Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#23505

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem wątek archaiczny - w końcu kiedyś tam miałam te 14-15 lat..
.
Jak wiadomo większość kobiet marzy o porządnym facecie. Takim, co to będzie przystojny, kochający, wierny, będzie chciał się ustatkować, założyć rodzinę, mieć dzieci... Niop. Tylko te plany wchodzą w fazę "zadania do wykonania" w okolicy tej, +/-, 20-tki...

No ja swojego "księcia z bajki" poznałam w wakacje, o dobre 5 lat za wcześnie. Nie powiem, miło było się spotkać, pogadać, pocałować (o zgrozo, ja z tych czasów, co to pocałunek francuski szczytem nierządu był, o reszcie to nawet teoria damie nie uchodziła). Poza tym, jak wiadomo - szpan mieć przystojniaka, 18 lat z prawkiem i samochodem rodziców. xD

W każdym razie pewnego pięknego, listopadowego popołudnia przybył do mnie mój książę na granatowym koniu (polonez). I dzień ten miał zmienić całe moje przyszłe życie, albowiem dowiedziałam się, że:

- Jemu zostały 2 lata nauki (technikum), potem zasadnicza służba wojskowa i idzie do pracy.
- Ledwo skończę 18 lat (ur. w maju) to w lipcu bierzemy ślub.
- Będę mieć 2 dzieci, Franka i Jolę, Franka urodzę rok po ślubie, Jolę 1,5 roku po urodzeniu Franka.
- Zamieszkamy na ul. takiej i takiej, bo mu się ten blok podoba, a jego babcia ma tam mieszkanie, które dostanie w spadku, a przecież babcia do tego czasu kojfnie.
- Kupimy samochód taki a taki i ja prawka robić nie będę, bo mi nie potrzebne (dodam, że w wieku 12 lat włączył mi się zapał motoryzacyjny i marzenie o prawku było jednym z tych powodów, dla których z niecierpliwością oczekiwałam pełnoletności)
- Ja pracować nie będę, bo nie będzie potrzeby.

I tak bla, bla, bla, usłyszałam plan na CAŁE moje przyszłe życie... Żeby nie było, to nie były żarciki ani żadne takie tam przekomarzanki, po prostu autorytarnym tonem wygłoszone rozkazy. Jako, że żal mi chłopaka było, że taki kawał do mnie przyjechał, następny raz umówiłam się na spotkanie na neutralnym gruncie i oświadczyłam, żem nie dorosła do takiego związku...

I może tu sprawa by się zakończyła, gdyby nie konkurs, na który poszłam jakieś 2 lata później w liceum. Siedzimy w 3 jako reprezentantki szkoły, dwie psiapsióły, które znam "z widzenia", i ja. Jedna z nich, powiedzmy, Aga, cała roztrzęsiona, tłumaczy wściekła pochodzenie świeżutkiego siniaka wykwitłego na policzku. Okazuje się, że chwilę przed konkursem była na randce z jej już eks-chłopakiem. Cóż się stało? Ano koleś zaplanował jej całe, calusieńkie życie w szczegółach. Powiedziała, co myślała, czyli, że dorosła jest i sama będzie decydować, na co ma ochotę, a w chwili obecnej nawet pewności nie ma, że ich związek przetrwa do przyszłego miesiąca, a co dopiero myśleć o ślubie i dzieciach. Chłopak oznajmił, że on wie lepiej i ma nie dyskutować. Odpowiedziała, że w takim razie jej nie interesuje dalsza znajomość z kimś, kto nie potrafi uszanować jej zdania i "do widzenia". W zamian usłyszała "Ku*wo, myślisz, że jesteś taka wyjątkowa i mi odmówisz? Jednej się udało, ale ty się nie wywiniesz i pożałujesz!" i tu chlast przez twarz... Jako, że byli już przy szkole, w której konkurs się odbywał, dziewczyna uciekła w tłum konkursowiczów.

Pewnie słusznie się domyślacie reszty, ale wyobraźcie sobie mój szok i niedowierzanie, kiedy wychodząc natknęliśmy się na tego mojego eks, klęczącego przed szkołą z bukietem róż i krzyczącego "Aga przebacz, to było niechcący, wróć do mnie".

Mina kolesia, kiedy podeszłam razem z Agą i postraszyłam poinformowaniem jego rodziców w przypadku jakiejkolwiek próby zakłócania wolności osobistej Agi (nasi rodzice się przyjaźnią) - bezcenna...

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 854 (922)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…