zarchiwizowany
Skomentuj
(18)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Przypowiastka o pozytywnie Piekienym pracodawcy
Jakieś 2,5 roku temu opóściłem studia i studencki magiel pracy sprzedający bułki na wielkie M.
Rozpocząłem pracę w nowej dużej firmie, największej na świecie w swojej branży a i tak mało kto o nich słyszał :P
Od początku było ciężko, 2 miesiące szkolenia, testy co 5 dni z nabytej wiedzy, jak się nie zaliczyło to dziękujemy i do widzenia, razem ze mną zatrudniło się prawie 100 osób w tym moja żona.
Jeszcze zanim zaczęliśmy to były ploty o lojalkach, nieodpłatnych nadgodziniach, i wogóle ciężnich psychicznie warunkach pracy, po poczytaniu sekek historyjek o różnych firmach sam w część wierzyłem.
Zaczęli skromnie - najniższa krajowa na czas szkolenia, 10 osób odpada bo to za mało, przez 2 miesiące odpada następnych 5 bo materiał za trudny. Potem pierwsza umowa, ale tylko na 3 miesiące i tylko 300 zł więcej brutto, odpadają kolejni zbulwersowani zarobkami, po pierwszym miesiącu właściwej pracy część ludzi wymięka zostaje nas 60 z prawie setki. Następnie siada kryzys, idzie w swiat plota o cięciach, braku podwyżek itd, odchodzą następni...
Kolejna umowa ach przekracza magiczne 2000zł ale znowu na krótko, znowu źle, pojawia się konkurencyjna oferta w tej samej branży ale za niższe pieniądze, ludzie uciekają licząc na lepsze perspektywy.
Minęło 2,5 roku odkąd zacząłem trening, moje zarobki wzrosły o 350% w stosunku do tego co dawali na treningu, dodatkowo prywatna opieka zdrowotna, szczepienia firmowe, premie roczne, półroczne, świąteczne, za dziecko itd.
Znajomi z treningu pracują w barach, sklepach typu H&M i empikach, nadal po studencku i za studencką płacę. Pytam się szefowej, po co tyle umów i kombinacji, usłyszałem tylko:
"Po to żeby zostali tylko ci co naprawde chcą pracować"
Do młodych co dopiero zaczynają pracować na siebie: nie rezygnujcie tylko dlatego że jest ciężko, później przeważnie się opłaca :)
Jakieś 2,5 roku temu opóściłem studia i studencki magiel pracy sprzedający bułki na wielkie M.
Rozpocząłem pracę w nowej dużej firmie, największej na świecie w swojej branży a i tak mało kto o nich słyszał :P
Od początku było ciężko, 2 miesiące szkolenia, testy co 5 dni z nabytej wiedzy, jak się nie zaliczyło to dziękujemy i do widzenia, razem ze mną zatrudniło się prawie 100 osób w tym moja żona.
Jeszcze zanim zaczęliśmy to były ploty o lojalkach, nieodpłatnych nadgodziniach, i wogóle ciężnich psychicznie warunkach pracy, po poczytaniu sekek historyjek o różnych firmach sam w część wierzyłem.
Zaczęli skromnie - najniższa krajowa na czas szkolenia, 10 osób odpada bo to za mało, przez 2 miesiące odpada następnych 5 bo materiał za trudny. Potem pierwsza umowa, ale tylko na 3 miesiące i tylko 300 zł więcej brutto, odpadają kolejni zbulwersowani zarobkami, po pierwszym miesiącu właściwej pracy część ludzi wymięka zostaje nas 60 z prawie setki. Następnie siada kryzys, idzie w swiat plota o cięciach, braku podwyżek itd, odchodzą następni...
Kolejna umowa ach przekracza magiczne 2000zł ale znowu na krótko, znowu źle, pojawia się konkurencyjna oferta w tej samej branży ale za niższe pieniądze, ludzie uciekają licząc na lepsze perspektywy.
Minęło 2,5 roku odkąd zacząłem trening, moje zarobki wzrosły o 350% w stosunku do tego co dawali na treningu, dodatkowo prywatna opieka zdrowotna, szczepienia firmowe, premie roczne, półroczne, świąteczne, za dziecko itd.
Znajomi z treningu pracują w barach, sklepach typu H&M i empikach, nadal po studencku i za studencką płacę. Pytam się szefowej, po co tyle umów i kombinacji, usłyszałem tylko:
"Po to żeby zostali tylko ci co naprawde chcą pracować"
Do młodych co dopiero zaczynają pracować na siebie: nie rezygnujcie tylko dlatego że jest ciężko, później przeważnie się opłaca :)
call_center
Ocena:
108
(214)
Komentarze