Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#22045

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Gdy tylko przeczytałem początek historii Skutego o jego perypetiach z gronem pedagogicznym, od razu przypomniała mi się moja/moje przygody z w/w.

Gdy jeszcze uczęszczałem do gimnazjum w moim mieście, trafiła mnie jakaś nieszczęsna passa wizyt u Pani Pedagog, niestety, małe przewinienia, głupie odzywki, czy inne duperele, wiadomo, gówniarz, nie pomyśli co robi/co mówi potem ma konsekwencje. Miałem znajomego, z którym większość przerw spędzałem, no i jak łatwo się domyśleć, również był "częstym" bywalcem pokoju pedagogów. Taką ciekawostką jest, że mieliśmy obaj ponad przeciętne stopnie, bez problemów zdobywaliśmy pozytywne oceny, jednakże z uwagi na niewystarczające zachowanie, nie byliśmy tymi wyróżnionymi. Do rzeczy.

Wiadomo, że kozłem ofiarnym zawsze ktoś musiał być, nie ważne czy był winny, czy nie, po prostu z "pamięci" o jego drobnych przewinieniach łatwo mu było dopisać te większe, okej, powiedzmy, że Pedagogom "łatwiej" się pracowało. Przedstawię poniżej kilka historii, które do dziś nie dają mi spokoju, jak można w taki pedagogiczny sposób podchodzić do dzieci.

W moim gimnazjum dość często była wzywana policja, chociażby do pobić, zalania łazienek, urwania kranów i innych dziwnych zjawisk - po co? Nie wiem, uważałem i nadal uważam, że można było to załatwić w zamkniętym szkolnym gronie, a nie dzieciaków po sądach ciągać, ot co. Tak się zdarzyło, że ktoś kopnął/uderzył w drzwi w szatni chłopców z czego powstała dziura, średnicy ok. 7cm, nie na wylot, po prostu jednostronne wbicie, przed lekcją z moją klasą, bądź na przerwie przed nami, nie wiem, nie widziałem, nie słyszałem, a dowiedziałem się o tym fakcie dopiero na kolejnych, już lekcjach w klasach, okej, kogoś poniosło, może przypadkiem, nie wiadomo, rozeszliśmy się do domów po lekcjach, co nas obchodzi dziura. Na następny dzień, na dzień dobry dostałem wezwanie do Pani Pedagog, myślę, o co tym razem, co znów nie pasuje, na miejscu dowiedziałem się, wtedy jeszcze od niej samej, że prawdopodobnie jestem winny wybicia dziury w drzwiach w szatni. Aha? No okej, nie to nie ja, co mam kłamać, wyszedłem. Po kilku godzinach dostaje znów wezwanie, o. Na wejściu zdziwienie mnie ogarnęło, albowiem w pokoju zasiadało dwóch policjantów, nieumundurowanych, często u nas spotykanych, dwóch pedagogów, do tego mój wychowawca. Usadzili mnie jak idiotę pod ścianą, a sami zasiedli dookoła mnie, nie powiem, poczułem się osaczony i troszkę poddenerwowany, bo o co chodzi, czy już winny morderstwa jestem, że w takim gronie się spotykamy, a mnie brakuje tylko łańcuchów na rękach i żelaznej kuli przy nodze? Aha, okej, dowiedziałem się od przemawiającej Pani Pedagog, że zostałem już osądzony w kwestii dziury w drzwiach, albowiem "mają świadków", ale chcą wysłuchać jak chcę to odrobić. Trochę mnie to zszokowało, mówię na jakiej podstawie, jakie wersje przedstawili ci "świadkowie" i najważniejsze - kto to taki? Kto mnie niby widział? - "Nie Twoja sprawa - aha, a dlaczego? Uważam, że wspólna rozmowa z tymi świadkami, będzie mi na rękę, bo przestaną w takim razie kłamać, bo im się może głupio zrobi, może ich przyprowadzimy? - nie. - dlaczego? -Nie Ty tu zadajesz pytania(odpowiedział mi już z szyderczym uśmiechem policjant)". Dobra, nie powiem, w tym momencie dzieciaka 14/15-letniego potraktowali jak śmiecia, bo nie wiadomo co im się ubzdurało. Ale przechodzimy dalej, ja wciąż tłumaczę jaki mam z tym związek - żaden, gdzie byłem, co robiłem, kiedy się o tym dowiedziałem, ale to wszystko "jak krew w piach", nie docierało. Policjant, bo tylko jeden, co ciekawe mąż pani pedagog, z coraz większą pogardą w głosie, wygłaszał mi, że zaraz pojedziemy na komendę i tam dopiero może "gadać zacznę". Hm. Zapadła cisza, nagle znów w/w do mnie "A może masz telefonik przy sobie - Tak, posiadam - To oddaj mi go - w jakim celu - bo nie możesz go mieć - z jakiej racji? - regulamin zakazuje, dawaj, nie gadaj", przerwała mu po cichy pani pedagog, że wcale nie zakazuje trzymania przy sobie telefonu komórkowego, tylko jego używania w czasie zajęć. Zastanowił się chwilę i ze złością "kur*a, co szkoła, to głupie zasady" - o.O, pamiętam to do dziś. Chwilę pomyślał i nagle wypalił "a wiesz co Ci powiem? Nie mówiłem tego nikomu, ale na meczu XXX z XXX widziałem Cię na kamerach policyjnych jak krzesełkami rzucałeś, pamiętasz tę awanturę? - A pewnie, że pamiętam - no właśnie, więc wpadłeś, co nie? - Nie, ponieważ pamiętam również, że nie mogłem zjawić się na tym meczu z uwagi na pogrzeb wujka w innych mieście, a wszystko wyczytałem z gazety" Trochę go zatkało, poza tym pierwszy raz zapewne moją twarz widzi, bo na szczęście wcześniej z nim rozmawiać nie musiałem, a on nagle moją twarz pamięta, tak? No tak, to przecież takie proste zapamiętać kilkudziesięcioosobową grupkę napierającą na sektor gości, zapewne zamaskowaną. Robił ze mnie idiotę, a reszta w sposób pedagogiczny do tego podeszła. Tak. Nie odezwali się ani słowem, a oczy wlepione w podłogę mieli i słuchali, jedynie mój wychowawca co chwilę mnie uciszać na początku chciał, bo "po co się masz tłumaczyć i problemów więcej narobić?". Spytałem w takim razie co z winnym dziury w drzwiach, który prawdopodobnie nie wie, że nim jest, bo był to czysty przypadek uderzenia o ławkę - Aha! Czyli wiesz jak to się zdarzyło! To przyznaj się - nagle zaczęli wszyscy skandować. Nie, po prostu przebywam tam 3 razy w tygodniu i wiem, że to się niejednokrotnie zdarzyło, aż pewnie w końcu pękło, nie wiem, nie widziałem z bliska uszkodzenia. Oczywiście Policjant wypalił, że oni dojdą mojej winy i za fałszerstwa też pewnie poniosę konsekwencje i "wynocha, nie chcę Cię już widzieć na oczy. Żegnam kibolu(?)". To jedna ciekawa historia która mi nie daje spokoju, bo właśnie się na tym zakończyła, nie zostałem przeproszony za głupie odzywki. Ja jakoś umiałem przeprosić za swoje, rozumiałem winę, a oni potem zachowywali się "jakbynigdynic".

