Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#21227

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Odcinek drugi. Też o opisywanym uprzednio B.
Czasami nie trafiał na SOR, bo załoga wiedziała doskonale, że nie wymaga leczenia, chyba, że odwykowego).
Więc próbował. Uparcie. Do skutku... Takiego czy innego.

Miałem dyżur w Wielki Piątek.
Wyjazdów... do zarąbania. Ludkowie się tłuką, piją, generalnie post i zadumę mają głęboko poniżej kości guzicznej...
No i wezwanie pod fontannę. Leży i się trzęsie.
Wiemy na bank, kto. Ale jechać mus. Bo miejsce publiczne.
Dojeżdżamy. Z daleka widać wściekle czerwone trampki - znak firmowy B.
W karetce młody ratownik, który jeździł pierwszy swój dyżur po szkole. Więc aktywny, pełen zapału do ratowania, chciałby przećwiczyć technikę, walnąć prądem, no chociaż wkłucie założyć... A tu czerwone trampki...
Więc mówię:
- Stary, zostaw sprzęt, nie będzie potrzebny.
- Ale jak to? Przecież padaczka!
- To zobaczysz, jak to się leczy dobrym słowem...
Wysiadamy. Podchodzę do B. i witam się:
- B., bublu genetyczny, przestań ściemniać i idź do domu!
- Aaaaale mnieeee trzęęęęsieeeee - bełkocze B.
- Ile się znamy? Przecież widzę, że nawet kurtkę baranie zdjąłeś, żeby nie pobrudzić...
Tutaj B. już nie dygocze, ale jeszcze próbuje:
- Ale mnie zaraz naprawdę zacznie trząść!
- Tu masz rację, bo jak się nie pozbierasz i nie pójdziesz do domu, to ci tak przysmolę prądem, że własnymi zębami zdefekujesz, mendo społeczna!
Burknął coś o znieczulicy, wstał i poturlał się mniej więcej w kierunku domu.
Ratownik w szoku - musiałem wytłumaczyć kto zacz i czego wymaga.

Za godzinę znowu wezwanie do leżaka z drgawkami, tym razem trzy kilometry od fontanny. Lecimy. Na miejscu tłum ludzi i czerwone trampki...
Znowu komenda: schowaj sprzęt...
- B., produkcie Czernobyla, ile razy mam cię oglądać? Do domu, mówiłem! Bo kopa! I do wytrzeźwiałki!
- Ojej, znowu pan...
Wstał i polazł ...

Nie uwierzycie - za kolejną godzinę wezwanie na rynek - i co? Leży i się trzęsie...
Tym razem na miejscu była Policja i - oczywiście - tłum gapiów.
Wściekły jak nietoperz wyskakuję z karetki.
Funkcjonariusz próbuje mi coś meldować. Odsuwam go i nie tracąc rozpędu spełniam swoją obietnicę, celując w czubek kości ogonowej...
B. podskoczył na pół metra i już w powietrzu przebierał nogami. Scena jak z kreskówki... Zelżył mi familię, ale w kilka sekund nabrał rozpędu pozwalającego dobiec do Australii i to bez tankowania.
Policjanci jednak zrozumieli, w czym rzecz i B. dognali celem pozbawienia wolności i zapobieżenia kolejnym wezwaniom.

I tu ostatni przyjemny akcent tego dnia: jak już pijaczysko siedziało w radiowozie, nachyliłem się doń i czule wyszeptałem:
- A jak się kolejny raz spotkamy, to cię wezmę do karetki, uśpię i przyszyję jaja do kolan. A potem dam na rozwolnienie...

Był to pierwszy przypadek, kiedy zatrzymany deklarował pełną chęć udania się do aresztu, zamiast do jakiejkolwiek placówki opieki zdrowotnej...

służba_zdrowia

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1002 (1048)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…