Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#19282

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Być może ta historia jest zbyt dziwna lub zbyt ciężka na portal, nie wiem. Wiem że piekielny tu jest kościół, który jest miły dopóki dostaje, a nie jak ma coś dać :(

Trochę piszę w czasie teraźniejszym, trochę w przeszłym... Przepraszam za to, jeżeli przeszkadza to w czytaniu.

Mam 36 lat (działo się to jakiś czas temu), ale chodziłam co tydzień do kościoła od kiedy pamiętam. Ksiądz nasz wykorzystywał to, że jestem chętna do pomocy i uczestniczyłam w wielu akcjach - od głupiego dekorowania kościoła aż po jakieś zbiórki. Poza kościołem woziliśmy z mężem np. karmę do schronisk co miesiąc... składki na dom dziecka, szpitale - zawsze dawaliśmy i to więcej niż ta przysłowiowa złotówka, ale stwierdziliśmy, że dobrze nam się powodzi, to czemu nie. Ogólnie nie chcę się chwalić, bo nam wielką przyjemność sprawiała myśl, że ktoś jest szczęśliwszy - nie byliśmy na żadnych listach czy w gazecie, nawet znajomi nie wiedzieli o tym. Po prostu taki sport.
Mieszkaliśmy w niewielkiej miejscowości niedaleko Warszawy.

Z mężem byliśmy - niestety byliśmy :( - 16 lat. Jeszcze z liceum się znamy. Pobraliśmy się na studiach, mąż zaczął zarabiać i rzucił studia, ja skończyłam niezłe studia i też podłapałam dobrą pracę.

A teraz do kościoła wróćmy.

Proboszcz znał mnie z imienia i często pytał, czemu męża nie ma (niewierzący), ale nie było problemu. Bo dawałam na tacę, mąż pomagał w pracach remontowych, jak np. instalowanie telewizora lcd w sypialni proboszcza (mogę go potem księdzem nazywać z przyzwyczajenia, ale o jedną osobę chodzi).

Był problem, że mój mąż zmarł. Zachorował na raka i po wielu, wielu wydatkach, walce i łzach zmarł :( Ja przez stres i wykończenie zaniedbałam wiele projektów i w efekcie straciłam pracę. Dorabiałam sobie, ale śmieszne kwoty, ledwie na rachunki starczało. Rodzice pomagali mi, ale tata mój ma problemy z chodzeniem, a on ma tylko emeryturę, mama jeszcze pracuje.

Na początek ksiądz odmawiał pogrzebu, bo nie miałam 800zł. Po wielu walkach rodzina i znajomi się zebrali, aby mi "sprezentować" ten luksus jak pochowanie męża. Było mi źle, ale pomyślałam, że może jakiś odgórny nakaz. No ale ksiądz nie chciał ze mną rozmawiać - inni z parafii też nie.

A ja jeszcze w ciążę nieplanowaną zaszłam z chorowitkiem moim i urodziła mi się zdrowa, wspaniała córeczka. Ale córeczka to wydatki i już mi brakowało na wszystko zupełnie, a małą prywatnie nosiłam aby w terminie miała szczepienia, badania... Sama ciąża też mnie kosztowała.
Jak już się urodziła to z mężem było bardzo źle i się tak bałam, że umrze... Jak zobaczył Agnieszkę to się popłakał obiecując że wyzdrowieje :) Okłamał mnie, wredziuch!

W sumie to też złe, że się miała czelność urodzić, bo z prawie roczną Agnieszką na ramieniu byłam przy pogrzebie więc "pewnie zdradziłam". Tę plotkę ksiądz powtarzał często i nagle ludzie zaczęli w nią wierzyć. Niestety, w mniejszej miejscowości przez to nie chcieli mnie np. w sklepie ;/

Zwróciłam się o pomoc do księdza mimo wszystko - może chociaż powiesi ogłoszenie, że potrzebuję niani aby pracy szukać w Warszawie, przyjmę jakieś ubranka i zabawki... Że na pewno się odwdzięczę jak stanę na nogi. Ksiądz stwierdził że to nie ma związku z religią, że tylko "religijne ogłoszenia" rozwiesi. Oczywiście pytania o pomoc jakąkolwiek nic nie dawały "bo on tylko ksiądz!". No pewnie, ale sportowe auto ma co raz nowsze ;/

A na koniec dodał że jak nam się chciało jakieś kundle ratować to pewnie mam odłożone pieniądze i to dużo. A długów narobiłam to problem. Mój. A nie pomoże się komuś, kto żyje ponad stan.

.... Udało mi się znaleźć genialną dziewczynę, która się zgodziła za darmo zająć moją córką razem ze swoją w podobnym wieku. Za nic zupełnie. Przeprowadziłam się do Warszawy, tu mam żłobek i nowych znajomych. Koleżanka z córką i mężem też się przeprowadzili :)

Znalazłam znowu pracę, długi popłacone, stać mnie na opiekę nad małą ale większość pracy wykonuję w domu, bo jestem grafikiem, więc spędzamy dużo czasu razem. Stać mnie na wakacje, na drogie ubrania a więc i na pomoc innym - tak jak wcześniej. Agnieszka ma teraz 4 latka i cieszę się, że mi została. Za Karolem wciąż tęsknię, mam nadzieję, że kiedyś kogoś jeszcze pokocham - ja też bym nie chciała aby po mojej śmierci on był sam. Mam nadzieję, że nikt mnie nie zlinczuje, że się umówiłam już dwa razy z jednym panem.

No ale koniec końców mojej córki nie chrzciłam - wtedy bo nie miałam pieniędzy a teraz nie żałuję. Jak jej koleżanki będą iść do komunii zasypię ją prezentami żeby nie czuła się pokrzywdzona, a historię jej kiedyś opowiem, niech sama wybierze religię.

Tak mnie to zabolało, bo moja mama wciąż chodzi do kościoła tego samego. JA chodziłam od zawsze, niezależnie od pogody i wierzyłam, wierzyłam w Kościół Katolicki. Teraz wierzę w Boga, ale jak to ktoś napisał- ma kiepski fanklub.

Jak to nie jest piekielne do ostatniego kręgu piekieł, to już nie wiem co jest.

Kościół a jak

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 337 (423)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…