Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#24870

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Opowiem wam o makabrycznych przeżyciach mojego pieska. Jest ona 10-letnim Yorkiem, na imię ma Caren. Nie polecam historii dla czytelników o słabych nerwach oraz uprzedzam, że będzie długo.

Gdzieś koło września dowiedziałam się, że Caren ma cukrzycę. Zaczęło się latanie od weterynarza do weterynarza z prośbą o porady, pomóc w leczeniu itp. W tym samym czasie cała rodzinka(ja, rodzice i siostra) szperała w internecie w poszukiwaniu informacji na temat tej choroby. Pewnego, nieszczęśliwego dnia, moja mama znalazła specjalistę od cukrzycy u psów, decyzja natychmiastowa, wybieramy się tam!

Mama pojechała do tego "specjalisty" z koleżanką. Po wejściu do weterynarza, usiadła w poczekalni z Caren na rękach, źle się czuła bidulka(pies, nie mama :P), bo wtedy jeszcze nie dobraliśmy dla niej odpowiedniej dawki insuliny. Znajoma mamy usiadła obok. Wtedy do poczekalni weszła Piekielna ze swoim potworem, bullterierem. Chodziła po poczekalni z psem na smyczy, który szczekał na moją psinkę i tłumaczyła, że tylko chce się bawić (!)! Mama nadal trzymała Staruszkę na rękach.

Nagle, stało się to w mgnieniu oka, bullterier rzucił się na mojego Yorka. Mama w krzyk, pełno krwi, a ten potwór wisi na żuchwie Caruni. Z gabinetu wybiegł Pan weterynarz, jakoś zdołał uwolnić mojego psiaka od szczęk tego białego monstrum. I poleciała Caren od razu na stół operacyjny, połowa żuchwy wisiała jedynie na skórze! Jako, że moja Rodzicielka była w szoku, jej znajoma dowiedziała się, jak się nazywa właścicielka bullteriera (próbowała uciec, ale Pani Danuta(znajoma mamy) dzielnie jej to uniemożliwiła)po czym kobieta wyszła z przychodni. Potem dowiedzieliśmy się od weterynarza szczegółowych danych kontaktowych. Pani Danuta powiedziała, że ten pies prawdopodobnie uczestniczył w walkach psów, ponieważ nosił ślady ugryzień i miał wiele ran, widocznie wyczuł osłabionego Yorka i uznał, że będzie łatwą ofiarą ;/

Po ok. 3 godzinach lekarz jakoś poskładał szczękę biednej Caren. Cała rodzina była już na miejscu, czekając na psiaka, wszyscy kochają tą Staruszkę :′) Okazało się, że w czasie operacji przyszedł mąż właścicielki bullteriera i zapłacił za interwencję(na czas operacji mama pojechała do domu więc nie spotkała tego mężczyzny).Zawieźliśmy Caren do Szpitala Weterynaryjnego, gdzie spędziła ponad tydzień. Niestety połowę żuchwy trzeba było usunąć, nie chciały się odtworzyć nerwy. Wizyta w szpitalu kosztowała ponad 2000zł.

Mój tata postanowił, że nie odpuści właścicielom bullteriera. Założyliśmy sprawę w policji oraz wysłaliśmy list do tego małżeństwa, w którym było napisane, że jeśli nie oddadzą nam pieniędzy za pobyt Caren w szpitalu, sprawa trafi do sądu. Dostaliśmy pieniądze w ciągu miesiąca, właściciele potwora musieli zapłacić wysoki mandat, jednak mój pies już do końca życia musi żyć bez połowy żuchwy(już nie mówię o mojej mamie, która przez dwa miesiące nie mogła spać i obwiniała się o kalectwo psiaka ;/). Wszystko przez bezmyślność kobiety.

Warto jeszcze wspomnieć krótką wymianę zdań między moją siostrą a weterynarzem:
[S]- Mógłby pan zawiesić na drzwiach kartkę z informacją, że psy należy wprowadzać w kagańcach. Dzięki temu moglibyśmy uniknąć kolejnego nieszczęścia.
[W]- To nie należy do moich obowiązków.

Gdańsk

Skomentuj (51) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 63 (139)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…