Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#20844

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Namówiliście mnie. Jako, że poprzednia historia przyjęła się nadspodziewanie dobrze (przynajmniej moim zdaniem), a pojawiały się też prośby o ciąg dalszy (dziękuję ludziom, którzy doceniają mój trud, ale z zakładaniem funclubu na razie się wstrzymajcie :D ), także piszę.

Sytuacja opisana w poprzedniej historii miała miejsce stosunkowo niedawno, w okolicach mojej matury (żeby sentymentalnie zabrzmiało, napisałem tam "czasy liceum", co faktycznie miało miejsce jeszcze pół roku temu, ale nieważne). Wiadomo, że normalną rzeczą jest "foch porozstaniowy" na zasadzie "nie chcę cię znać" - ok, rozumiem. Ale po paru tygodniach zaczęliśmy w miarę normalnie rozmawiać, trochę nawet się podśmiewać z niektórych sytuacji, jakie mieliśmy, padły propozycje jakiegoś "przyjacielskiego spotkania" na wakacjach, itp. I nagle, nie wiadomo skąd i z jakiego powodu: nie odzywaj się do mnie, nie dzwoń, nie pisz, nie mam zamiaru pamiętać, że kiedykolwiek miałam z tobą kontakt. Dziwne, ale skoro dziecinka chce udawać, że mnie nie zna (robi to do dzisiaj - spoko).

Mniej więcej w tym samym (ja wiem, połowa lipca?)czasie zacząłem dostawać smsy różnej treści. Najpierw były to groźby (przeważnie pobiciem). Gdzieśtam między wierszami wyczytałem o co, a właściwie o kogo, chodzi. Ktoś, na potrzeby historii nazwijmy go "frajer" (małą literą, bez szacunku dla sk******syństwa) opisywał mi, jak bardzo zakochany jest w mojej byłej i jak bardzo ona go nie chce. Po tygodniu dostawania 10 takich smsów dziennie postanowiłem do niej napisać i powiedzieć jej o takiej sytuacji. Skoro "ona go nie chce", to może się domyśla kto to (pisałem już, że wiadomości były z nieznanego numeru na kartę? No to piszę - były), bo ja nie mam pojęcia. Odpowiedź brzmiała tak: "Nie wiem, nie chcę wiedzieć, nie mieszaj mnie w to, przecież wiesz, że nie zniżyłabym się do tego poziomu (jak czytaliście poprzednią historię to wiecie, że nie jest to takie pewne), nie pisz więcej do mnie i nie dzwoń". Nie chce pomóc - ok. Informacja do najbliższych znajomych, może ktoś coś wie, może ktoś dawał ostatnio mój nr komuś, cokolwiek. NIC, zero informacji.

Pewnego dnia koleżanka wpadła na genialny pomysł - zaspamujmy mu skrzynkę. Bramka sms (wspomniałem, że ów frajer miał już trzeci numer? To wspominam), treść ustawy o groźbach karalnych, wyślij razy ileśtamdziesiąt, heja. Poszło. Po godzinie sms "ktoś ci grozi?". Od tego czasu groźby zmieniły się w obrażanie wszystkiego, co dotyczy mojej osoby. Smsy typu "byłeś z nią tylko po to, żeby cała szkoła ci zazdrościła dziewczyny. Pobawiłeś się, lalka się znudziła i idziesz do następnej. Pajac" (oczywiście trochę mniej poprawną polszczyzną. Specem w tej dziecinie nie jestem, ale analfabetę rozpoznam:) ) były na porządku dziennym. Już nosiłem się z zamiarem zgłoszenia tego faktu organom ścigania - a nóż by pomogli, aż tu nagle....CISZA.