Drugą, schematycznie podobną historią jest to, że znów coś się w szatni pod moją nieobecność wydarzyło, nie jestem sobie w stanie przypomnieć co, ale adekwatna do poprzedniej, potem znów zostałem wezwany do Pani Pedagog, nie tej z mężem Policjantem, która powiedziała mi takie słowa - "Nie musisz się przyznawać, bo i tak jesteś w sumie winny, do widzenia". No ludzie, czy oni powariowali?! Wezwali oczywiście moją mamę, której wraz z Panią Dyrektor, dobrą koleżanką mojej mamy, próbowały wmówić moją wina, po czym zmieniły wersję na "A może przypadkiem? Bo mamy świadków i..(...)" -taa. Tych świadków to ja "znam". To nasi koledzy - duchy. Nieistniejące duchy. Bo np. Pan Policjant wcześniej również starał się mi wmówić liczebność świadków i jak to koledzy na mnie donoszą i są wiarygodni. Taa. Oczywiście nikt o niczym nie wiedział, świadków nigdy nie przyprowadzono, nigdy nie powiedziano mi ich wersji, ale wiadomo mi, że nie tylko mi wmawiano liczebność świadków, każdemu "przesłuchiwanemu" wmawiali takową. A potem się dziwić, że gówniarze przechodzą na dzisiejsze style JP, HWDP i inne nienawiściopolicyjnopodobne, bo powiem szczerze, że mój szacunek do służb mundurowych na wiele tygodni oklapł przez tamtą sytuację, ale jako rozsądny, mimo, że młody i głupi chłopak, nie winiłem przecież całego organu ścigania, więc nie przebierałem się w ciuszki z metką JP, czy podobne.

Naprawdę uważam, że zanim będziemy chcieli osądzać młodzież, to zacznijmy szukać źródła problemu, bo niekiedy właśnie takie sytuacje nimi są. Uważam, że obyłoby się bez policji, w obecności pedagoga/wychowawcy, normalne wypytanie o winę, ale nie. Winny jesteś Ty i koniec, nawet nie próbuj się tłumaczyć, "bo" !
Przepraszam za chaotyczność, niedociągnięcia zdań, bądź niezrozumiałość która może wystąpić.
Pozdrawiam i żadnym młodym użytkownikom portalu nie życzę przygód w ten deseń, ani w żaden inny opisany w tym serwisie.

szkoła policjanci pedagodzy wychowanie wina

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (275)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…