Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#25495

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Może ta historia nie jest przeraźliwie piekielna, jednak straciłam przez nią wiarę w niektóre instytucje. Nie wydarzyła się ona mnie, jednak bezpośrednio w niej uczestniczyłam.

O czym innym mogłoby być jak nie o naszej ukochanej służbie zdrowia :). Tym razem jednak nie będzie o lekarzach publicznych, ale prywatnych.
Moja siostra na stałe mieszka w Anglii, gdzie lekarze wzbudzają u niej większy strach, niż tutaj w Polsce(może kiedyś skuszę się na opisanie paru absurdów, gorzej niż u nas być nie może, ale UK nas dogania!:)). Czasami przylatuje ona do kraju tylko i wyłącznie, aby porobić badania, iść do ginekologa, dentysty etc. Historia będzie o lekarzu od krocza. Myślę, iż każda kobieta to czytająca wie jakim bólem jest znaleźć dobrego, normalnego, odpowiedzialnego, miłego, profesjonalnego ginekologa. Przypomina to czasem poszukiwanie Atlantydy, jednak próbować trzeba. Odwiedzając jednego z lekarzy miała na celu zrobienie cytologii i w sumie po wszystkim była całkiem zadowolona. Kobieta w porządku, badanie zrobiła, wszystko na miejscu. Jednak na wynik trzeba czekać ok. 2-3 tygodni, dlatego badanie miałam odebrać ja.
Nadchodzi dzień sądu, idę do owej przychodni i pytam, czy jest możliwość chociażby poinformowania mnie, czy wyniki są w porządku. Całkiem miła Pani recepcjonistka zabrała się do poszukiwań i... Nie znalazła. Przeszukała to, tamto, jednak osoby o takiej godności jaką nosiła moja siostra ni widu ni słychu. Znalazła tylko w karcie mojej siostry cytologię sprzed 1,5 roku i przekonuje mnie, że chyba nam się coś pomyliło. No tak, zapomniałam, że moja siostra ma sklerozę i ubzdurało jej się, że ktoś jej wsadzał patyczek między nogi. No błagam. Ale brnę dalej i chcę się widzieć z lekarką. Pani ginekolog przeszukuje swoje archiwum, swoje badania i także nic. Okazuje się, że moja siostra była ostatnio u niej dawno temu i nadal w najlepsze próbują mi wmówić, że mamy Alzheimera. Mówię, iż zarówno badanie i wizyta była opłacona i wydaje mi się, że wypada to w ten sposób sprawdzić. Widzę klasycznego buraczka na twarzy recepcjonistki, która cicho wyjaśnia pani doktor, że nie mają dzienniczka wpłat sprzed 3 tygodni. Dlaczego? Bo nie mają i już. Mimo całkiem miłego podejścia tych pań, elegancko zostałyśmy zrobione w bambuko. Moja siostra nie wydała majątku, bo to była kwota może razem 120 złotych, jednak skoro zapłaciła, to badanie mogłoby zostać zrobione, a jej osoba mogłaby figurować w kartach. Jednak koszta są trochę większe, bo moja siostra musiała ponownie w niedługim czasie odwiedzić kraj i poddać się badaniu. Cena biletu, cena wizyty u innego lekarza. To jednak kosztuje.
Żałuje jednego, że nie byłam wtedy tak pyskata jak teraz i nie potrafiłam uświadomić tym paniom, jak bardzo ta przychodnia poleciała sobie w uja. A przez chwilę wydawało nam się nawet, że znalazłyśmy dobrego lekarza...

służba_zdrowia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 77 (125)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…