Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#23775

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szpital wojewódzki w dużym mieście na wschodzie Polski, grupa studentek pielęgniarstwa uwija się na dyżurce.

Dziś jest ostry, oddział chirurgii, zleceń i zabiegów masa, pielęgniarki zostawiają nam swobodę (a niech się młode uczą), toteż potocznie mówiąc, kończyny dole włażą tam gdzie kręgosłup traci swą szlachetną nazwę. Pacjentów, którym należy podać środki przeciwbólowe sporo, wiadomo, mniejsze, większe zabiegi, ludzie cierpią, toteż w ruch idzie cała drabina analgetyczna z morfiną na czele.

Lekarz przyniósł opakowanie tegoż specyfiku, który to kumpela miała podać domięśniowo, przy czym zaznaczyć trzeba, że morfina to opioid więc na dyżurce jej się nie przechowuje. Ruch w dyżurce rośnie, tu wpadnie ktoś ręce umyć, tam dohtor dokumentacje rozwala, pacjenci ciągle czegoś chcą, studentki kręcą kroplówki, pielęgniarki piją kawę (nam na rękę bo się nie pchają w i tak tłoczne miejsce). Ogólny chaos, Sodoma i Gomora.

Koleżanka iniekcję wykonała, przeszła do dalszej roboty aż tu nagle [PP]piekielna pielęgniarka, która notorycznie pluła do nas jadem postanowiła przejść level wyżej i rozsmarować studenckie flaki po szpitalnych ścianach.

[PP]-Dzie morfina?! - Zakrzyknęła z wyrzutem, bez skutku szukając leku na blacie gdzie się majstrowało kroplówki. Kumpela ostatnio robiła, ale mówi szczerze, że zlecenie wykonała i opakowanie zostało na blacie "bo coś tam komuś miało jeszcze być"
[PP]-Jak zostawiła jak nie ma! Na pewno ukradła któraś, przyznawać się!
My patrzymy po sobie, jakoś żadna z 4 dziewczyn nie wyglądała na ćpuno-złodziejkę.
W tym czasie zwabiony okrzykami PP zleciał się, dotychczas miły personel, który pod wpływem opinii jaką nam PP zrobiła w 10 minut (siakie i owakie), także zapragnął naszej krwi. W końcu z 20 osób pracujących na oddziale i 30 pacjentów tylko my byłyśmy podejrzane prawda?

Zbiorowa panika trwała od godziny 10 do 13, w tym czasie grożono nam policją, sprawdzono fartuchy i rzeczy, przetrząśnięto toalety, sale pacjentów. Nawet lekarze ruszyli tyłki do swoich pokoi, szukać 4 zagubionych dawek morfiny. Niechęć do nas rozeszła się także po pacjentach, którzy pod wpływem wrzasków PP, nie chcieli żebyśmy ich nawet palcem dotykały. Straszono nas wywaleniem ze studiów, spapraną kartoteką, PP nakręcała aferę:
- Nie wyjdziecie z oddziału jak to się nie znajdzie.
My świeżo w fachu szczerze nie wiedziałyśmy co robić, żadna tego nie wzięła.

Nieubłaganie dyżur zbliżał się ku końcowi, na dyżurce studentki, jak stadko owieczek w kącie, smutno patrzyły po ścianach. Obok oddziałowa, ordynator i PP naradzają się kto ma z nami iść do kadr i na policję. PP sięga do kieszeni mundurka po długopis, jej ręka chwilę gmera w czeluści fartucha, twarz się zmienia, tężeje, widać furię i niedowierzanie (dobrze myślicie)... PP wyciąga 4 daweczki morfiny... Ordynator z oddziałową oczy w słup, nasze szczęki głośno poturlały się na wszystkie strony, głuchym echem zwiastując czyją śmierć w męczarniach.
PP gdy już przestała mieć minę jakby doznała nagłej oftalmopatii, lekkim tonem zawstydzonej uczennicy bąknęła:
- Oj, bo widocznie musiałam z blatu zgarnąć, hihihi.
Po czym sarnim, pełnym wdzięku truchtem, oddaliła się do socjalnego.

Szpital

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 748 (790)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…