (dosłownie! a najlepsze jest to, że leczy dalej..) No i okej, niby mnie wyleczył z tego zapalenia ucha.

Minęło parę lat, a ja znowu się załatwiłem. Tym razem ból ucha był tak ogromny, że znalazłem się na pogotowiu. Ci dali mi zastrzyk przeciwbólowy i wypuścili mnie do domu. (sic!) Na wypisie było tylko napisane, że mam się zgłosić do swojej przychodni. No i od nowa Polska Ludowa.. Najpierw lekarz rodzinny, potem skierowanko do lekarza specjalisty. Tym razem trafiłem pod skrzydła innego doktora. Lekarz w może średnim wieku (tak pi razy drzwi jakaś 50.). No i okej, wyleczono mnie po raz kolejny. A tutaj kolejny surprise! Po jakimś tygodniu, bądź dwóch (nie pamiętam, dawno to było;) zaczęło coś mi się dziać w tym uchu. Wylatywała z niego jakaś wydzielina. Stwierdziłem, że to ropa z krwią. No i ja przestraszony, na drugi dzień lecę do tego doktorka i z ryjem na niego, co on mi zrobił z uchem! A on z ryjem do mnie, że SKIEROWANIE POTRZEBNE. No wtedy to mnie już szlag trafił, naprawdę. Zwyzywałem go i poszedłem prywatnie. Trafiłem na młodziutką panią doktor, która powiedziała, że mam w lewym uchu środkowym ostre zapalenie. Sobie myślę - super, pięknie leczą w naszym kraju. No i pani doktor wyleczyła mnie (dwa miesiące udręki, wizyta raz na dwa tygodnie).

Jakiś okres później znowu te ucho mi się zbabrało, tyle, że zacząłem tracić słuch. Zignorowałem to początkowo, bo myślę sobie - "E, tam. Zatkało się." Ale z czasem nie słyszałem praktycznie nic. No to ja dawaj w stronę młodej pani doktor, a mi tam obwieszczają, że się przeniosła do stolicy. No i byłem skazany iść do mojego pana doktora od skierowania. Poszedłem zatem. Wysłał mnie na audiometrie (badanie słuchu). Stwierdził, że jestem prawie głuchy (jakbym sam nie wiedział..). No i zalecił płukanie ucha, bo to mogła być woskowina. Okej, płukałem te ucho przez miesiąc, praktycznie dzień w dzień. (Oczywiście musiałem przychodzić do przychodni. :/) No i się trochę poprawiło. Parę tygodni później znowu zacząłem tracić słuch. No i wszystko od początku, rozmowa, audiometria, płukanie.

Lekarz w końcu zrezygnowany wysłał mnie do jeszcze innego specjalisty. (Tym razem audiologa, bo ten się zajmuje jedynie słuchem). Pojechałem do szpitala, bo tam znajdował się gabinet (już nie zwracam uwagi na to, że aby się dostać do lekarza musiałem czekać trzy miesiące.) Doktorka ledwo zajrzała do tego ucha i na mnie z gałami. Powiedziała, żebym poczekał chwilę w jej gabinecie. Wyszła. No i ja siedzę. Mija 5 minut, 10 minut, 15 minut, 20 minut. Wróciła! I do mnie ze skierowaniem na TK (Tomograf Komputerowy). Sobie pomyślałem: No, pięęęęęknie. Wyniki z TK przyszły po dwóch tygodniach. Okazało się, że mam guza. Wpadłem w panikę. Pierwsza moja myśl: umrę. Dostałem skierowanie do szpitala w Zabrzu, bo w Opolu się nie podejmą operacji, za duże ryzyko (domyślcie się czego:]).

Okej, fajnie. Pojechałem do Zabrza. Lekarz od razu wydał mi się jakiś taki podejrzany... Stary, zrzędliwy kretyn. A niby najlepszy audiolog w Polsce! Dowiedziałem się, że on operacji nie może zrobić w Zabrzu, tylko w Chorzowie. Zgodziłem się. Operacja miała być naprawdę ciężka. Oczywiście wszystko pokryte miało być z Narodowego Funduszu. Napisał mi skierowanie do anestezjologa w Chorzowie. Pojechałem grzecznie. Patrzę - łał. Klinika odpicowana mega, cała ze szkła, w środku klimacik retro. Nareszcie miło pomyślałem nad naszym polskim NFZ-tem. Idę do rejestracji. Młoda pani wypala mi z tekstem: Wizyta u anestezjologa: 250 zł. Moja reakcja dosłownie taka: o_O. Stwierdziłem okej, zapłacę. Zdrowie ważniejsze niżeli pieniądze. U doktorka siedziałem pięć minut, po czym powiedział mi, że nie zrobią mi tutaj operacji, bo jestem za gruby! (ok, mam parę kilo nadwagi [100kg i 200cm :)] ale to chyba nie powód, żeby nie zrobić operacji, prawda?). Zawiedziony wracam do Opola.

Nagadałem swojej doktorce, że co oni sobie myślą w tym Zabrzu, wizyta u anestezjologa 250 złotych, bilety pociągowe do Zabrza i Chorzowa w dwie strony, do tego do jasnej cholery moje nerwy zjedzone do ostatek... Prawdę mówiąc zrobiłem z siebie ofiarę. Ale to zadziałało. Zrobili mi operację w Opolu. Na oddział trafiłem dopiero w tym roku w lutym (w walentynki..). Najpierw przeleżałem tydzień na łóżku, bo nie mogli znaleźć terminu operacji. Okej, operację zrobili po półtorej tygodnia leżenia w łóżku. Operacja trwała ponad 5h. Przynajmniej w nocy dobrze mi się spało. Parę dni po operacji, jak już doszedłem do siebie znowu zaczęła mi lecieć z ucha krew z ropą. Myślę sobie - szlag, spaczyli coś. I miałem rację. Przy okazji wycięcia guza dodali mi jakąś bakterię, która spowodowała ostre zapalenie ucha. Przeleżałem ponad miesiąc w szpitalu.

Fajnie by było gdyby to był koniec, prawda? Ale niestety nie.

Dwa tygodnie temu poszedłem do lekarza, bo znowu za przeproszeniem g. słyszałem. Ten mnie wysłał od razu do audiologa (zapewne nie chciał się ze mną "bawić";]). Kolejne TK, kolejne nerwy. Kolejny guz. Tym razem nie wiedzą, co to za guz, aczkolwiek operacje mam już zaplanowaną na luty (tak, znowu luty:D). I teraz wniosek: Czyżby za pierwszą operacją coś zepsuli? Najwidoczniej tak, bo czytając o mym guzie na Wikipedii doczytałem się, że gdy operacja zostanie źle przeprowadzona, owy guz będzie nawracał się do końca mych dni.

Pozdrawiam serdecznie całe NFZ.

I wszystkich czytelników, którzy dotrwali do końca. Wybaczcie, że tak długo. Musiałem to z siebie wyrzucić :/.

Służba Zdrowia na Opolszczyźnie i Śląsku.

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 633 (743)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…