Trwała aż, albo tylko, trochę ponad miesiąc i znów to samo. "Jesteś gnojem, pożałujesz, zapłacisz za każdą łzę. W sumie dobrze, że z nią zerwałeś, bo ona nie zasługuje na takiego błazna, ale pożałujesz w jakim stylu". Myślę sobie - wytrzymam, jeszcze nigdzie nie idę. "Zniszczyłeś jej psychikę, ona nie chce przez ciebie żyć". Najfajniejsze było przpelatanie gróźb prośbami o pomoc w zdobyciu jej, coś w stylu "jesteś bucem, co takiego robiłeś, że cię kochała? powiedz mi" Próbowałem zbierać informacje o frajerze. Z kumplem śmialiśmy się, że niedługo będę grał w CSI, bo z każdego zdania zaczynałem wyciągać jakieś dziwne wnioski. No nie powiem, trochę to prowadziło do paranoi. Próbowałem się jak najwięcej dowiedzieć. Jakichśtam kandydatów miałem (o których wiedziałem, że moja była im się podoba), ale z kolejnych smsów wyczytywałem, że to nie oni. "Oprócz mnie w kolejce czeka jeszcze Patryk, Maciej i Kuba (tak - trzej moi pierwsi podejrzani). Myślisz, że mnie nie wk***ia, jak ona rozmawia z tymi kretynami?" Czyli ktoś podchodzi pod chorobę psychiczną, no zdecydowanie ma fobię na punkcie jednej osoby i nie dopuszcza nikogo, kto z nią w ogóle rozmawia. Pierwsza myśl - pieprzyć co mi pisze, niech sobie pisze, po mnie to spływa. Ale jest niebezpieczny dla niej. Jaka by nie była - ja nie udaję, że mnie z nią nic nie łączyło i gdyby była potrzeba, pierwszy bym stanął w jej obronie. Kolejna rozmowa z nią na ten temat - odpowiedź taka sama jak powyżej. Postanowiłem pochwalić się kolejnym dwóm osobom, z naszego wspólnego środowiska. Co się okazało? Oleńka wcale nie olewa tematu tak, jak mi to sugerowała, wręcz przeciwnie. Obie osoby powiedziały mi, że cały czas chodzi zmartwiona, płacze i zastanawia się, kto mógłby mi coś takiego robić. To nie można powiedzieć "wiesz, myślę i naprawdę nie mogę wykombinować kto to", zamiast "nie mieszaj mnie w to"?

Skończyły się najdłuższe wakacje w moim życiu, no ubawiłem się przez nie niemiłosiernie, codziennie miałem dawkę rozrywki, z tą małą przerwą (pewnie był za granicą i nie pisał. Znalazłem jedną osobę, której w tym czasie nie było, ale nie jestem co do niego przekonany. Leszcz i tyle), przyszła pora zmienić miejsce zamieszkania w celu dalszej edukacji. Trafiło na piękne, acz zakorkowane i zatrute CO2 miasto Kraków. Dla wyjaśnienia, obecnie mieszkam razem z koleżanką z liceum (i jeszcze innymi osobami, nie sami - żeby nie było). No i się zaczęło: "Zamieniłeś taką piękną dziewczynę na rozlazłą tyczkę (koleżanka ma 180cm)", "Nie obchodzi mnie z kim sypiasz, ale mogłeś wybrać coś ładniejszego", "Mieszkasz z nią, żeby świecić w blasku gwiazdy", "Przez łóżko próbujesz się dostać do świata aktorów, bo na egzamin jesteś za słaby" (koleżanka w szkole teatralnej, gdzie ja też kiedyś chciałem iść, ale dawno temu - na egzaminach nie byłem).
Jeździł po mnie - ok. Ale po moich znajomych to za dużo, zacząłem mu odpisywać na te smsy, szantażować, że jak się nie ujawni, to zrobię jego ukochanej Oleńce małe piekło i znów będzie musiała przeze mnie płakać. Minęły 2 dni, a tutaj głuchy telefon (z innego nr). Jeden, drugi. Następny dzień sms "sorry za głuche telefony, nie wiedziałam ile masz lat, ja w sprawie ogłoszenia". Mi w głowie zapala się lampka "jakiego, k***a, ogłoszenia?"
wymiana smsów wyglądała mniej więcej tak:
-nie wiem o jakie ogłoszenie chodzi, nie mam z tym nic wspólnego, ale są duże szanse, że ktoś sobie ze mnie zrobił jaja. powiedz co wiesz.
-no ogłoszenie wisi na przystanku "Rafi, wszelkie usługi, niskie ceny"
-jakim przystanku?
-Kraków Główny
Po godzinie sms z innego nr: "Skasuj mój nr, mam męża, sorry".
Uwierzyłbym, gdyby frajera nie zdradził analfabetyczny styl pisania i coś bardzo charakterystycznego - co ileśtam znaków robił spację, nawet w połowie wyrazu. Tak jakby kończyła mu się linijka i chciał przejść do następnej przez spację. Także nabrać się nie dałem.
Potem mi pisał, że ma zamiar podesłać jakąś dz***ę pod moją uczelnię, żeby ze mnie zrobiła pośmiewisko.

