Historia z dziś.
Wracałam sobie po 18 z pracy, do przejechania 37 km, drogę znam dobrze, ale wiadomo ciemno, to się nie rozpędzam. Nagle zamajaczyły mi jakieś kształty w oddali. Zwolniłam, ale jadę dalej. No i nagle z pobocza na jezdnię wytacza się jakiś facet ciągnąc za rękę małą dziewczynkę. Zahamowałam, przeklinając pod nosem. Zatrzymałam się, awaryjki i wychodzę z auta.
Ja[J]
Facet[F]
Dziewczynka[D]
J: Panie, czy pan w ogóle nie masz rozumu czy wyobraźni?? Idziesz pan z dzieckiem po niewłaściwej stronie, do tego bez żadnych odblasków i jeszcze wyskakujesz na jezdnię?
F: Toż przecie ku*wa nic się paniusiu nie stało, idę z Kinieczką od znajomych, trochę wypiło się, bo kolega z Niemców (!) przyjechał. Idziemy boczkiem, boczkiem, to przecie nie ma o co się rzucać!
J: No pan chyba sobie kpi. Naraża pan życie dziecka! Bo swoje widać ma pan w głębokim poważaniu!
Spojrzałam uważniej na dziewczynkę, mogła mieć z 6-7 lat. Ubrana w lekką kurteczkę, bez rękawiczek, zapłakana. No to spytałam:
J: Kochanie, wszystko w porządku?
D: Troszkę mi zimno. Bo my mieliśmy czekać na mamusię, ale ona musiała babci pomóc, a tatusiowi nie chciało się czekać. Ja mu mówiłam, żebyśmy poczekali, ale on powiedział, że idziemy... - Tu się rozpłakała.
Gdyby wzrok mógł zabijać, to facet padłby trupem! W jednej chwili podjęłam decyzję.
J: Idziecie do B.? - Spytałam dziewczynkę
K: Tak, proszę pani.
J: Wsiadajcie do auta. Tak, pan też. - Zwróciłam się w stronę faceta.
F: Ale my nigdzie nie wsiadamy, idziemy na piechotkę, Kiniusia się dotleni. - Głupkowato się zaśmiał.
J: Słuchaj pan... - Wycedziłam przez zęby. - Albo wsiadasz pan do samochodu bez żadnego gadania, albo ja dzwonię na policję i będziesz miał pan prawdziwe problemy. Nie pozwolę na takie bezmyślne zachowanie jak pana!
Poburczał coś pod nosem, ale po chwili potulnie do samochodu, dziewczynce dałam chusteczkę, podkręciłam ogrzewanie i ruszyłam do B. Spytałam dziewczynki, gdzie dokładnie mieszkają (z facetem nie chciałam zamienić ani słowa).
Gdy dotarliśmy na miejsce, wyszłam z auta razem z nimi, mama Kini była akurat w domu. Naświetliłam jej sytuację, podziękowała mi, a mężowi zrobiła karczemną awanturę, w trakcie której wyszłam.
Do domu wracałam z lekkim nerwem i otwartymi oknami, żeby wywietrzyć zapach alkoholu. Obiecałam sobie, że jak będę przejeżdżać przez B. podrzucę małej Kini odblaski.
Wracałam sobie po 18 z pracy, do przejechania 37 km, drogę znam dobrze, ale wiadomo ciemno, to się nie rozpędzam. Nagle zamajaczyły mi jakieś kształty w oddali. Zwolniłam, ale jadę dalej. No i nagle z pobocza na jezdnię wytacza się jakiś facet ciągnąc za rękę małą dziewczynkę. Zahamowałam, przeklinając pod nosem. Zatrzymałam się, awaryjki i wychodzę z auta.
Ja[J]
Facet[F]
Dziewczynka[D]
J: Panie, czy pan w ogóle nie masz rozumu czy wyobraźni?? Idziesz pan z dzieckiem po niewłaściwej stronie, do tego bez żadnych odblasków i jeszcze wyskakujesz na jezdnię?
F: Toż przecie ku*wa nic się paniusiu nie stało, idę z Kinieczką od znajomych, trochę wypiło się, bo kolega z Niemców (!) przyjechał. Idziemy boczkiem, boczkiem, to przecie nie ma o co się rzucać!
J: No pan chyba sobie kpi. Naraża pan życie dziecka! Bo swoje widać ma pan w głębokim poważaniu!
Spojrzałam uważniej na dziewczynkę, mogła mieć z 6-7 lat. Ubrana w lekką kurteczkę, bez rękawiczek, zapłakana. No to spytałam:
J: Kochanie, wszystko w porządku?
D: Troszkę mi zimno. Bo my mieliśmy czekać na mamusię, ale ona musiała babci pomóc, a tatusiowi nie chciało się czekać. Ja mu mówiłam, żebyśmy poczekali, ale on powiedział, że idziemy... - Tu się rozpłakała.
Gdyby wzrok mógł zabijać, to facet padłby trupem! W jednej chwili podjęłam decyzję.
J: Idziecie do B.? - Spytałam dziewczynkę
K: Tak, proszę pani.
J: Wsiadajcie do auta. Tak, pan też. - Zwróciłam się w stronę faceta.
F: Ale my nigdzie nie wsiadamy, idziemy na piechotkę, Kiniusia się dotleni. - Głupkowato się zaśmiał.
J: Słuchaj pan... - Wycedziłam przez zęby. - Albo wsiadasz pan do samochodu bez żadnego gadania, albo ja dzwonię na policję i będziesz miał pan prawdziwe problemy. Nie pozwolę na takie bezmyślne zachowanie jak pana!
Poburczał coś pod nosem, ale po chwili potulnie do samochodu, dziewczynce dałam chusteczkę, podkręciłam ogrzewanie i ruszyłam do B. Spytałam dziewczynki, gdzie dokładnie mieszkają (z facetem nie chciałam zamienić ani słowa).
Gdy dotarliśmy na miejsce, wyszłam z auta razem z nimi, mama Kini była akurat w domu. Naświetliłam jej sytuację, podziękowała mi, a mężowi zrobiła karczemną awanturę, w trakcie której wyszłam.
Do domu wracałam z lekkim nerwem i otwartymi oknami, żeby wywietrzyć zapach alkoholu. Obiecałam sobie, że jak będę przejeżdżać przez B. podrzucę małej Kini odblaski.
Ocena:
860
(928)
Komentarze