Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#25060

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie długo - za to przepraszam, ale mimo wszystko proszę o przeczytanie do końca. To historia, która nauczyła mnie, że nie warto ufać nikomu, nawet własnej rodzinie

Od kilku lat moi rodzice, ja i mój brat jesteśmy w sporym konflikcie z matką mojego taty, czyli naszą "babcią" (tylko formalnie, ponieważ po tym co przez te parę lat pokazywała nie uważamy ją za członka rodziny wręcz nie chcemy jej znać), oraz jej mężem czyli naszym "dziadziusiem" i jej drugim "dobrym synkiem".

Zanim przejdę do właściwej historii muszę podkreślić, że nasza "babcia" jest okropną dewotką a ponadto osobą, która skończyła zawodówkę, po ślubie z moim dziadkiem (z którym obecnie również jest w konflikcie) założyli zakład z lodami gdzie pracował on a ona cały czas była na zwolnieniach (oczywiście za nie płaciła mało uczciwym lekarzom), nie płaciła składek, jednym słowem kombinowała jak zarobić a się nie narobić a po ślubie moich rodziców wpadła na "genialny pomysł" (do tego celu wykorzystywała mojego tatę, który jej ufał - bo przecież jest jej synem, oraz moją mamę).

20 lat temu "babcia" kupiła sporą działkę ze starym, przedwojennym, drewnianym domem (w miejscowości w której obecnie mieszkamy) w którym zamieszkała z moimi rodzicami. Jako że mój ojciec jest złotą rączką i zna się świetnie na budowlance chciała go zmotywować do roboty i przez jakieś 15 lat wmawiała mu, że wszystko co postawi na tej działce, w co włoży pieniądze będzie jego. Przez te wszystkie lata moja mama pracowała w budce z lodami, której właścicielką była oczywiście "babcia" a po sezonie na lody tak samo codziennie od rana do wieczora nieraz po 12 godzin bez urlopów pracowała w gastronomii, którą otworzyli razem z tatą. Za zarobione pieniądze rodzice kupowali materiały budowlane. Tak więc przez parę ładnych lat mój ojciec zagospodarowywał działkę a mama zarabiała pieniądze na życie i na liczne prace budowlane, więc siłą rzeczy rodzice nie mieli czasu ani dla mnie ani dla mojego o 5 lat młodszego brata - i kto się nami zajmował - oczywiście nasza Święta "babcia". Działka i dom formalnie dalej należały do "babci".

Po paru latach mój tato praktycznie sam (z niewielką pomocą fachowców) postawił na tej działce duży, piętrowy dom 300 m kw. DOBRODUSZNA "babcia" zaproponowała tacie, że przepisze na minie i na mojego tatę połowę domu jeśli on da jej "dobremu synkowi" 1000 dolarów (które tato dostał od swoich "rodziców" w prezencie ślubnym a odłożył te pieniądze na czarną godzinę) na kupno mieszkania. Tato oczywiście się zgodził, bo przecież jego własna matka go nie oszuka.
Któregoś pięknego dnia byliśmy wszyscy w domu. W pewnym momencie "babci" coś się nie spodobało i zaczęła się ostra awantura. W domu było takie piekło, że rodzice podjęli decyzję o natychmiastowym wprowadzeniu się do wtedy jeszcze niewykończonego nowego domu. Pamiętam to dobrze choć wtedy byłam dopiero w pierwszej klasie podstawówki. A był to początek jesieni. W nowym domu nie było niczego nawet podłogi więc musieliśmy spać na gołym betonie. Na szczęście były materiały więc rodzice wzięli się do roboty i część (połowa piętra) domu była gotowa do zamieszkania na zimę. W miarę czasu pogodziliśmy się i tato zrobił "babci" na parterze zakład do kręcenia lodów i mieszkanie. Przez parę lat był spokój. W starym domu rodzice założyli bar, w którego powstanie włożyli dużo pieniędzy i wysiłku, tato remontował dom, wszystko naprawiał, posadził drzewa i trawę na działce, zrobił parking dla klientów, jednym słowem działka wygląda super.

