Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#24398

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia użytkownika SaszaGrigoriewna przypomniała mi pewno zdarzenie z przeszlości.
Otóż lat temu kilka pracowałam sobie na warszawskim SGGW jako strażnik akademicki. Obiekt dostałam łatwy i przyjemny w porównaniu z innymi- rektorat. Budynek miał swoją historię (w czasie wojny służył jako kwatera dla niemieckich oficerów) a także niepowtarzalny klimat- był to dawny dwór Niemcewiczów. Wysokie okna, sale balowe, klimatyczne piwnice w których zrobiona była knajpka. Wszystko śliczne i przyjazne w świetle dnia ale w nocy...
Za wysokimi, nijak nie zabezpieczonymi oknami wyłącznie ciemność- brak oświetlenia na zewnątrz i krzaki.
Gigantyczna sala balowa na piętrze (bóg wie do czego służąca obecnie bo pusta)- ciemna, z okropnym echem odzwierciedlającym każdy oddech.
Ślicznie zrobione piwnice w nocy stawały się siedliskiem zła pełnym tajemniczych odgłosów, stuknięć i szelestów.
Jak na złość włączniki światla we wszystkich tych salach były tak rozmieszczone że nalezalo przejść przez tą złowieszczą ciemnicę, zapalić światło, rozejrzeć się, postrawdzac okna, zgasić światlo i znów po ciemku wyjść. Wierzcie- nie szło do tego przywyknąć. Tym bardziej że moja wyobraźnia karmiona była wówczas głównie horrorami i thirellami.
Pewnej nocy siedziałam sobie w szatni która umiejscowiona była za zalomem holu. Hol był przestronny, wyłozony marmurem. Czytałam sobie jakąś książkę Koontza, "Szepty" bodaj. Skora mi cierpła na karku w miarę budowania napięcia fabuły, czas leciał, jakoś koło polnocy było. Postanowiłam jeszcze tylko ten rozdzial przeczytać i iśc na obchód. Nie było mi dane...
W momencie kiedy włosy stały mi na całej głowie ze strachu za ścianą usłuszałam ciche mlask... mlask... mlask.
Serce podeszło mi do gardła grożąc uduszeniem i za nic nie mogłam go przełknąć. Nie mogłam się również ruszyć. I znowu ten upiorny odgłos: mlask... mlask...
Tchawicę miałam tak zaciśniętą że nie dałam rady wrzasnąc. Wstałam cichutko i ostrożnie wyjrzalam na komórce mając już wybrany numer patrolu. Lukam zza węgła a tu... nic. Pusto, nikogo nie ma. Ośmielona wyszłam, zajrzałam za kolejny zakręt- znów nic. Obleciałam parter- pusto. Eee... wydawało mi się.
Wróciłam do lektury a tu znowu mlask... mlask... Ośmielona wynikiem poprzednich poszukiwań wyjrzalam odważniej i... dokładnie- znów nikogo. Ale intrygujące to było i irytujące również.
Zadzwoniłam po partol, zwirzyłam się z problemu- przyjechali podśmiewając się ze strachliwej baby pod nosem. Siedzimy, gadamy a tu jak na zlośc nic nie mlaszcze.
Zirytowana wizją plotek dnia jutrzejszego kazałam panom zamilknąć i siedzieć w bezruchu momencik. I to dało efekt- znów mlaskanie. Teraz faceci lekko wystraszeni ale bardziej zaciekawieni robią inspekcję. I dała ona wreszcie rezultat.
Ogromna żaba... Naprawdę wielka, wilgotna żaba skakala po marmurowej posadzce i to był ten odglos wzmocniony akustyką holu...
Nastepne pół roku każdy patrol miał obowiązek pytać mnie czy przyszedł do mnie dziś nowy książę...

rektorat

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 316 (340)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…