zarchiwizowany
Skomentuj
(2)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Kilkanaście lat temu, gdy dziadek skończył 80 lat poszliśmy z braćmi i mamą go odwiedzić. Nie zastaliśmy go w domu. Pomyśleliśmy, że pewnie poszedł babcią pola doglądać. Zauważyliśmy jednak, że w drzwiach tkwi jakiś list adresowany do dziadka. Zabraliśmy go ze sobą. Jak się spodziewaliśmy, dziadkowie byli na polu. Po powitaniu dziadek jako, że nie miał ze sobą okularów, poprosił mnie, abym sprawdził co to jest i mu przeczytał. Otworzyłem, zerknąłem na zawartość i … mało się nie udusiłem ze śmiechu. Mówię do babci, że będzie się musiała z dziadkiem rozwieść, bo dostał wezwanie do sądu w sprawie … alimentów!
Listonosz nie popatrzył, że jedna litera w nazwisku się nie zgadza, adresem się nie przejmował, bo we wsi kojarzył tylko jednego o podobnym nazwisku i przyniósł przesyłkę dziadkowi. Ciekawe, bo pisma z sądu powinny chyba być dawane za potwierdzeniem odbioru. Tak sobie myślę, co by było, jakby to pisemko zaniósł do domu komuś znacznie młodszemu. Czy żona tego kogoś też pokładałaby się ze śmiechu?
Listonosz nie popatrzył, że jedna litera w nazwisku się nie zgadza, adresem się nie przejmował, bo we wsi kojarzył tylko jednego o podobnym nazwisku i przyniósł przesyłkę dziadkowi. Ciekawe, bo pisma z sądu powinny chyba być dawane za potwierdzeniem odbioru. Tak sobie myślę, co by było, jakby to pisemko zaniósł do domu komuś znacznie młodszemu. Czy żona tego kogoś też pokładałaby się ze śmiechu?
u scyzoryków
Ocena:
141
(177)
Komentarze