Kiedy wszystko zostało zrobione "babcia" zaczęła kombinować jak się nas pozbyć. A pomysły podrzucał jej "dobry synek", który jest okropnie zachłanny na pieniądze i wie, że to co zabierze mojemu tacie dostanie on i jego córka w spadku. Zaczęły się więc na nowo awantury, w które zaczęła wciągać "dziadziusia", który potrafi być bardzo agresywny. Mój tato w końcu uświadomił sobie jak bardzo dał się wykorzystywać. W końcu odmówił jej pomocy (bo kiedy coś się zepsuło i trzeba było naprawić to tato był dobry a jak wszystko działało i "babcia" nie potrzebowała pomocy to był zły). Nasza "babcia" próbowała nawet pozbawić nas darowizny w postaci połowy domu oskarżając mnie o to, że nazywam ją kur**, a mojego ojca oskarżyła o to, że ją bije (tak naprawdę to ona go parę razy uderzyła a potem dzwoniła na policję, że on ją bije). Wyzwiska, kłutnie, obmawianie wśród sąsiadów i znajomych, zakręcanie wody (na parterze jest zawór) oraz wizyty policji stały się na porządku dziennym. Największym ciosem dla mojego taty były jednak słowa jego "rodziców", że jego praca jest gów** warta a to oni na wszystko zapracowali. W końcu rodzice nie wytrzymali i złożyli do sądu wniosek o zniesienie współwłasności - sprawa jest w toku. Jeszcze dodam że "babcia" wynajęła sobie adwokata na dodatek naszego krewnego aby jej pomógł na rozprawach. "Babcia" w akcie zemsty wyrzuciła nas z baru, okazała się być nawet tak bezczelna, że przyszła do cukierni, w której pracowałam na wakacjach i z drwiącym uśmieszkiem oznajmiła mi, że powie mojemu szefowi, że nie potrafię obsługiwać klientów a ten na pewno mnie wyrzuci z pracy. Pomógł mi wtedy nasz dzielnicowy, który zna naszą sytuację i tak postraszył "babcię", że już się więcej w mojej pracy nie pokazała. Zanim "kochana babcia" pokazała swoją prawdziwą twarz moja mama dzięki pomocy swoich rodziców w tajemnicy przed naszą "świętą" zaczęła studia zaoczne na prawie które skończyła z wyróżnieniem a tato robił kursy - i tak naprawdę dzięki temu co wypracowali moi rodzice mamy za co żyć. "Babcia" przed sądem udaje schorowaną, wykorzystaną przez syna biedną kobietę (aby było efektowniej do sądu chodzi o lasce) a po rozprawie następuje cudowne ozdrowienie i "babcia" jedzie rowerkiem na drugi koniec miasta do "dobrego synka".

Od paru dni do mojej mamy wydzwaniają ludzie w sprawie ogłoszenia. Okazało się, że "babcia" podszyła się za moją mamę i dała ogłoszenie do gazety, że moja mama chce sprzedać dom, który formalnie nie należy do niej - po co? a no po to aby ją wrobić przed sądem i zrobić z siebie ofiarę. To co dzisiaj się wydarzyło do końca wyprowadziło z równowagi mojego tatę a mnie skłoniła do założenia konta na piekielnych i opisania całej historii.
Od rana "babcia" chodziła jednym słowem wkurzona. Akurat byłam sama w domu z bratem. Jeszcze przed południem przyszła do nas piekielna "babcia" i oznajmia, że ma powódź w zakładzie, że to nasza wina i że mamy coś z tym zrobić bo ona inaczej odłączy nam wodę. Wkurzona powiedziałam, że to nie jest moja sprawa tylko jej problem. Po jakiejś godzinie przyszła mama a piekielna zakręciła wodę, mało tego wezwała policję, że zalewamy jej zakład i kazała im przekazać ile mamy jej zapłacić aby podłączyła wodę. Przyjechał dzielnicowy i mama wyjaśniła mu całą sprawę. Policjant poradził nam co zrobić a "babcię" pouczył.
A więc "babcia" myślała, że mój tato wykończy dom i działkę, nas wyrzuci na bruk a sama będzie tu mieszkała jak królowa, ale rzeczywistość okazała się inna: musi zapłacić kary za swoje szachrajstwa, ma 2 sprawy w sądzie rodzinnym, moi rodzice domagają się od niej zwrotu kosztów na drodze sądowej, będzie miała najprawdopodobniej proces karny za podszywanie się za moją mamę, wszyscy sąsiedzi i znajomi a nawet rodzina się od niej odwrócili, a na komisariacie już nawet nie traktują jej poważnie.

To co przeszłam nauczyło mnie, że nie warto ufać ludziom i trzeba zawsze pracować na własny rachunek. Dostałam świetną lekcję od życia, którą opłacili moi rodzice własnymi nerwami i zdrowiem. Jedno jest pewne nigdy nie popełnię błędu moich rodziców.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 219 (271)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…