Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#21194

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielnej służbie zdrowia. Będzie długo.

Kiedy miałam 14 lat na WFie robiliśmy przygotowanie do skoku przez płotki. Polegało to na wielkim zamachu nogą nad płotkiem, tak oby go przekroczyć. Płotków do przekroczenia był cały rządek, więc machałam nogą jak głupia, skoro kazali, i przy którymś już z kolei płotku coś mi w kolanie chrupnęło. Jako, że nigdy do super wrażliwych nie należałam, i do tej pory chodzę do lekarza jedynie wtedy, kiedy już naprawdę nie umiem sobie sama z tym poradzić, średnio się owym chrupnięciem przejęłam.

Ale kolano bolało i bolało. Nie ma chyba słów na opisanie tego bólu, bolało ciągle, non-stop, a jeśli nie daj Boże trzymałam nogę zgiętą w kolanie dłużej niż minutę to potem przy jej prostowaniu łzy cisnęły się z oczu. Po wstaniu rano miałam taki luźny staw, jakby kolana w ogóle nie było. O tym, żeby stanąć na prawej nodze na lekko ugiętej nodze też nie było mowy, bo od razu leciałam na boki. Poszłam więc do lekarza rodzinnego i dostałam skierowanie do chirurga.

Po tym wydarzeniu chirurgów przewinęło się kilku, bo w przychodni do której chodziłam było ich 5, i jeden przyjmował tylko w poniedziałki, inny tylko w środy itd.

Chirurg nr1 orzekł, że nic mi nie jest. Dla świętego spokoju kazał mi kupić sobie Naproxen żel (do dziś pamiętam nazwę!), lek, który ma działanie chłodzące. I chłodził, skórę, ale ja czułam przecież ewidentny ból głębiej, w kości.

Dwa tygodnie później Chirurg nr2 orzekł, że nic mi nie jest. Ten z kolei przepisał mi jakąś maść rozgrzewającą.

Jakieś kolejne dwa tygodnie później Chirurg nr3 (przyjemniaczek swoją drogą, wchodzę a on pyta "Ilu tam jeszcze pacjentów czeka?" Ja : "Trzech", On, do pielęgniarki : "No zobacz Basiu, co chwilę trzech i trzech a już tu 5 godzin siedzimy a mi się nie chce..") stwierdził, że nic mi nie jest, ale wysłał mnie chociaż na zdjęcie. Nic na nim nie zobaczył, odesłał mnie do domu.

Wtedy się wkurzyłam, bo miałam dosyć traktowania jak gówniary, co przychodzi do przychodni bo jej się nudzi. Męczyłam się przez trzy miesiące, jedynie owinięcie kolana bandażem elastycznym sprawiało, że jako tako chodziłam. Po trzech miesiącach przygoda rozpoczęła się od nowa.

Chirurg nr 4 okazał się na tyle przytomny, że stwierdził, że co prawda on tu nic nie widzi, ale da mi skierowanie ortopedy.

Ortopeda nr1 orzekł, że mam koślawa piętę i to jest powodem bólu stawu kolanowego. Nie docierało do niego, że lekko przekrzywioną piętę mam od urodzenia w spadku po matce, i jakoś nigdy mi to nie przeszkadzało, a ból kolana to wynik urazu mechanicznego.

Ortopeda nr2 dopatrzył się uszkodzonej łękotki. Wysłał mnie na jakieś rehabilitacje i Bóg wie co jeszcze, trwało to całe jego leczenie dość długo, ale nic nie pomogło. Stwierdził więc, że niezbędna jest operacja usunięcia łękotki. Na to ani ja, ani moja babcia nie chciałyśmy się zgodzić, bo to jednak poważny zabieg. Co tu dużo mówić bałam się, miałam 15lat, całe życie przed sobą i wizja tego, że coś może się nie udać i będę kulawa przez całe życie nie napawała mnie optymizmem.

