Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#25815

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak w sumie to nie byłam pewna, czy jest sens opowiadać tu moją historię, ale po przeczytaniu niektórych opowieści dotyczących porodowych perypetii związanych z kompetencjami i przede wszystkim sumieniami pielęgniarek postanowiłam jednak przemówić ludzkim głosem.
Robię to ku przestrodze dla młodych mam, mających wątpliwości co do pracy personelu szpitala.
Oto moje cool story:
Mam 19 lat, od 13 roku życia zmagam się ze złośliwą skoliozą newralgicznego odcinka kręgosłupa - części piersiowej, niezbyt ruchomej, której leczenie jest niezwykle trudne i skomplikowane (nie, moi kochani, basen nie leczy skoliozy, jak nam wszystkim onegdaj wmawiano). Obecnie moja skolioza to około 60 - 70 stopni, w pełni kwalifikuję się do operacji kręgosłupa. Na szczęście jeśli nie założę zbyt obcisłych ciuchów, to tego nie widać.
Nieraz rozmawiałam z moją mamą o tym, jak przebiegał mój poród - w ramach leniwych pogawędek po Teleekspresie. Mówiła, że urodziłam się z wielkim krwiakiem na głowie. Był podobno naprawdę olbrzymi, a ponadto miałam nieco zniekształconą głowę, jakby coś się stało z kośćmi czaszki. Moja mama bardzo cierpiała z powodu tego, jak wyglądało jej nowo narodzone dziecko - bała się, że już całe życie będę miała taką pokrzywioną głowę. Pielęgniarki mówiły, że taka się już urodziłam. Na szczęście krwiak zniknął, a z moją głową wszystko jest w porządku - dość będzie, jeśli powiem, że jestem modelką.
Gdzie tu piekielność?
Półtora roku temu rozmawiałam z moją rehabilitantką, która leczy mój kręgosłup, korzystając z ćwiczeń nawiązujących nieco do jogi. Zapytała mnie o mój poród, czy były jakieś komplikacje. Odpowiedziałam, że nie, z wyjątkiem tego, że miałam wielki krwiak na głowie. Wtedy moja rehabilitantka dostała szału.
Okazało się, że dzieci nie rodzą się z żadnymi krwiakami. Nigdy. Prawdopodobnie pielęgniarka upuściła mnie gdzieś, i bała się potem do tego przyznać. A upuszczenie mnie tłumaczyłoby, skąd u mnie wzięła się taka dziwna skolioza - jakby powypadkowa, jakby kiedyś po prostu ktoś poprzestawiał mi nagle kości.
Gdyby po moim porodzie pielęgniarka powiedziała mojej mamie, że doszło do upuszczenia niemowlęcia, wystarczyłoby pójść ze mną do dobrego kręgarza, który ustawiłby mi z powrotem wszystkie kostki, zanim zaczęłyby się one rozrastać. Wtedy rosłabym prawidłowo i dziś nie miałabym nawet cienia skoliozy.
Przestrzegam wam, młode mamy - nigdy nie wierzcie na słowo pielęgniarkom ani lekarzom, zwłaszcza, gdy w grę wchodzi zdrowie waszych dzieci.

Szpital w Warszawie 19 lat temu

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 221 (261)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…