Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#24272

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia, która do teraz wyciska mi łzy z oczu, mimo, że minęło parę dni.
Moja przyjaciółka ma córkę, Julka jest moją chrześnicą, za dwa tygodnie skończy roczek. Jest najfajniejszym dzieckiem, jakie znam, w ogóle prawie nie płacze, od zawsze przesypiała całe noce, nie płakała przy ząbkowaniu, jak jest chora nie marudzi, tylko się śmieje - dziecko słoneczko normalnie.

Ostatnio przyjaciółka zadzwoniła, żebym nie przychodziła na kawę, bo one idą do lekarza, Julka chyba się gdzieś przeziębiła. Potem zadzwoniła, że mała dostała antybiotyk i jeszcze jakiś lek, ze spotkanie przełożymy jak wyzdrowieje, żebym w ciąży czegoś nie złapała. Ok.

Dzień później dostaję telefon, że Julka jest w szpitalu, dostała jakiegoś toksycznego uczulenia, dostała jakiejś wysypki, w szpitalu stwierdzili, że połączenie tego leku i antybiotyku wywołało taką reakcję. I że lekarka stwierdziła, że gdyby małej podać jeszcze jedną alb dwie dawki antybiotyku, to mogło dojść do opuchlizny i uduszenia dziecka...

Babcia Julki zadzwoniła do przychodni i poinformowała, że lekarz zapisał złą kombinację leków. Pediatra zaraz zadzwoniła do mojej przyjaciółki dowiadywać się co z małą i powiedzieć, ze przecież ją poinformowała, że gdyby coś, to żeby jechała do szpitala (ciekawe kiedy i po co). I dzwoniła jeszcze ze 3 razy, prosząc, by tego nie zgłaszać...
Kierowniczka przychodni stwierdziła, że przecież w sumie nic się nie stało... No tak. Co musiałoby się stać, zeby zareagowała w jakikolwiek sposób? Aż strach pomyśleć...

służba_zdrowia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 235 (309)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…