Będzie o piekielnej dentystce.
Zostałam poproszona o świadkowanie na ślubie przyjaciółki. Spoko. 2 dni przed uroczystością zaczął mnie boleć ząb. Stwierdziłam że załatwię to przed weekendem póki ból jest niewielki. Mama poleciła mi dentystkę ze swojej przychodni. Oki, poszłam się zapisać. O dziwo, nie było kolejki i mogłam już następnego dnia być przyjęta. Poszłam więc. Na miejscu okazało się że zachwalana dentystka jest nieobecna... No ale skoro już jestem to niech robi ktokolwiek - to tylko zwykła plomba. I tu wkroczyłam do piekła. Na początku ok- dziurka rozwiercona, założone lekarstwo czy co tam no i fleczer. Miałam się pokazać bodajże w następny czwartek. Optymistycznie udałam się do domu- jest fajnie, nie boli. ślub był śliczny, czas na wesele. No i się zaczęło - koło północy ćmienie ale 3-4 rano moje cierpienia były już tak straszne ze musiałam udać się do domu by poumierać w spokoju i młodym nie psuć uroczystości.
Niedziela rano - chodzę po ścianach. W tempie alarmowym wezwana do cierpiącego dziecka Mamusia stwierdziła że fleczer to można normalnie wyjąć i należy to zrobić. Więc zaczęła wyjmować - potomstwo w mojej osobie wyje z bólu a cholerny cement ani ruszy. No to poszukiwania dentysty który zgodzi się w niedzielne popołudnie przyjąć delikwenta. Misja - complete, samochód, skok na dentystyczny fotel. Otwarcie czy nawet dotknięcie paszczy to już wyzwanie - szczęki się rozwierają na 1cm max. Ale jakoś dało się zajrzeć, wyrok- wiercimy bo się inaczej nie da. Słuchajcie- jak to ustrojstwo wreszcie się skruszyło poczułam się jak przebity balonik- wręcz czułam jak ze szczęki schodzi ciśnienie.
A teraz rozwiązanie zagadki... Pani dentystka nr1 robiła ząb brudnymi narzędziami. Te wszystkie bakterie czy co tam zacementowała w zębie na amen nie zostawiając w fleczerze otworka. No i zaczął się proces gnilny - cudowna gangrena. Wszystkie gazy z tego właśnie gnicia, nie mając innej drogi ucieczki szły w szczękę rozwalając ją. 25% ząbków latało jak klawiatura plus ból nieziemski.
Efekt - 3 tyg kosztownego leczenia (ale zrobiony, uratowany ząb służy mi bezawaryjnie do dziś) i skarga na dentystkę nr1. Nie wiem czy efektywna bo w tej przychodni moja noga już nie stanęła.
Zostałam poproszona o świadkowanie na ślubie przyjaciółki. Spoko. 2 dni przed uroczystością zaczął mnie boleć ząb. Stwierdziłam że załatwię to przed weekendem póki ból jest niewielki. Mama poleciła mi dentystkę ze swojej przychodni. Oki, poszłam się zapisać. O dziwo, nie było kolejki i mogłam już następnego dnia być przyjęta. Poszłam więc. Na miejscu okazało się że zachwalana dentystka jest nieobecna... No ale skoro już jestem to niech robi ktokolwiek - to tylko zwykła plomba. I tu wkroczyłam do piekła. Na początku ok- dziurka rozwiercona, założone lekarstwo czy co tam no i fleczer. Miałam się pokazać bodajże w następny czwartek. Optymistycznie udałam się do domu- jest fajnie, nie boli. ślub był śliczny, czas na wesele. No i się zaczęło - koło północy ćmienie ale 3-4 rano moje cierpienia były już tak straszne ze musiałam udać się do domu by poumierać w spokoju i młodym nie psuć uroczystości.
Niedziela rano - chodzę po ścianach. W tempie alarmowym wezwana do cierpiącego dziecka Mamusia stwierdziła że fleczer to można normalnie wyjąć i należy to zrobić. Więc zaczęła wyjmować - potomstwo w mojej osobie wyje z bólu a cholerny cement ani ruszy. No to poszukiwania dentysty który zgodzi się w niedzielne popołudnie przyjąć delikwenta. Misja - complete, samochód, skok na dentystyczny fotel. Otwarcie czy nawet dotknięcie paszczy to już wyzwanie - szczęki się rozwierają na 1cm max. Ale jakoś dało się zajrzeć, wyrok- wiercimy bo się inaczej nie da. Słuchajcie- jak to ustrojstwo wreszcie się skruszyło poczułam się jak przebity balonik- wręcz czułam jak ze szczęki schodzi ciśnienie.
A teraz rozwiązanie zagadki... Pani dentystka nr1 robiła ząb brudnymi narzędziami. Te wszystkie bakterie czy co tam zacementowała w zębie na amen nie zostawiając w fleczerze otworka. No i zaczął się proces gnilny - cudowna gangrena. Wszystkie gazy z tego właśnie gnicia, nie mając innej drogi ucieczki szły w szczękę rozwalając ją. 25% ząbków latało jak klawiatura plus ból nieziemski.
Efekt - 3 tyg kosztownego leczenia (ale zrobiony, uratowany ząb służy mi bezawaryjnie do dziś) i skarga na dentystkę nr1. Nie wiem czy efektywna bo w tej przychodni moja noga już nie stanęła.
służba_zdrowia
Ocena:
610
(662)
Komentarze