Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#23812

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Aby dodawać historie, należy się Wam drodzy Piekielni krótka charakterystyka mojej osoby, pozwoli to na zrozumienie opisywanych przeze mnie sytuacji. A więc do rzeczy. Osiemnaście lat skończyłam dawno, mieszkam w swoim rodzinnym mieście, lecz z gniazda wyfrunęłam już jakiś czas temu. Dodatkowo studiuję i pracuję w restauracji (jak sam nick wskazuje ;)). Piekielnych historyjek w moim życiu namnożyło się już sporo, na dobry początek ta związana z pracą.

Dzień weekendowy, ruch u nas w knajpie spory jak zawsze. Przy wejściu do naszej restauracji kłębił się tłum ludzi, czekających na stolik, ustawionych w prowizoryczną kolejkę. (Tu trzeba nadmienić, że we weekendy rezerwacja stolika u nas jest wręcz niemożliwa, mamy za dużo ludzi tzw. z ulicy, aby wygospodarować miejsce dla rezerwacji). Kuchnia uwija się jak w ukropie, kelnerzy na sali również, kierowniczka biega wte i nazad starając się nam pomóc.

Stojąc przy kasie, rozliczam rachunek gdy zadzwonił telefon. A więc odbieram i najmilszym tonem jaki mogłam w tej chwili z siebie wydobyć zaczynam rozmowę: ja[J], klientka [k].
[j]-Dzień dobry! (Tu pada standardowa formułka jak mi niezmiernie miło, że klient wybrał naszą knajpę i w dodatku w chwili największego sajgonu zachciało mu się do nas zadzwonić i pozawracać 4litery). W czym mogę pomóc?
[k]-Bry... Chcę zarezerwować stolik... Na dziś!!! Za pół godziny przyjdziemy!!! Ma być wszystko gotowe!!!!!! (wszystko to wypowiedziane a jakże władczym bezczelnym tonem)
[j]-(spoglądając na wejście) Przykro mi ale w dniu dzisiejszym jest to nie możliwe, mamy bardzo dużą kolejkę, nieustanny ruch. Jednak zapraszam serdecznie, można przyjść i poczekać na wolny stolik, czas oczekiwania nie przekracza 30minut.
[k]-Achaa....Yyyy..... To nic, do widzenia.

Cała rozmowa z mojej strony przebiegała w tonie uprzejmym, pani widać była mocno zdezorientowana odmową. Nie zdążyłam odłożyć telefonu na swoje miejsce gdy zadzwonił ponownie, tym razem ja[j] i Wielki Pan Buc [wpb] oraz moja kierowniczka [k]

[j]-Dzień dobry! W czym mogę pomóc?
[wpb]- Chce stolik zarezerwować! Za pół godziny! Na cztery osoby! masz mi zrobić tą rezerwację albo już tam nie pracujesz! G***o mnie obchodzi co ty tam sobie wymyślasz! Ja będę za 30min i ma być dla mnie gotowy stół! Zrozumiałaś?
[j]-(trochę wgięta) Bardzo mi przykro ale jest weekend nie rezerwujemy stołów, ale jeśli...
[wpb]-(wpadając mi w słowo) Urwa nie obchodzi mnie jaki jest dzień tygodnia!!!!! Mam mieć gotowy stół!! Takie dz***i jak ty nie będą mi dyktować zasad! Dawaj kierownika!!
W tym momencie grzecznie oddałam słuchawkę kierowniczce, której pokrótce zarysowałam problem.

Wróciłam do pracy i prawie bym o sprawie zapomniała gdyby nie to, że chwilę później zostałam zawołana przez [k] do biura.
[k]-Kelnerzyna, przygotuj stolik 40 na rezerwację za 15 minut.
Tutaj zaliczyłam klasyczny opad szczęki, akurat [k] nie należy do osób którym można łatwo nagadać, trzyma się mocno zasad panujących w firmie nie odpuszcza nigdy, a tu proszę takie coś...
[j]-Ale jak to? Przecież weekend, zasady, jak tak można, uczyć tak będziesz ludzi to będziemy mieć syf bo każdy będzie chciał...
[k]-Ale nie udało mi się tego tym razem odkręcić.
I w tym momencie dowiedziałam się jaki ciąg dalszy miała owa rozmowa telefoniczna.

Pan Wielki Buc cały czas krzycząc, straszył, że pozwalnia całą restaurację z kierowniczką na czele, rzucał przy tym takimi bluzgami że trudno było słuchać i wyłapywać słowa z morza przekleństw. Zaczął straszyć, że ta sprawa trafi wyżej, a był to okres kiedy nasza restauracja wychodziła z dużego dołka, zależało nam na dobrej opinii, nie chcieliśmy żadnych skarg do centrali i właśnie dlatego nieugięta [k] pierwszy raz w życiu się ugięła.

Efekt końcowy? Rezerwację przygotowałam, pan przyszedł z żonką i znajomymi, zamówili jakiś zbiorowy zestaw którego częścią były dolewki napoi. Przy ich wejściu [k] podeszła, grzecznie się przedstawiła, chciała sprawę wyjaśnić, tak aby na następny raz sytuacja się nie powtórzyła. Została jednak zbluzgana przez buca w akompaniamencie śmiechów paniusi.
Nie śmiali się oni jednak długo, gdyż ten stół obsługiwałam ja. Wszystkie potrawy jakie trafiły na ich stolik były albo piekielnie ostre, albo piekielnie słone. Znacie to jak ręka zadrży przy przyprawach, prawda? Na dolewkę napoju czekali ok 15-20 minut, z językami wywieszonymi do ziemi, miotając przekleństwa na prawo i lewo. Ja w tym czasie byłam poza zasięgiem, ach ten wielki ruch! Kierowniczka nie reagowała, reszta ekipy śmiała się im w twarz.

Może to nie ładnie z naszej strony, ale gdyby od początku nas szanowali i traktowali jak ludzi a nie służbę, wynieśli by z tej wizyty same miłe wspomnienia, a tak, no cóż chyba mają do dziś wstręt do soli i chilli.

gastronomia

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 687 (777)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…