Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#23846

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O pewnej sprzeczności.
Chrześcijanie, ściślej katolicy. Społeczność, która wedle swoich mentorów, świętych ba! samego Boga, ma służyć sobie nawzajem. "Miłować się". Tyle w teorii. Co zaś w praktyce, to rzecz ma się zgoła inaczej.
Trwa Msza. Zwykła, wieczorna. Jakoś tak się złożyło, że bez organisty a i ludzi mało (ok 30) to łatwo rozpoznać do kogo należał najdonośniejszy głos. Otóż należał on do [O]nej.
Ludzie zaczynają wychodzić z ławek, zmierzając do Ołtarza po Komunię. I ja także wychodzę z ławki ale nie do "środka" a na "zewnątrz" ławek, więc żeby dołączyć do kolejki będę musiał włączyć się do ruchu jak auto z podporządkowanej. Sprawdzam czy wolne. Wolne, więc próbuje zmieszać się z tłumem. O ja grzeszny! Nie dane mi było. Bo gdy już miałem wtopić się w "kolejkę" niczym Afrodyta z piany, ujawnia się [O]na. Nie wiadomo skąd, pewnie z ławki. Grunt, że się najzwyczajniej wpycha. Nic to - jak mawiał pułkownik Wołodyjowski. Lecz ta jej godność, ta wyniosłość. Cóż się dziwić, że nie zauważyła robaczka pod jej stopami. Wiem to normalka, pewnie w każdym kościele takie się spotyka. Ale oto i wisienka na torcie. Pani - tym swoim donośnym głosem- intonuję pieśń "Gdzie miłość wzajemna i dobroć". Myślę, że to był najlepszy komentarz moich "żalów".

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (33)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…