Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#22722

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia może nie tak dosadna jak wiele opowiedzianych tutaj, ale znakomicie ukazująca mentalność niektórych krajan - w tym przypadku chodzi o (nie)sławną kastę mechaników samochodowych.

Miałem sobie ja dobrych parę lat temu swój pierwszy samochód. Na motoryzacji nie znałem się specjalnie, posiadało to cztery koła, jeździło, swoje lata też już miało, więc często trzeba było wrzucać w to pieniądze. Wiadomo - skarbonka. Ale ważne, że mobilny człek był.

Któregoś pięknego dnia przestała świecić żarówka do świateł długich. Wymieniłem. Po paru dniach - ta też padła. Do trzech razy sztuka - ponownie zmiana. Cóż, nie pomogło, minął tydzień i znowu tylko z jednym światłem po drogach.
Myślę sobie - coś nie gra. Będąc wówczas kompletnym lajkonikiem w sprawach aut, podjechałem do warsztatu. Mechanik obejrzał, mądrze głową pokiwał, stwierdził, że nie ma problemu, zostawić u nich, na jutro będzie.
I było. Grało. Światła pięknie działały obydwa, za usługę 50 zł się należy, od ręki naprawa, po co paragon, pan jedzie, polecamy się łaskawej pamięci.

Cóż, młodym i naiwnym będąc, frycowe musiałem zapłacić za nieznajomość pokrętnego umysłu przeciętnego polskiego cwaniaczka.
Rezultat przewidywalny, światełko po kilka dniach znowu kaput, paragona u mienia niet, więc reklamacji też niet. Cóż, jak człowiek naiwny, to odcierpieć swoje musi.

Wkurzony do białości, pojechałem do znajomego, który miał spore rozeznanie w temacie aut (plując sobie w brodę, że nie zrobiłem tego od razu - ale generalnie nie lubię się ludziom narzucać i prosić o przysługi "po znajomości"). Znajomy otworzył maskę, poświecił latarką... i zaczął się śmiać. Z mechanika i ze mnie.
Wtyczka dochodząca do reflektora była kompletnie przepalona, osmalona, ze śladami po ostrym iskrzeniu. Przebicia były takie, że żarówki nie miały prawa wytrzymać z takimi różnicami napięć.
Co ciekawe: KAŻDY, kto ma elementarną wiedzę na temat mechaniki samochodowej byłby w stanie dostrzec tę wtyczkę i odkryć szkodzenie na pierwszy rzut oka - gdyby oczywiście podjął się ciężkiej pracy otwarcia maski, nie zaś jedynie wymiany żarówki i skasowania za to sporej (jak na wykonaną pracę) kwoty za robociznę.
Prywatna naprawa kosztowała mnie: 3 zł (za nową wtyczkę) + 3 zł (za nową żarówkę) + 4 zł (za piwo dla kolegi). Razem 10 zł.

Nigdy więcej nie miałem problemu ze światłami.
Nigdy więcej nie robiłem naprawy bez paragonu, nigdy więcej też nie jechałem do mechanika bez przynajmniej podstawowej wiedzy na temat tego, co mogło ulec w wozie uszkodzeniu i w jaki sposób.

Zaś co do całej tej historii to jest ona przykładem na to jak chytry dwa razy traci - albowiem z wielką przyjemnością opowiedziałem ją bowiem prawie wszystkim znajomym z mojego miasta (które nie jest aż takie duże), z wyszczególnieniem w którym warsztacie to wszystko miało miejsce.
Tak więc miły pan mechanik może i zarobił sobie na czysto 47 zł (3zł wyniosła go żarówka), lecz dzięki poczcie pantoflowej narobił sobie takiej reputacji, że potencjalnie stracił o wiele więcej na klientach, którzy na pewno wybiorą się do konkurencji.

Nadal mnie zaskakuje sposób myślenia niektórych ludzi. Przecież bycie uczciwym realnie opłaca się - bo ostatecznie i lepiej człowiek żyje ze sobą i innymi i więcej jest w stanie na dłuższą metę na tym zarobić :)

mechanika samochodowa

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (143)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…