Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#19761

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Coś o piekielności krakowskich mechaników samochodowych, z którymi miałem nieprzyjemność kilkakrotnie obcować (w rodzinnych stronach mam znajomego mechanika, studiując w Krakowie jestem zdany na łaskę i niełaskę tubylców).

Rzecz miała miejsce rok temu, w listopadzie. Pewnej pięknej niedzieli postanowiłem się wybrać do kościoła na poranną mszę - ale jako że śnieg za oknem sypał na potęgę, a spacer w takich warunkach do przyjemnych (i zdrowych) nie należy, pomyślałem, że podjadę te paręset metrów autem.
Na ulicach pusto, więc toczę się spokojnie po zaśnieżonej drodze z zawrotną prędkością dwudziestu węzłów.
Tuż przy kościele, do którego się wybierałem, widzę niepokojący obrazek - cinquecento jadące z naprzeciwka z prędkością sporo większą niż to zalecane przy tej pogodzie, skręca prosto w moją drogę z pierwszeństwem, prosto we mnie.
Jak ostatni idiota posłuchałem instynktu i wcisnąłem hamulec. Cóż, uratowałem "pięćsetkę", która przemknęła mi przed maską znikając w uliczce, ale sam wpadłem w poślizg i rąbnąłem bokiem samochodu w barierkę. Gdybym tylko uderzył faceta w Fiacie, nie byłoby całego zamieszania...

Wysiadam, widzę przerysowane nadkole i przednie drzwi, nic poważnego (mała prędkość), ale niestety na pierwszy rzut oka widzę, że wygiął się drążek kierowniczy i felga przy uderzeniu w krawężnik. Koła ustawione zezem, cudem tylko jeszcze jest opona na feldze - jestem unieruchomiony.

Pomimo nieludzkiej pory dzwonię do kumpla (handluje samochodami, ma znajome warsztaty) i mówię o wszystkim. Po chwili przyjechał, popatrzył, zadzwonił gdzieś i mówi "Jedziemy, przyjmą go dziś, na wtorek będzie". Hol i jazda.

Maleńki warsztat, starszy facet przy autach i córka w biurze. Gość popatrzył, obejrzał, stwierdził oczywistość, że to drążek (koło zapasowe założone, więc problem felgi z głowy) i że jutro części, we wtorek odbiór. Pytam ile będzie to kosztować. na co usłyszałem, że "w 150 się zmieścimy"
No cóż. Drążek do mojego auta kosztuje ok. 26zł, jego wymiana polega na wymianie dwóch śrub. Ustawienie zbieżności to wydatek kilkudziesięciu złotych (choć kiedy konsultowałem to później z kolegą z rodzinnych stron, stwierdził, że przy wymianie drążków robi to gratisowo, bo to konieczność, a nie opcja). Sądziłem, że w stówce powinno się zmieścić. Ale dobra, sytuacja nagła, niech będzie.

We wtorek dzwoni telefon wieczorem - auto do odbioru. Pytam ile wyniosła naprawa. Zdawało mi się, że się przesłyszałem, ale nie! Naprawdę usłyszałem 336 zł!

Jadę do warsztatu (autobusem), wpadam do biura, [C]órka mechanika siedzi i piłuje paznokcie. Mówię, że po taki a taki samochód.
[C] Kluczyki tutaj, 336 zł się należy.
[J] Mogę się dowiedzieć za co tyle wyszło?
[C] Tutaj ma pan szczegółowy rachunek.

Szumna nazwa. Karteczka samoprzylepna z naskrobanymi nazwami i kwotami. Warto przytoczyć.

Drążek kierowniczy - 65 zł
Wymiana drążka - 30 zł
Ustawianie zbieżności - 100 zł
Osłona przekładni kierowniczej - 61 zł
Wymiana osłony - 25 zł
Prostowanie blach - 55 zł

Zrobiło mi się ciepło i gniewno. Pomijam fakt, że ceny ewidentnie zawyżone, ale...

[J] Jaka osłona przekładni?! Zniszczyła się w czasie wypadku? (nota: koszt osłony na allegro 21zł)
[C] Nieee... Tata uznał, że była stara i trzeba wymienić.
[J] Ale ja o to nie prosiłem. Czemu nie zostało to ze mną skonsultowane?
[C] Tata się zajmuje mechaniką od lat, jak trzeba to znaczy, że trzeba.

W tym momencie mój wzrok padł na ostatni punkt "rachunku". Wyjrzałem przez okno i popatrzyłem na pomięte nadkole swojego wozu.

[J] A przepraszam bardzo, skąd to prostowanie? Przecież auto jest jakie było. A to jest warsztat mechaniczny o ile wiem - nie blacharski.
[C] No tak, ale my musieliśmy odgiąć nadkole, żeby drzwi otworzyć.

Teraz już mi się przelało.

[J] Ale to jest wasz problem, nie mój! Dlaczego mam płacić za to, że tacie nie chciało się wsiadać od strony pasażera?!

W tym momencie córcia odłożyła pilnik, spojrzała na mnie zdegustowana i mówi:
[C] Ja bym proponowała, żeby pan zapłacił, bo jak nie to zatrzymuję kluczyki i dzwonię po policję. Ma pan szczegółowy rachunek, takie mamy ceny i lepiej proszę zapłacić.

Przełknąłem żółć, która mnie zalewała, wyciągnąłem portfel, zapłaciłem i wyszedłem bez słowa. Wsiadłem w auto i odjechałem.

Koniec historii?

Nie.

Dopiero na drugi dzień (odbierałem auto po zmroku już) zauważyłem, że przy "prostowaniu blachy" użyto łomu w sposób dość brutalny i na drzwiach są trzy ewidentne wgniecenia od tej czynności.
A dwa tygodnie później, będąc w domu, wpadłem do znajomego, żeby znaleźć dwie opony i felgę na zamianę, bo jeździłem na zapasie ciągle. [Z]najomy podniósł auto, żeby zobaczyć czy wszystko dobrze zrobili, po czym odwrócił się i mówi
[Z] Ciężko kierownica chodzi, co?
[J] Trochę tak, ale myślałem, że to mokry śnieg pod nadkolami.
[Z] Osłonę przekładni masz skręconą. Nie wiem jak.
Kręcąc głową złapał kombinerki i wyprostował.

Morał. Jeśli chcesz mieć najlżejszy wypadek - nie miej go w Krakowie*.

*przypuszczalnie w żadnym innym dużym mieście.

krakowskie piekiełko

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 332 (406)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…