zarchiwizowany
Skomentuj
(5)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Zauważyłem, że serwis ten często przypomina czytającym własne przeżyte historie, mnie niestety również. To smutne ile chamstwa, pieniactwa i głupoty jest na tym świecie.
Będzie o SKOCZKU.
Kilkanaście lat temu, kiedy chodziłem do podstawówki, mieliśmy jechać z Babcią pociągiem, z pewnego dworca, na którym podobno przysłowiowo p...dzi (chociaż to było dawno i nieprawda, według mnie nigdy tam nie wiało bardziej niż na innych dworcach). Pociąg - zwykły elektryk - miał się właśnie podstawiać, zaś na peronie czekała na niego naprawdę potworna ilość ludzi.
Wściekłych. Wrednych. Chamskich. Mających świadomość, że będą jechać kilka godzin w potwornym ścisku i tłoku.
Do dzisiaj pamiętam co się działo, kiedy pociąg wjechał na stację, zatrzymał i cała ta tłuszcza ruszyła. Wszystkie chwyty były dozwolone.
Nie to było najgorsze, że Babcię przewrócili w korytarzu i omal nie stratowali (dobrze, że nie było mnie przy tym, bo wsiadłem wcześniej, zająć miejsce. Chyba bym komuś wtedy przywalił) I nie to było najgorsze, że gdy już z Babcią (a już wtedy nie była najmłodsza) siedzieliśmy, jakoś gość zaczął ją SZARPAĆ za ramię, żeby ściągnąć z siedzenia (Babcia narobiła wrzasku, ja faceta odepchnąłem i uciekł, puściwszy tylko soczystą wiązankę. Dobrze, że byłem wysoki jak na swój wiek i sam mój wygląd zadziałał, bo nie wiem co by się tam stało).
Najgorszy był SKOCZEK.
Kiedy pociąg wtaczał się na stację i zwalniał prędkość (z otwartymi drzwiami, ale jeszcze jechał...), facet wziął rozbieg i wskoczył do niego. Miał szczęście, lub dobrą celność. Trafił w otwarte drzwi i zanim skład stanął, już sobie triumfalnie siedział.
Pamiętam ten widok jak dziś. Kiedy wskakiwał do pociągu miał małe dziecko na ręku.
Będzie o SKOCZKU.
Kilkanaście lat temu, kiedy chodziłem do podstawówki, mieliśmy jechać z Babcią pociągiem, z pewnego dworca, na którym podobno przysłowiowo p...dzi (chociaż to było dawno i nieprawda, według mnie nigdy tam nie wiało bardziej niż na innych dworcach). Pociąg - zwykły elektryk - miał się właśnie podstawiać, zaś na peronie czekała na niego naprawdę potworna ilość ludzi.
Wściekłych. Wrednych. Chamskich. Mających świadomość, że będą jechać kilka godzin w potwornym ścisku i tłoku.
Do dzisiaj pamiętam co się działo, kiedy pociąg wjechał na stację, zatrzymał i cała ta tłuszcza ruszyła. Wszystkie chwyty były dozwolone.
Nie to było najgorsze, że Babcię przewrócili w korytarzu i omal nie stratowali (dobrze, że nie było mnie przy tym, bo wsiadłem wcześniej, zająć miejsce. Chyba bym komuś wtedy przywalił) I nie to było najgorsze, że gdy już z Babcią (a już wtedy nie była najmłodsza) siedzieliśmy, jakoś gość zaczął ją SZARPAĆ za ramię, żeby ściągnąć z siedzenia (Babcia narobiła wrzasku, ja faceta odepchnąłem i uciekł, puściwszy tylko soczystą wiązankę. Dobrze, że byłem wysoki jak na swój wiek i sam mój wygląd zadziałał, bo nie wiem co by się tam stało).
Najgorszy był SKOCZEK.
Kiedy pociąg wtaczał się na stację i zwalniał prędkość (z otwartymi drzwiami, ale jeszcze jechał...), facet wziął rozbieg i wskoczył do niego. Miał szczęście, lub dobrą celność. Trafił w otwarte drzwi i zanim skład stanął, już sobie triumfalnie siedział.
Pamiętam ten widok jak dziś. Kiedy wskakiwał do pociągu miał małe dziecko na ręku.
pociągi
Ocena:
175
(205)
Komentarze