Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#19030

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając epizody z wielkiej wojny kuriersko-odbiorczej przypomniała mi się historia z zeszłej zimy. To było w czasach, gdy mieszkałem jeszcze w domu, na wsi, położonej przy jednej, głównej drodze. Nadmienię również, że z usług kuriera tamże korzystałem nadzwyczaj często i piekielna historia zdarzyła się tylko raz.

Przez nieuwagę zalałem laptopa, matryca poczerniała, wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły - trzeba kupić nową i wymienić. Długo porównywałem oferty naprawy, w serwisie i "po znajomości", w końcu doszedłem do wniosku, że kupię część na allegro, a wymienię sobie sam.

Wyszukana, zakupiona, zapłacona - wysłana kurierem, nie pamiętam jakiej firmy. Opłacona z góry, 300zł, więc niemało, delikatna jak motyl, bo to wrażliwe ustrojstwo.

Czekałem niecierpliwie, bo już spory czas byłem pozbawiony własnego komputera i zaczynało mnie nosić. Kilka dni po zamówieniu, a pamiętam to jak dziś, że był to wietrzny, zimowy czwartek, późnym wieczorem tata odbiera mnie ze szkoły, jedziemy i pytam go o paczkę, czy była. Tak była. Nawet jest. "Gdzieś na wsi!" Klasyczny wtf i czekam na rozwinięcie. Otóż, do domu dzwoniła jakaś sąsiadka, której na dobrą sprawę nie znam, że "kurier przy okazji zostawił jej moją paczkę, bo nie mógł dotrzeć kilometr, gdyż zasypało drogę".

Tata nie potrafił sprecyzować, która to była sąsiadka, bo nie on telefon odebrał. I szukaj człowieku, wartej 300zł, delikatnej paczki, odebranej przez Bóg wie kogo i Allah wie, gdzie się znajdującej.

Tatowy samochód na wsi znany i rozpoznawany, bo na dachu kogut z TAXI. Wyszło tak, że akurat ta sąsiadka stała na drodze i plotkowała z inną (swoją drogą, późny wieczór, zima, mróz, wiatr, a one plotkowały na drodze?!). Widząc z daleka charakterystyczne auto, zaczęła machać i przez otwarte okno powtórzyła historię, jak to wspaniałomyślnie moją paczkę odebrała. No dobra, uff! Koniec historii..? No niestety.

Wchodzę za Panią sąsiadką do domu, a ona zonk:
- Ale przecież ta paczka tu leżała..? Daaamiaaan (woła syna).
Chłopak się wychyla i mówi:
- Ojciec wziął, nie wiem gdzie poszedł.
Pięknie. Pani obiecała, że dostarczą, jak się znajdzie, ale ogólnie była zakłopotana, no bo problem wyszedł spory, a chciała pomóc. Wróciłem więc do domu z pustymi rękoma w głowie układając listy, kolejno do sprzedawcy, firmy kurierskiej i.. sądu? Byłem mocno wkurzony.

Po dwóch godzinach nerwów - dzwonek do drzwi. Otwieram, a tam człowiek śniegu. Kożuch (albo inne palto) dokładnie usypane śniegiem, do tego gumofilce (takie gumiaki z filcem, symbol wsi i rozrzucania gnoju) i dzierży w dłoni moją paczuchę. Odbieram, rozpakowuję - i ku chwale sprzedawcy, matryca owinięta w 3 metry bieżące folii bąbelkowej.

Do tej pory zastanawiam się, jak można oddać paczkę jakimśtam sąsiadom, gdzieś na środku wsi, wierząc na słowo, że "ja ich znam"? Co by było, gdyby paczka zginęła? Albo została uszkodzona? Komu miałbym udowadniać, że to nie ja ją odebrałem? Nieodpowiedzialność, na szczęście, jak już pisałem - to pojedynczy przypadek. Ciekawe jak będzie z kurierami obsługującymi akademiki...

kurierzy

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 353 (401)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…