Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#22621

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W czasie studiów doktorskich przyszło mi mieszkać w hotelu asystenckim. Jako, że trafiłem do pokoju dwuosobowego po pewnym czasie dokwaterowano mi doktoranta z filozofii. Gość był dopiero na pierwszym roku studiów doktoranckich, ale był kilka lat ode mnie starszy. Po magisterce miał bowiem przerwę. Podobno grał na giełdzie i milionów się dorobił na akcjach Universalu, ale potem wszystko stracił. Ile w tym prawdy? Dziś myślę, że tyle co w opowiadaniach erotomana-gawędziarza albo w wielu historiach na piekielnych.
Początek wspólnego mieszkania nie zapowiadał kłopotów. Facet był bardzo inteligentny i oczytany. Można było pogadać, jak fizyk z filozofem. Pierwsze dwa miesiące było w porządku. Potem zaczęły się problemy. Okazało się, że facet lubi popić. Dodatkowo (podobno) miał jakąś chorobę (coś z hiperglikemią czy jakoś tak), która potęgowała skutki alkoholu. Potrafił przez dwa tygodnie i dłużej nie trzeźwieć i leżeć w łóżku pijany, wychodząc tylko wieczorami, by „poprawić” swój stan piwem. W dodatku był nałogowym palaczem (ja nie palę). Na początku starał się przestrzegać umowy i nie palić w pokoju. Potem przestało mu się chcieć wychodzić do pokoju palarni tylko palił pod moją nieobecność w naszej łazience, a czasami i w pokoju. Potrafił napalić tyle, że się czujki przeciwpożarowe włączały. Rozmowy z nim nic nie dawały. Obiecywał, że nie będzie, ale dalej po powrocie czułem w łazience smród tytoniowy i widywałem w klozecie pety.
W pewnym momencie zaczęło mu brakować pieniędzy na picie. Zaczął pożyczać od znajomych, ode mnie. Najpierw pod pretekstem zakupu leków na tę jego chorobę. Pożyczyłem mu raz, drugi, trzeci, ale zauważyłem, że leków jak nie miał tak nie ma, a codziennie wraca pijany i znowu chce pożyczać. W końcu powiedziałem mu, że więcej nie dostanie ode mnie kasy, bo nie wydaje ich wcale na leki. Żebyście widzieli co głód alkoholowy potrafi zrobić z człowieka. Jak żebrał o pieniądze. Normalny człowiek po niezbyt grzecznej, ale zdecydowanej odmowie, by się obraził i dał sobie spokój, ale on był gotów błagać na kolanach o każdą złotówkę. Byłem nieugięty, bo nie miałem zamiaru ze swojego skromnego stypendium finansować jego pijaństwa i palenia, które od pół roku dawało mi w kość.
Któregoś dnia rano znowu zaczął domagać się pieniędzy. Odmówiłem. Położył się z powrotem do swojego łóżka. Zastanowił mnie jednak jego wyraz twarzy z jakim popatrzył na moje wiszące na krześle spodnie. Zwykle trzymam portfel z kasą w kieszeni spodni, ale wtedy postanowiłem wrzucić go do mojego nesesera zamykanego na zamek szyfrowy. Położyłem go na łóżku i poszedłem do łazienki. Wychodząc z łazienki usłyszałem jak mój współlokator szybko wskakuje na swoje łóżko. Co mógł robić? Wydawało mi się, że moja teczuszka została poruszona. Czyżby próbował mnie okraść?
No cóż, perspektywa mieszkania ze złodziejem, pilnowania się na każdym kroku nie bardzo mi odpowiadała. Musiałem mieć pewność. Udałem, że zabieram rzeczy potrzebne do kąpieli. Jednocześnie biorąc ręcznik ukradkiem, aby nie zauważył, przeczytałem i zapamiętałem kod jaki był ustawiony na zamkach mojej teczki. Poszedłem do łazienki, zamknąłem drzwi, odkręciłem prysznic i poczekałem minutkę. Potem szybko wyszedłem z łazienki. Nie zdążył całkiem wrócić do siebie. Widziałem jak skacze na swoje łóżko. Podszedłem do nesesera. Tak jak myślałem, kod był przestawiony. Powiedziałem gościowi, że tak to my się bawić nie będziemy, a teraz schodzę do administracji zgłosić próbę kradzieży i zażądać wywalenia go z hotelu asystenckiego. Pobiegł za mną, prosił bym tego nie zgłaszał, ale miałem serdecznie dość mieszkania z kimś takim. W administracji nawet nie próbował się zapierać (a przecież byłoby słowo przeciwko słowu). Opowiadał tylko bajki o tym, że chciał mi zabrać tylko kilka złotych na lekarstwa itp.. Wyjaśniłem jak było z tym kupowanie leków.
Potem poszedłem na uczelnię, a on wyniósł się tego samego dnia, zostawiając w pokoju swoje rzeczy. Parę dni później przeszedł jakiś jego stary przyjaciel. Przeprosił mnie za niego, oddał sumę pieniędzy, które tamten był mi winien za wcześniejsze pożyczki i zabrał jego rzeczy.
Co ciekawe, gdyby sam się nie wyprowadził proces „wywalania” z hotelu asystenckiego, by jeszcze długo potrwał. Procedury były czasochłonne i nie gwarantowały, mimo przyłapania na próbie kradzieży, że zakończą się po mojej myśli. Gość się chyba zreflektował, że za łatwo odpuścił, bo słyszałem od kierowniczki hotelu, że pół roku później przyszedł do administracji i próbował na mnie jakieś wymyślone donosy robić, aby mnie usunęli. Na szczęście nikt nie dał mu wiary.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 201 (227)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…