Aż niedawno przyszło to, na co długo czekałem
"Ok, rób co chcesz, nie ingeruję w to jakim jesteś sk******m (nie chcę mi się gwiazdkować, sorry), ale mam jedną prośbę. Nie zrób jej tego świństwa i nie idź na jej studniówkę. Mogę negocjować"
Jeśli może negocjować, to ja postawiłem warunki, moim zdaniem korzystne: ujawniasz się, ja nikomu nie mówię, że wiem kim jesteś, mówię ci, co musisz zrobić, żeby ją zdobyć, albo idę na studniówkę. Czekam do jutra o 19 na odpowiedź.
Odpowiedź nie nadeszła, więc od razu dałem "ogłoszenie" na facebooka, że szukam kogoś, kto mnie przygarnie na studniówkę i umówiłem się z koleżanką (która mojej byłej szczerze nienawidzi i vice versa), że za parę dni pójdzie plota, że idę z nią. Odczekaliśmy parę dni i dostałem tylko sms o treści "haha frajer, wiedziałem, że dasz się podpuścić. jednak nie jesteś tak inteligentny, jak o tobie mówią (dzięki:D z resztą to nie był jedyny komplement z jego strony, kiedyś napsiał "postawiłeś tak wysoko poprzeczkę, że ona nie chce żadnego innego). miałem to zrobić inaczej, ale pogrążę cię na studniówce". Odpisałem "chcę zobaczyć twoją i jej minę, jak przyjdę tam z Kaśką", odpisał: MNIE TAM NIE BĘDZIE! (i już nie wiem o co chodzi:D)
Potem było już tylko kilka smsów treści "pamiętaj, za każdą łzę..." i od 3 tygodni ponownie jest cisza, zobaczymy jak sprawa się rozwinie.

Nie wiem co ludzi skłania do robienia czegoś takiego. Ktoś używał 10 (DZIESIĘCIU) numerów. Zakładając, że sam starter 2 dychy + doładowania, wydał na mnie ok. 500zł. Mógłby mi za to kupić fajne buty, kurde... Nie wspomnę o zapchaniu skrzynki w 3 telefonach. Smsów nie usuwam w razie, gdyby miały się przydać jako dowody. Akcja jak rodem z kretyńskiego polskiego filmu, tylko ja potrafię mieć takie przygody, no ale cóż. Nie wiem czy dobrze myślę, psychologiem nie jestem, ale wydaje mi się, że tacy ludzie są po prostu mocni w gębie, a w telefonik stuka dzieciaczek 150cm, który zapewne jak widzi mnie na ulicy to macha z kilometra. Bo normalny facet to po prostu by podszedł, zapalił w ryj i ewentualnie powiedział za co. Wtedy nawet bym tego nigdzie nie zgłosił - czasem i w mordę trzeba dostać, trudno. Może ktoś zna podstawy prawne do takiego zachowania, ewentualnie stopień wykrywalności takich palantów. Bo nie wiem jak to jest z namierzeniem telefonu na kartę. Jak myślicie, zgłaszać na policję? Czekać, czy odezwie się znowu i zgłaszać? Olać?
Aha, sorry, że tak długo, musiałem pół roku streścić, a mam ciągotki do niepotrzebnego upiększania...

życie

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (263)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…