Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#22425

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witajcie.
Wraz z mężem jesteśmy stałymi czytelnikami tego portalu od jakiegoś czasu. Jestem pod wrażeniem historii tu opisywanych. Postanowiłam i ja coś napisać o ciekawych ludziach, którzy mieszkają w mojej okolicy, uchodzących za przesympatycznych i wspaniałych. Historii nie opiszę szczegółowo ponieważ nie wiem kto czyta te opowieści i nie chcę się narazić. Kilka lat temu zaczęłam pracę w sklepie monopolowym owych Państwa X. Dodam, że Pani X częściej bywała w sklepie niż jej mąż, szczerze uśmiechała się do klientów wchodzących w drzwi sklepu - no anioł kobieta. Kiedyś pracowałam na popołudniowej zmianie i jak to bywa wieczorami (latem) młodzież lubi się ochłodzić wyskokowo więc kolejka się tworzyła, a ja musiałam zagęszczać ruchy by sprawnie sprzedaż się odbywała. Chciałam by szefowa była zadowolona z mojej pracy i zauważyła jak bardzo mi na niej zależy. Nie było jej w sklepie po południu jednak zawsze ktoś z jej znajomych mógł być moim klientem, to małe miasto. Młodzież często dokonywała zakupów wchodząc do sklepu grupkami toteż towarzyszyło takim zakupom czasem zamieszanie. Po obsłużeniu takiej grupki rozweselonych młodziaków postanowiłam skorzystać z wolnej chwili i zaciągnąć się dymkiem przed sklepem. Wracając zauważyłam, że od strony wejścia na ladzie sprzedażowej leży portfel - nie do zauważenia przeze mnie gdybym nie wyszła ze sklepu ponieważ leżał przed wysoką półką na gumy do żucia. Zaglądnęłam do portfela i cieszyłam się, że są dokumenty. Wyjęłam dowód osobisty i poznałam mordeczkę ze zdjęcia bo w sklepiku osiedlowym mordeczki klientów co jakiś czas wieczorami się powtarzają. Ta dziewczyna faktycznie robiła zakupy jakieś 20 minut temu. Niestety sklep musiałam zamknąć i wracać do domu. Następnego dnia zadzwoniłam na informację z prośbą o ustalenie numeru telefonu stacjonarnego do Pani o nazwisku XYZ z ulicy ZXY i dzięki danym z dowodu ustaliłam numer telefonu. Lekko zdenerwowana (bo to pierwsza taka sytuacja) zadzwoniłam pod podany mi numer i odebrała właśnie ta dziewczyna. Podziękowała bo już od rana szukała wszędzie. Ja byłam usatysfakcjonowana, że mogłam pomóc bo wiem jak to jest stracić dokumenty. Mojemu bratu ukradziono portfel i wiem jakie są potem wycieczki do urzędów po nowe. Tego dnia przyszło szefostwo do sklepu i opowiedziałam jaka mi się przydarzyła historia. Pan X zaśmiał się i stwierdził, że podobnych sytuacji zdarzało się tu przedtem mnóstwo i głupia byłam, że tak sobie głowę tym zawracałam. Dodał potem jeszcze, że skoro młodzież nie myśli to mają nauczkę i oni do tej pory takie portfele czy inne rzeczy zagubione przez klientów ICH SKLEPU trzymali w sklepie przez tydzień, a potem wyrzucali do kosza lub fanty dawali swoim znajomym lub własnym dzieciom. Nie skomentowałam ale byłam w ogromnym szoku. Jeszcze po wyjściu szefostwa analizowałam długo czy oni mówili to serio. Potem zdarzało się, że znajdowałam telefony i oddawałam klientom ale już się nikomu do dnia dzisiejszego nie pochwaliłam, że jestem uczciwa bo to chyba już nie modne.
Swoją drogą i mi się od życia coś należy choć takie małe marzenie ----- gdyby tak szef zgubił całodzienny utarg-----chciałabym zobaczyć jego wyraz twarzy. Dobrze, że marzenia nie są karalne;-)

sklepy

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (232)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…