Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#24544

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dużo, dużo leków biorę. A przez zmianę listy leków refundowanych usiedliśmy z panem doktorem i część moich preparatów zmieniliśmy na inne, żeby mój miesięczny koszt leków nie wynosił 1300zł tylko połowę mniej. Oczywiście zmieniana medykamentów do których organizm był przyzwyczajony nie pozostał bez echa. W moim przypadku - zmieniłam się w pac-mana. Mniej więcej godzinę po pierwszej dawce łapał mnie niesamowity apetyt. Jadłam i piłam wszystko, dosłownie wszystko. Kebab przegryzałam czekoladą, masło wyjadałam łyżkami z maselnicy, i mimo faktu że żołądek bolał jakbym się ładowała kamieniami nie mogłam uspokoić łaknienia.
Doktor podumał, podumał, kazał brać dostępne bez recepty tabletki octowe i zmienił dawki jednego z przyjmowanych przeze mnie środków.
Ostatnio sesja mnie dopadła. I kilka dni w szpitalu się przez nią przewinęło. I pochorowałam się dość ostro... Słowem, dopiero dziś, po dwóch dniach snu, z wyregulowanymi brwiami, ostrymi obcasami, i ułożonymi włosami wyglądam jak człowiek. Ale jeszcze kilka dni temu byłam słaniającym się na skórzanych kozaczkach zombie, z siną twarzą, wiechciem siana na głowie i zapadniętym oczami.

W takim stanie wybrałam się do apteki. Pani aptekarka ustawia na ladzie stosik pudełeczek aż nagle wzrok jej spoczął na owym preparacie na łaknienie.

- Dziecko, w twoim stanie? Widziałaś się w lustrze ostatnio? Przecież ty się nie możesz odchudzać! Z taką chorobą?
- Co się dzieje? - zainteresowała się druga pani aptekarka
- No zobacz, dziewczyna jedną nogą w grobie i odchudzać się zachciało! Lekami!
- Anorektyczki jeb*ne! - prychnęła stojąca za mną starsza pani.
- Pewnie! Nie żrą gówniary i później płacić za szpital im trzeba! - dorzucił się inny lokator kolejki.

I tak, przez dobre kilka minut byłam ofiarą publicznego linczu. Robiło się coraz goręcej - padały oskarżenia pod adresem mnie, moich rodziców, nasłuchałam się o swoim stanie umysłu i cnoty. W końcu zabrałam siatę z lekami i chciałam zwiać z apteki, ale niestety. Jeden z bardziej aktywnych "antyproana" wyrwał mi reklamówkę z ręki i cisnął na podłogę, a potem kopnął w kąt. Przypominam - leki za ponad 600 zł, naprawdę bardzo mi potrzebne.

Postanowiłam rozsypane pudełka pozbierać, ale jaśnie wielmożne konsylium do sprawy odżywiania młodzieży, nie mogło mi na to pozwolić. Wyżej wspomniany pan zwyczajnie zasunął mi kopa w udo "ja cię gówniaro wychowam, ja cię nauczę nie żreć" i za kaptur wyrzucił z apteki.

NIKT NIE PROTESTOWAŁ.

Cóż, schowałam się w punkcie telefonii komórkowej obok i czekałam aż tłuszcza aptekę opuści, bo bez moich leków do domu iść nie mogłam. Ryczałam jak głupia - bałam się, że mogą mi moich zakupów nie oddać, że mogą je zniszczyć albo wyrzucić.

Kilka minut później koło drzwi mojej kryjówki przebiegła zaaferowana pani aptekarka - w rękach dzierżąc moją siatkę.
Cóż, farmaceutka potrafiła sobie chyba przełożyć że te preparaty są mi niezbędnie potrzebne. I faktycznie, zakupy mi oddała. Wszystko było na miejscu. Nawet "przepraszam" usłyszałam.
Końcowy komentarz pani aptekarki:
- Bo ja tak tylko na żarty chciałam, a te ludzie takie nienormalne.

Kurtyna.

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 951 (1167)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…