Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#25254

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie znacie mnie więc w skrócie powiem, że uwielbiam zwierzęta. I te małe i te duże. W dniu, gdy moje dwie siostry się wyprowadziły (były alergiczkami) wraz z W (młodsza siostra) pojechaliśmy do schroniska i adoptowaliśmy szczeniaka (żył krótko, zabił go samochód – o tym kiedy indziej, bo historia jest piekielna). Moja dziewczyna J posiada suczkę doga. Ciotki i znajomi również mają zwierzaki więc nie boję się zwierzaków, lubię je i nigdy świadomie bym żadnego nie skrzywdził.

Historia działa się w piątek. Dlaczego dopiero teraz piszę? Ponieważ byłem na środkach przeciwbólowych i to dość mocnych, bo soboty nie pamiętam a niedzielę i dziś widzę trochę jakby za mgłą, ale muszę to opisać.

Poszedłem z J na spacer. Poszliśmy do parku. Mamy bardzo fajny park. Z lotu ptaka widać główną ścieżkę, która jest w kształcie muszli ślimaka. Odnóża głównej ścieżki prowadzą do wyjść, na place zabaw i takie tam, w środku jest kawiarnia więc to bardzo fajne, miłe i romantyczne miejsce. Dzieciaki mogą biegać i szaleć a rodzice nie muszę się bać o samochody. Ponieważ jedyny samochód, który wjeżdża na teren parku to samochód dostawczy i to z rana. Zatem miejsce prawie idealne. Czemu prawie? Ponieważ psie kupki wyłaniające sie spod odwilży są niezbyt bezpieczne dla szalejących dzieciaków, jak i dla zwykłych ludzi. My zawsze sprzątaliśmy po swoich psach.

Idziemy sobie w najlepsze, trochę śmiechu, trochę flirtu i nagle przed nami wyłonił się potwór. Ni to pies ni to smok wawelski. Wielki, włochaty i brudny. Zaślinił się na nasz widok, spuścił łeb i łypiąc na nas wyszczerzył zębiska. Po minucie za psem wyszedł jego właściciel. Myślę sobie „Całe szczęście”, ale nie. Pies zaczął powoli iść do nas warcząc i śliniąc się.

Ja - Może pan zabrać psa?! (nie był na smyczy)
Właściciel (X) - Spokojnie, on nic nie zrobi. - Po czym powrócił do gapienia sie w swoja komórkę.

Jednakże bestia zaczęła biec w naszym kierunku i skoczyła. Chciał rzucić się na moją J, ale ją osłoniłem i bestia złapała mnie za ręką i przywaliła na ziemię. J w krzyk, ja w krzyk, facet w krzyk. Bestia zaczęła szarpać mnie za rękę, ugniatać łapami, prawie na mnie skakał. Jak ktoś przeżył atak psa wie, co pies robi. Drugą ręką zacząłem bić bestię. Zleciało się paru facetów.

X - Zostaw mojego psa!!! - krzyczał

Kilku facetów próbowało ściągnąć psa, gdy sie nie powiodło zaczęli go butować, ale to tylko rozwścieczyło bestię. X rzucił się na jednego z chłopaków, wywiązała się bójka i moja walka o życie. Na całe szczęście zjawili się policjanci (okazało się, że to J zadzwoniła po nich – powiedziała mi to dzisiaj), z karetką i strażakami (!). Policjanci zajęli się X a strażacy psem: przywalili mu w łeb wielkim kamieniem. Bestia puściła zamroczona i zanim z powrotem na mnie się rzuciła to strażacy związali mu łapy i pysk.

Gdy leżałem w karetce nie przytomny podeszła do nich kobieta z dzieckiem na rękach. I błagała o pomoc. Zanim bestia zaatakowała nas, rzuciła się na małego chłopca, który jeździł na rowerku. Matka zawiadomiła karetkę i gdy usłyszała tą, która jechała do nas to podbiegła. Bestia poharatała dzieciaka. J mówiła, że dzieciakowi zwisało ucho i matka je trzymała - pies je od szarpał.

W szpitalu zostałem opatrzony i w sobotę byłem już w domu. Mam rękę w gipsie - bestia złamała mi kość (!!!) i szwy na głowie i brzuchu, na nogach mam zadrapania a na drugiej ręce mam rany od bicia psa. Co do dzieciaka to nie wiem. Większą część tej historii opowiedziała mi J. Podejrzewam z rodziną, że pies będzie uspany a facet będzie płacił odszkodowanie.

park

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 209 (243)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…