Jak niektórzy wiedzą, posiadam gromadkę szczurów. Jednak niemalże nikt nie wie, że oprócz nich mam jeszcze małego, słodkiego chomika, mieszkającego w różowej klateczce księżniczki.
Chomik nazywa się Deadpool i jego życiową misją jest upitolenie ręki przy łokciu każdemu, kto próbuje go dotknąć. Niestety, nie do wszystkich to dociera.
Pewnego razu mój pupil zachorował i musiała z nim iść do weta. Wet zrobił badania, kazał poczekać godzinę na wyniki, a w tym czasie przyjmował innych pacjentów. No więc czekałam sobie z Deadpoolem w transporterku. Oprócz mnie w poczekalni była kobieta z dzieckiem płci męskiej, lat około pięciu.
Dzieciak gapi się nachalnie na transporterek i w końcu pyta, czy może pogłaskać chomika. Odpowiadam zgodnie z prawdą, że nie, bo gryzie. Przez chwilę jest spokój.
W końcu wet prosi mnie, abym weszła do gabinetu. Tylko bez chomika - po poprzednim pacjencie trzeba było rozpylić jakąś chemię i lepiej, aby maluch tego nie wdychał. No cóż - proszę ludzi w poczekalni aby popilnowali Deadpoolka i wchodzę.
Trzydzieści sekund później słyszę dziki, nieludzki wrzask i już wiem, co się dzieje. Szybko potwierdzają się moje obawy - w poczekalni bachorek lata z chomikiem wgryzionym w dłoń, jego matka wrzeszczy, jakiś pies szczeka, normalnie cyrk na kółkach. Gdy tylko wchodzę, matka chodzącej katastrofy patrzy na mnie ze wściekłością:
- No zrób coś, no!
Deadpool nadal próbuje jej synkowi upitolić rękę przy łokciu, mały wymachuje nim jak szalony i w końcu chomik zatacza salto w powietrzu i ląduje na parapecie. Żywy (już dawno doszłam do wniosku, że skurczybyk jest niezniszczalny), ino lekko oszołomiony.
Chłopiec trzyma zakrwawioną dłoń i zaczyna płakać, jego matka grozi policją, Bogiem i wszystkimi świętymi... W końcu udaje mi się wydostać z całego zamieszania, razem z moim piekielnym pupilem.
Wniosek: nie kupujcie chomików, rekiny są fajniejsze i mniej niebezpieczne...
Chomik nazywa się Deadpool i jego życiową misją jest upitolenie ręki przy łokciu każdemu, kto próbuje go dotknąć. Niestety, nie do wszystkich to dociera.
Pewnego razu mój pupil zachorował i musiała z nim iść do weta. Wet zrobił badania, kazał poczekać godzinę na wyniki, a w tym czasie przyjmował innych pacjentów. No więc czekałam sobie z Deadpoolem w transporterku. Oprócz mnie w poczekalni była kobieta z dzieckiem płci męskiej, lat około pięciu.
Dzieciak gapi się nachalnie na transporterek i w końcu pyta, czy może pogłaskać chomika. Odpowiadam zgodnie z prawdą, że nie, bo gryzie. Przez chwilę jest spokój.
W końcu wet prosi mnie, abym weszła do gabinetu. Tylko bez chomika - po poprzednim pacjencie trzeba było rozpylić jakąś chemię i lepiej, aby maluch tego nie wdychał. No cóż - proszę ludzi w poczekalni aby popilnowali Deadpoolka i wchodzę.
Trzydzieści sekund później słyszę dziki, nieludzki wrzask i już wiem, co się dzieje. Szybko potwierdzają się moje obawy - w poczekalni bachorek lata z chomikiem wgryzionym w dłoń, jego matka wrzeszczy, jakiś pies szczeka, normalnie cyrk na kółkach. Gdy tylko wchodzę, matka chodzącej katastrofy patrzy na mnie ze wściekłością:
- No zrób coś, no!
Deadpool nadal próbuje jej synkowi upitolić rękę przy łokciu, mały wymachuje nim jak szalony i w końcu chomik zatacza salto w powietrzu i ląduje na parapecie. Żywy (już dawno doszłam do wniosku, że skurczybyk jest niezniszczalny), ino lekko oszołomiony.
Chłopiec trzyma zakrwawioną dłoń i zaczyna płakać, jego matka grozi policją, Bogiem i wszystkimi świętymi... W końcu udaje mi się wydostać z całego zamieszania, razem z moim piekielnym pupilem.
Wniosek: nie kupujcie chomików, rekiny są fajniejsze i mniej niebezpieczne...
weterynarz
Ocena:
989
(1067)
Komentarze