Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#21780

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Jeszcze o stałych pacjentach.
Pani H.
Zmora pogotowia wyjazdowego przez dłuuuugie lata...
Kobieta mieszkająca na trzecim piętrze, która potrafiła wymuszać po trzy albo i cztery wyjazdy karetki na dobę!!!
Po co? Dlaczego?

Otóż pani H. nie stroniła od eliksiru wiedzy i odwagi, przez całe swoje życie. Jak łatwo się domyślić, nie przysporzyło jej to ani majątku, ani powodzenia w życiu.
Mąż w pewnym momencie odkrył, że poślubił maszynę hydrodynamiczną, której credo życiowym było przerabianie dowolnej niemal ilości wysokowoltażowych płynów na filtrat nerkowy, niekiedy bez korzystania z toalety...
Toteż uciekł w panice i nikt go nigdy już nie widział.
A pani H została sama. W dwupokojowym mieszkaniu, na nowym osiedlu. Toteż zaczęła kombinować, jak by tu zejść z kosztów utrzymania.

Wynajęła pokój studentce. Potem poszła dalej: wynajęła drugi, a sama zamieszkała w kuchni... Mało!!!
No to pozostało tylko jedno: trzeba zamieszkać w szpitalu.
Zaczęła dzwonić na 999.
Numer darmowy, a jakże, więc wydzwaniała w trybie ciągłym i zbolałym głosikiem wzywała, wzywała...

Mój pierwszy wyjazd do pani H. Opisałem kartę:
- Pacjentka podaje: biegunkę, zaparcie, duszność, brak duszności, złe samopoczucie po użyciu środka do mycia toalet (nie napisałem o sposobie użycia). Parametry życiowe w normie. Zalecono leczenie psychiatryczne.
I tak to leciało. Jakieś pięć do sześciu lat...
Z czasem dyspozytorki przywykły i wiedziały, jak zniechęcić panią H. do żądania przyjazdu karetki. Nie ukrywam, że często jako powód podawały moją obecność na dyżurze...
Ja sam kilkakrotnie odbyłem, podczas siedzenia w dyspozytorni, z pacjentką następujący dialog:
- Proszę pana, proszę przyjechać, tutaj H. mówi.
- A co się stało tym razem?
- Oczy mi uciekają...
- To niech je pani łaskawa spróbuje dogonić! Miłego dnia...

Niestety, wielokrotnie wspinaliśmy się na tą cholerną górę po to, żeby wysłuchać litanii bezsensów i zbadać wychudłe, acz obrzydliwie zdrowe ciało pani H.
Dużą radość dał mi wyjazd, w trakcie którego H. została doprowadzona do szału naszymi tłumaczeniami, że zdrowych w szpitalu nie trzeba. Wykrzyknęła "Ja wam k...wa pokażę, że jestem chora!!!" i złapała za nóż rzeźnicki, leżący na stole.
Obezwładniliśmy, wezwaliśmy Policję, wywieźliśmy do psychiatryka. Przez trzy tygodnie cała załoga cieszyła się błogim spokojem...

Potem jednak, pani H. wpadła na nowy, równie piekielny, pomysł.
Udawała się mianowicie do dowolnie wybranej przychodni, gdzie teatralnie mdlała. Obsada wzywała karetkę i szpital jakby wliczony w procedurkę... No chyba, że trafiła na mnie... Albo kogoś ze starszych jeżdżących.
Ponieważ przestała opłacać mieszkanie, przeniesiono ją do Hiltona, czyli hotelu socjalnego, jednego z czterech w naszym mieście. I to na parter... Więc zero radochy z wzywania...
Piekielność H. sięgnęła zenitu.

Zaczęła odbywać tournee po szpitalach, gdzie wybierała sobie najbardziej zatłoczone miejsca i tam osuwała się na podłogę.
Dzięki temu, albo lądowała w sorze, albo... No właśnie.
Raz położyła się, nieświadoma, pod drzwiami gabinetu Szefa...
Ten, zwabiony rejwachem, uchylił wrota i ujrzał znajome, wychudłe truchło zaściełające podłogę...
Delikatnie trącił domniemane zwłoki nogą i powiedział:
- Pani H., ja mam prośbę... Weźmie się pani przesunie o metr, bo studenci nie będą mieli jak wejść...
Ta zerwała się jak strzała, sklęła starego od rozmaitych i wyrwała lotem koszącym w stronę wyjścia...

Niestety, obawiam się, że jeszcze ją zobaczymy. No chyba, że te oczy uciekną na dobre i nie trafi pod nasz dach...

służba_zdrowia

Skomentuj (72) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 945 (979)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…