Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#19332

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia poczffary przypomniała mi moje zmagania ze służbą zdrowia, a może bardziej z niekompetencją lekarzy.

Jestem krótkowidzem, do tego mam w prawym oku niewielki astygmatyzm. Niby nic strasznego, ale jednak korygować to trzeba. Razu pewnego postanowiłam udać się do gabinetu okulistycznego celem zbadania wzroku i wymiany szkieł na mocniejsze. Gabinet świeżo przeniesiony z innego miasta, a że w moim miasteczku nie było wielkiego wyboru (liczba gabinetów wynosiła wtedy jeden), wyruszyłam właśnie do tego.
Przyjęła mnie miła i uśmiechnięta pani doktor, dokonała badania w tempie błyskawicznym, nie pytając nawet o jakieś dodatkowe komplikacje, mówię więc, że mam astygmatyzm w prawym oku.
-Tak, tak, wiem, widzę, zapiszę Pani cylinder na to oczko.
Jak rzekła tak zrobiła, wypisała receptę na szkła, wykupiłam je i git.

Nie minęło pół roku jak zaczęła mnie boleć głowa. Często. Bardzo. Ból występował po stronie lewej, był bardzo silny. Po pewnym czasie zaczęło boleć również lewe oko. Było to uczucie jakby ktoś ściskał mi gałkę oczną, jakby miała zaraz wybuchnąć. Podczas ataków bólu mogłam jedynie przyciskać oko ręką, wciskając je do czaszki i czekać aż ból osłabnie i będę mogła się ruszyć.

Moja mama, coraz bardziej zaniepokojona stanem zdrowia, w którym się znalazłam, zabrała mnie do pobliskiej przychodni, do lekarza rodzinnego, który to po zbadaniu stwierdził, że nic tu nie zdziała i powinnam pójść do okulisty. Poszłam więc do znanej mi już okulistki na wizytę prywatną. Ta, nie stwierdziwszy problemów z oczami, nakazała mi udać się do neurologa. Tu troszkę strach mnie obleciał, w końcu neurolog to już poważna sprawa. Zapisałam się do odpowiedniego lekarza w przychodni i grzecznie czekałam 1,5 miesiąca na wizytę.
Jako że byłam niepełnoletnia, u neurologa musiałam się pojawić w towarzystwie rodzica, poszłam więc z mamą.
Pan doktor przeprowadził wywiad i stwierdził, że muszę zrobić tomografię komputerową i rezonans magnetyczny, w celu sprawdzenia co mi w głowie piszczy. Na skierowaniu napisał "pilne", co wycisnęło mamie łzy z oczu.

Badania zrobiłam, wyniki odebrałam i znów wymarsz do neurologa, żeby mi owe zaklęte teksty odczytał. Wyniki były dobre, wyszło tylko, że mam zapchane zatoki - kto raz przeziębił zatoczki wie o czym mówię :D
Neurolog zalecił udać się do kliniki okulistycznej i tam dokonać specjalistycznych badań oczu (ku uciesze mojej mamy nie stwierdził, że mam guza i umieram).
W klinice zrobiono mi badanie dna oka, ciśnienia, zakresu widzenia i niemampojęciaczegojeszcze. Spędziłam tam cały dzień, ale opłaciło się.

Diagnoza - szkła w okularach były wstawione na odwrót - prawe, z cylindrem na astygmatyzm było w lewym oku.

Nie mogłam uwierzyć, żeby pani w optyku tak się pomyliła! Wygrzebałam stare skierowanie (czy tam instrukcję) do wymiany szkieł i co widzę? To nie optyk się pomylił źle wstawiając szkła, tylko okulistka źle wpisała strony! Zrozumiałabym, że się pomyliła i nie zauważyła gdyby nie fakt, że przecież u niej byłam dwa razy. Badała mnie, oglądała dokumentację i okulary, nie zauważyła takiego błędu? A może wstyd jej było się przyznać? Tego nie wiem do dziś.

Przez ten jeden mały błąd spędziłam kilka miesięcy cierpiąc na przeraźliwy ból głowy i oka, jeżdżąc do różnych lekarzy, mordując wątrobę silnymi środkami przeciwbólowymi i martwiąc się o swoje zdrowie.
Teraz zawsze sprawdzam recepty na szkła, nim je wymienię.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 386 (420)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…