Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#24501

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielna i bezduszna służba zdrowia... Przez nią straciłam mnóstwo czasu i nerwów.

Latem zapadłam na bliżej niezidentyfikowaną chorobę skóry. Pierwsze jej objawy zauważyłam w pewne sobotnie popołudnie. Następnego dnia (cała opuchnięta, ze swędząco - bolącymi pęcherzami na ciele i otwartymi ostro ropiejącymi ranami na skórze głowy), tj. w niedzielę, postanowiłam niezwłocznie udać się się do lekarza. Niestety, w poniedziałek wypadało ustawowo wolne od pracy święto... Wyglądałam i czułam się jednak już tak źle, że poprosiłam chłopaka o zawiezienie mnie na pogotowie do miasteczka oddalonego od mojej miejscowości ok. 20 km.

Bardzo "uprzejmy" pan z ambulatorium, oczywiście po niemal godzinie oczekiwania na niego przed drzwiami dyżurki, zapytał, co mi dolega. Pokrótce opowiedziałam, co mnie do niego sprowadza. Zaczęłam już nawet podwijać nogawki spodni, aby pokazać mu opuchnięte i naznaczone chorobą nogi, ale... Ten nawet na mnie nie spojrzał; sucho stwierdził, że jest to sprawa nie zagrażająca życiu, więc nie jest to sprawa pogotowia ratunkowego. Poinstruował mnie, iż takimi przypadkami zajmuje się oddział dermatologiczny szpitala położonego w mieście 30 km stąd i tam tez powinnam się udać w celu przyjęcia zastrzyku odczulającego. Póki co, on przepisze mi wapno (na recepcie, a jakże). Zapytałam, czy w takim razie wypisze mi skierowanie na wspomniany oddział. "Nie - usłyszałam. - Przyjmą panią bez skierowania, nie jest ono potrzebne".
Zła, obolała i rozczarowana wyszłam z gabinetu, zgniatając receptę ze zwykłym calcium.

Pół godziny później zalegałam już w korytarzu przed izbą przyjęć w szpitalu z oddziałem dermatologii. Naprawdę miła lekarka (szkoda, jednak nie dermatolog) zbadała mnie, obejrzała rany, obrzęki i wypryski na moim ciele, po czym podała zastrzyk. Dowiedziałam się, że taki sam mógł podać mi tamten lekarz na pogotowiu! Mało tego - nie dał mi skierowania, czyli papierka niezbędnego do zatrzymania na oddziale, bo powiedział, że nie jest mi potrzebne!
Zostałam odesłana do domu z niczym. Kazano mi nazajutrz zgłosić się z odpowiednim świstkiem wystawionym przez lekarza rodzinnego.

Następnego dnia skoro świt udałam się do miejscowej przychodni. Pan doktor miał przyjmować od ósmej. Zarejestrowałam się i, ku swej uciesze, stwierdziłam, że jestem trzecia w kolejce.
Około dziewiątej zaczęłam się niepokoić przedłużającą się nieobecnością dyżurującego dziś lekarza. Jakby w odpowiedzi na moje myśli z rejestracji wyszła pielęgniarka i beztrosko oznajmiła, iż doktor będzie dziś jednak po południu.
Myślałam, że się rozpłaczę. Podeszłam do kobiety, przedstawiłam swoją sytuację, opisałam, co mi dolega i zapytałam, co mam teraz zrobić. "Zaczekać na lekarza" - wzruszyła ramionami.

Tyle, że ja już naprawdę nie mogłam czekać; zaczęły doskwierać mi co raz bardziej uciążliwe duszności...

Nie wiedząc, co dalej począć, znów zadzwoniłam po chłopaka, by zawiózł mnie na to nieszczęsne pogotowie. I znów podróż 20 km. Nie przewidziałam tylko, że ambulatorium czynne jest jedynie w czasie, kiedy normalne przychodnie są zamknięte.
Zdenerwowana nie na żarty weszłam w pierwsze lepsze drzwi (to nic, że z napisem RTG). Zastałam tam młodego chłopaka. Trzęsącym się, nabrzmiałym od łez głosem opowiedziałam mu całą tę historię i czekałam na jakieś rady. A on mi na to, że tutaj jest RTG. "Wiem - odpowiedziałam. - Chce tylko, żeby ktoś wypisał mi skierowanie do szpitala". A on, że tutaj jest RTG i tu się skierowań nie wypisuje. "Wiem - powiedziałam już płacząc. - Ale kto może mi wypisać takie skierowanie?". A on znowu, że tutaj jest RTG... śmiejąc mi się w twarz!
Oburzona, poniżona i bezradna wyszłam, a że jestem bardzo nerwową osobą, zamykając drzwi rzuciłam na tyle głośno, aby wspomniany pseudo pracownik służby zdrowia na pewno mnie usłyszał: "A żeby ci, ch**u złamany za to nie stanął!". Wiem, że to głupie, ale naprawdę nie panowałam już nad emocjami.

Udałam się na izbę przyjęć mieszczącego się w tym samym budynku szpitala. Polecono czekać mi - oczywiście! -na panią doktor.
Czekałam. Czekałam. Czekałam. Czekałam.... W końcu przyszła.
Zaprosiła mnie do siebie, obejrzała mnie całą, pocmokała, wysłuchała historii i... stwierdziła, że nie rozumie dlaczego akurat od niej oczekuję skierowania na oddział dermatologiczny!!!!!!!!
Straciłam cierpliwość. Głośno i, przyznaję, dość wulgarnie wygarnęłam jej wszystko, co mi leżało na sercu.
"Niech się pani nie denerwuje" - powiedziała po czym wystawiła mi ten głupi papierek, dla którego straciłam tyle nerwów.

Ze skierowaniem w ręku udałam się na oddalony 30 km oddział dermatologii...
Zaraz po ′oględzinach′ pani dermatolog, mój przypadek został zakwalifikowany jako ostry... Najbardziej jednak zdemotywowało mnie pytanie: "Dlaczego od razu nie zasięgnęła pani opinii lekarza?"....

Częstochowa i okolice

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 209 (285)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…