Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#21697

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Każde studia kiedyś się kończą.
Nasze Ratownictwo Medyczne kończy się egzaminem: najpierw praktycznym, potem teoria dla tych, którzy poradzili sobie z pierwszą częścią.
Niedaleko nas egzystuje uczelnia, w której aby zdobyć tytuł licencjata, wystarczy poprawnie zawiązać chustę trójkątną...
My mamy nieco większe wymagania - nie chcę, żeby kiedyś przyjechał do mnie Ratownik o umiejętnościach harcerza...
Rodzi to jednak pewien stres wśród egzaminowanych...
I o tym stresie dzisiaj.

Nasi podopieczni twierdzą, że to właśnie nerwy uniemożliwiają im poprawne wykonanie zadań... Ale przecież to taki denerwujący zawód... Jeżeli nie radzisz sobie przy gumowej lalce, jak zamierzasz ratować ludzi?
Niekiedy... oryginalnie.
Student J. Stary ratownik, jeździ w karetce niemal od urodzenia. Typ gościa z ADHD, wykonuje polecenia przed ich wydaniem. Do tego nieziemsko ambitny i zmotywowany. Przez całe studia rył niczym kret górniczy, chodził na wszystkie wykłady i ćwiczenia, znał na pamięć większość podręczników...
Innymi słowy, pewny kandydat na dyplom z wyróżnieniem.

Dzień egzaminu.
Wchodzi J. Ale od wejścia stwierdzam jakąś patologię sposobu poruszania się. Lezie jakby... okrakiem, krokiem westernowym Johna Wayne′a...
- J., co jest? Nogę sobie uszkodziłeś?
- Daj spokój... Czwarty dzień mam taką srakę z nerwów, że się pozacierałem. Chodzić nie mogę, Loperamid nie pomaga...
No cóż... Przystępujemy do egzaminu. Pierwsza stacja to udrożnienie dróg oddechowych. Polecamy J. przygotować sprzęt i ze współegzaminatorem sprawdzamy w tym czasie fantom, komputer, defibrylator.
Z kąta, gdzie stoi J. dobiega nagle dźwięczna wibracja, jakby nieco metaliczna. Łapiemy się z kolegą za kieszenie - telefony milczą. Więc skąd ten dźwięk?

Otóż nasz egzaminowany ujął w rączki laryngoskop - metalową wajchę do intubacji - i zaczął się trząść ze strachu... I to właśnie ten interes tak brzęczał.
Oczywiście zdał doskonale. I nie był w stanie iść po wydostaniu się z sali... Musiał usiąść i posiedzieć.
Myślicie, że to szczyt nerwówki?

Otóż nie. Jest jeszcze B.
Pielęgniarka z jednego z okolicznych szpitali. W wieku średnim, cicha, wycofana, całe studia chowająca się za plecami innych. Teorię zdawała super, bo kuła niemożebnie. Ale przyszedł ten straszny moment, kiedy trzeba się było rozliczyć z umiejętności praktycznych...
Otwierają się drzwi.
Z daleka słychać coraz głośniejsze jęki:
- O Jezuuu.... O maaatko... O Jeeezuuu
Ki diabeł? Kogoś rannego niosą??
Nie. To B. Wtacza się do środka zygzakiem. Podąża raz lewym, raz prawym halsem. Dociera do mnie. Proszę, żeby wylosowała scenariusz. Nie może trafić w kartkę... Cały czas jęczy, to głośniej, to ciszej...
No to pytam:
- Czy jesteś pewna, że jesteś w stanie dzisiaj zdawać ten egzamin?
- O jeeeezuuuu.... O maaatko... Ja muszę....
Przyszła ratowniczka medyczna... W akcji...

Ale nic to.
Pierwsza stacja, tym razem BEZPIECZNA defibrylacja. Jako, że ta maszynka wali potężnym prądem i w niepowołanych rękach może być zabójcza, mam obsesję na punkcie bezpieczeństwa wykonania. Idealnie byłoby, żeby egzaminowany kilkakrotnie sprawdził, czy nikt nie dotyka pacjenta, szybciutko przyłożył łyżki, ocenił rytm, naładował i - po sprawdzeniu bezpieczeństwa - zdefibrylował. Idealnie.
B. klęka. Włącza sprzęt. I zaczyna grać na akordeonie...
Naciska w panice WSZYSTKIE guziki, jakie może znaleźć. Oczywiście po sekundzie słychać ostrzegawcze wycie - naładowała łyżki przed wyjęciem z maszyny. Błąd krytyczny.
Dziękuję jej i proszę o przejście do kolegi, do dróg oddechowych. Wybucha płaczem, krzyczy, że nie zdała już...
Ale idzie. U kolegi słucha zadania, po czym... mdleje i osuwa się na krzesło. Ponowne pytanie o celowość dalszego egzaminowania i ponownie błaga nas, żebyśmy pozwolili kontynuować.
Zaczyna.
Udrażnia drogi łapiąc pacjenta za.... gałki oczne...
Wpycha laryngoskop do gardzieli tak głęboko, że chowa nie tylko łyżkę, ale i całą rękojeść. Na koniec, próbuje wsadzić rurkę intubacyjną... przeciwną stroną, dziwiąc się, że kołnierz jej się blokuje w krtani...
Dalej jest jeszcze gorzej. Cały czas jęczy, płacze, chwieje się...
Przy stacji urazowej zabija pacjenta.
Przy scenariuszu zabija pacjenta trzykrotnie...
Wreszcie, kończymy. Ona wybucha szlochem na wieść, że oblała... Dostała równiutkie zero punktów, na setkę możliwych...

A wiecie, co w tej historii jest naprawdę piekielne?
Nie nasza postawa. Nawet nie to, że osoba pracująca w Oddziale Ratunkowym nie ma pojęcia o swojej pracy...
Ale to, że przysługiwały jej jeszcze dwa podejścia!!!
Które wykorzystała skwapliwie.
Zdobywając kolejne dwa zera...
Cóż... Przynajmniej była powtarzalna w swoich osiągnięciach...

służba_zdrowia

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 853 (899)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…