Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#19957

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od kiedy tylko poszedłem na studia dorabiałem sobie trochę kasiorki udzielaniem korepetycji z anglika. Wtedy całkiem nieźle na tym wychodziłem, magistrzy brali po 50-60 zeta za godzinkę, u mnie, studenta, połowę taniej, chętnych sporo, więc na piwko i jakąś tam imprezkę zawsze miałem pieniążki.

Problem zaczął się po licencjacie: korepetycji udzielał każdy, ceny zaczynały się od 15 zł (sic!), nie było różowo. Ale cóż, dyplom w kieszeni, rok doświadczenia zawodowego pod tablicą jest, nawet wcześniej roczny staż nauczycielski w kraju whisky i haggisem płynącym odbyłem, więc wydawało mi się, że żądać 25zł za godzinkę lekcji (60min) to nie jest dużo.

No i trafił mi się chłopaczek, pierwsza klasa liceum, jadę (rowerkiem, a jak), na drugi koniec miasta obadać sprawę, zrobić jakiś mały teścik na wiedzę. I tu się zaczyna najpiekielniejsza z piekielnych sytuacji w całej mojej karierze korepetytora.

Podjeżdżam pod dom na umówioną godzinę - no ok, blok mieszkalny, w miarę nowy. Dzwonię do domofonu - głucha cisza. Pomyliłem numery? A gdzieżby. Dzwonię jeszcze raz. Nic. No to cap, komórka i hajda do klienta. Odbiera matka mojego przyszłego ucznia i co? Oni wybrali się do sąsiedniego miasta na zakupy, będą za godzinę, najdalej półtorej, mogę poczekać, albo przyjechać wtedy. No nic, ugryzłem się w język, zależało mi wtedy na forsie (dopiero co zostałem się na lodzie bez pracy). Wróciłem do domu klnąc na czym świat stoi. Wracam po półtorej godzinie. Nikogo nie ma. Stwierdziłem, że poczekam 10 minut a potem niech sp... szukają nowego nauczyciela.

Przyjeżdżają. Funkiel nówka nie śmigana Beemka serii 5, najdroższy model z pięćsetkonną V10. No ok, kasę mają, myślę sobie, przynajmniej nie będzie problemów z opłatami za naukę. Paniusia nawet mnie nie przeprosiła, że musiałem czekać, stwierdziła tylko, że dobrze, że już jestem (!) bo akurat za godzinę gdzieś tam jakiś serial leci. Wchodzimy do mieszkania - wystrój pasujący do posiadanego samochodu - wszędzie drewno, granit, skóra. No pałac w bloku.

Rozmowa o poziomie i oczekiwaniach syna sprowadzała się do rozmowy z matką, bo syn (16 lat) nie otworzył ust ani razu, czy to pytałem o nauczycieli (znam prawie wszystkich od tego przedmiotu w mieście) czy o materiały, czy o książki. Ot, mamusia wszystko załatwia za niego. Zeszyty przedstawiały stan opłakany, pismo nieczytelne, notatki sporadyczne. Będzie ciężko... No ale lecimy dalej. Dojazdy. Mam daleko, tak? Brak środka transportu poza rowerem a zima za pasem. Czy mogłaby syna do mnie przywozić? Nie, bo on musi być w swoim domu, tutaj lepsza dla niego atmosfera, tu się lepiej czuje (i pewnie mamuśka na kark mi będzie dyszeć). Fajnie, w sumie ponad 6km w obie strony a zima za pasem... Cóż... Mówię, że mam mały test dla syna, żeby sprawdzić jego umiejętności. Synek oczy jak pięciozłotówki, matkę jakbym żgnął rozgrzanym pogrzebaczem. Nie nie nie, żadnego testu dla syneczka, to go zestresuje (!). Pytam w takim razie w jaki sposób mam sprawdzić jego poziom wiedzy. Mamusia, że nie muszę, wystarczy, że zrobię za niego zadania domowe i napiszę mu gotowce na testy jak będzie trzeba. Kolejny szok dla mnie, bo wszystko czego nauczyłem się o nauczaniu i wychowaniu przez te lata metodyki, pedagogiki itp. waliło się na moich oczach w gruzy. No ale kurde, potrzebuję FORSY!!! Cholera!

Przechodzimy do mojego wynagrodzenia. Ja mówię, że moja stawka to 25zł/h. Mamuśka tym razem już wrzask, że drogo, że taki gówniarz (wtedy 24 lata!) jak ja sobie żąda fortun i że chciała dać 7,50, ale zgodzi się na 10, bo jestem inteligentny. Nic jej nie odpowiedziałem. Zebrałem moje rzeczy i wyszedłem stamtąd, by nie powiedzieć zbyt wiele. Obdzwoniłem też znajomych udzielających korków i powiedziałem, żeby broń boże się nie podejmowali nauki u tego a tego ucznia, mieszkającego tu i tu.

Dzwoniła potem do mnie, odgrażała się, że jeśli nie zajmę się jej synem, to narobi mi syfu w urzędzie skarbowym i takie tam brednie chorej mamuśki. Dodam, że mamusia jest nikim zupełnie, jej mążulek kupę forsy za granicą zarabia. Olałem ją zupełnie, znalazłem troje innych uczniów, do rany przyłóż (pozdro, Kasia!) a synuś owej paniusi nie zdał nawet podstawowej matury z polskiego, o języku obcym nawet nie wspominając. I tak gamoń pracować nie musi, nie?

Korepetycje domowe

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 742 (784)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…