Męczyłam się więc z bolącym kolanem trzy lata po tamtej wizycie. Zastanawiacie się pewnie jak to możliwe? Nie wiem czy można tak powiedzieć, ale przyzwyczaiłam się do bólu, zaczęłam go traktować jak coś normalnego. Wiedziałam jak zginać nogę, żeby móc ją potem wyprostować, wiedziałam jak stąpać rano, żeby nie zwiększyć bólu ani się nie przewrócić. Jednak po trzech latach kiedy nie zdążyłam na czas przynieść do szkoły zwolnienia z WFu moja nawiedzona nauczycielka mimo tego, że byłam ewidentną ofiarą sportu kazała mi biegać razem z resztą dookoła bieżni ileśtam okrążeń, chyba z 15. No i pobiegałam tak sobie trzy WF pod rząd...

...aż obudziłam się z kolanem trzy razy większym niż zwykle, czerwonym jak burak, gorączką 38stopni i takim bólem, że wcześniejszy wydawał mi się niczym. Słaba i płacząca udałam się z babcią prywatnie do ortopedy nr 3, który orzekł, że mam silne zapalenie stawu kolanowego. Owo zapalenie pan mi wyleczył (co kosztowało dziadków jakieś 600zł, no ale jakbym miała czekać pół roku na wizytę państwową to ja nie wiem...). Zapytany czym owo zapalenie jest spowodowane myślał bardzo długo, po czym stwierdził, że to wina mojej nadwagi. Dodam, że mam 1,70m wzrostu i ważyłam 60kg. Idealna waga dla takiego wzrostu to 62kg. Ale cóż, ja miałam nadwagę...

Obawiając się takich przygód w przyszłości wylądowałam u ortopedy nr4 (miałam już wówczas 19lat!). Nigdy wcześniej nie spotkałam tak niemiłego w obyciu lekarza. Najpierw nakrzyczał na mnie, że dlaczego przychodzę do niego kontynuować leczenie zaczęte u kogoś innego. Dopiero po wysłuchaniu całej historii pan przestał mieć pretensje. Zbadał moje nieszczęsne kolano, wymieniał jakieś objawy które były identyczne jak moje i orzekł, że w wyniku nieszczęsnego machnięcia nogą na WF 5lat wcześniej uszkodziłam sobie rzepkę co zaowocowało zanikiem jakieś mazi co jest pod rzepką? Jeśli czyta to jakiś lekarz i widzi błąd to proszę o korektę bo nie mam pojęcia o medycynie i nie będę udawała, że pamiętam dokładnie co mi owy pan zdiagnozował :) Dostałam leki, które przyjmowałam przez niecałe pół roku i .... ból zniknął jak ręką odjął. W sumie pana ortopedę nr4 widziałam na oczy dwa razy, raz jak przyszłam jeszcze z bólem, drugi raz jak przyszłam powiedzieć czy leczenie działa.

Dziś mam 23 lata i spokój z kolanem. Stosuję się do zaleceń lekarza : nie biegam i nie jeżdżę na rowerze, generalnie nie robię nic co mogłoby staw przeciążyć, bo wtedy grozi mi znowu zapalenie.

Podsumowując : przez 5lat odwiedziłam 8 lekarzy. Pięciu z nich totalnie mnie zlekceważyło, od ot, przyszła taka gówniara to jej może być. Jeden wyleczył mi zapalenie, ale o reszcie nie miał pojęcia. Inny koniecznie chciał się okazać kompetenty, a o mało co nie poddałam się przez niego zupełnie niepotrzebnej operacji. Dopiero ostatni lekarz, który był tak niemiły, że miałam ochotę uciec z jego gabinetu (oh, jak dobrze, że tego nie zrobiłam!) okazał się być kompetentny i wyleczył schorzenie, z którym męczyłam się tyle czasu. Jest to dość przykre, że 1 na 8 lekarzy wiedział co robi, ale to jednocześnie świadczy, że w razie jakiegoś problemu odwiedźcie tylu specjalistów, ilu możecie, bo któryś na pewno okaże się być tym właściwym!

P.S. Od 6 tygodni mam wysypkę. Lekarz rodzinny skierował mnie do alergologa. A alergolog, zamiast wykonać testy alergiczne, skierował mnie do ... dermatologa. Czuję, że cała zabawa zaczyna się od nowa..

kaliska służba zdrowia

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 184 (230)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…