Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#26220

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
O człowieku z bardzo skomplikowaną osobowością.

Jest sobie taki znajomy, który ma bardzo wiele pomysłów na wzbogacanie swojego życiorysu, a każdej nagłej zmianie poświęca się bez reszty dopasowując swój image, bo staranny wizerunek człowieka poczciwego to podstawa dobrego pijaru. I jak każdy dobry aktor, w rolę wciela się z pełnym poświęceniem.
Całość metamorfoz rozegrała się na przestrzeni może 2-3 lat.

Etap pierwszy: EMO.
Bardzo lubię definicję, która mówi, że emo to dzieci z dobrych domów, którym się w tyłkach poprzewracało od nadmiaru luksusu. Takie właśnie sielskie dzieciństwo miał tenże znajomy. Bardzo bogaci, wpływowi rodzice, przy tym niezwykle sympatyczni, piękny dom, podróże zagraniczne, zawsze miał wszystko co chciał. W związku z czym popadł w depresję, a że moda była akurat taka, jaka wtedy była, postanowił zostać emo.
I zaczęły się opowieści o próbach samobójczych, o bezsensie istnienia, o dramacie egzystencji, o niesamowicie trudnym życiu i gehennie jaką przeżywa każdego dnia wstając z łóżka i mierząc się z rzeczywistością. Dramatyzował. Pokazywał sznyty na rękach (naklejane blizny). Z początku się przejmowaliśmy, ale kiedy okazało się, że przed każdym takim spotkaniem zaliczał obowiązkowo wizytę u fryzjera i kosmetyczki (mojej znajomej), która była w stanie zrobić makijaż (i tu cytat) "odpowiednio podkreślający jego dramat i wyobcowanie w świecie pełnym niezrozumienia nie zapominając o nawilżeniu cery", zaczęliśmy generalnie podchodzić do jego wynurzeń z z umiarkowanym zainteresowaniem.

Kiedy zobaczył, że jego rola nieco się widowni opatrzyła, postanowił dodać nieco emocji, w związku z czym podczas wspólnego wyjazdu do nadmorskiej miejscowości, zostawił nam w namiocie dramatyczny list, w którym wyznawał, że ze sobą skończy, że ma dość, że fale morskie raz na dobre go pochłoną.
Biegaliśmy 3 dni szukając go, telefon milczał, policja, szpitale, jeden tylko kolega, który zna go od dziecka, zachował spokój i poszedł na plażę ze słowami: "toć nic mu nie jest, nie znacie go?" Woleliśmy nie ryzykować, kiedy trzeci dzień poszukiwań nie przyniósł rezultatów, część dziewczyn zalewała się już gorzkimi łzami, faceci nie wrócili jeszcze z ekspedycji poszukiwawczej, a jeden jedyny kolega zachowujący niczym niezmącony spokój najzwyczajniej w świecie grillował, zapadła decyzja o telefonie do jego rodziców.
Trudno było zdecydować kto, trudno było wybrać numer, trudno było powiedzieć:

- Pani Alu, jest taka sprawa, chodzi o Piotrka...
- Tak? Już proszę. Pioootruuuś, syneczku, telefon do ciebie!

Nasz niedoszły samobójca najzwyczajniej w świecie wrócił do domku. Zainteresowanie wywołał, cel osiągnął.
I jak przystało na ludzi dotkniętych przez los, wrócił taryfą, 250 km.
Tłumaczył, że miał nas dość, bo jak on chciał pograć na gitarze, to woleliśmy iść na imprezę. I to, co nas spotkała to zasłużona kara.

Etap drugi: DON JUAN.
Jako, że kreacja w filmie "Moje życie nie ma sensu" nie została przyjęta ciepło przez krytyków, postanowił nasz aktor zmienić stajl. Ciemną grzywkę opadającą asymetrycznie na jedno oko utlenił, zrobił sobie blond irokeza, białe lica potraktował dawką promieniowania UV, a mhhroczny makijaż zastąpił dyskretnym błyszczykiem. Ciemnie ubrania i naklejane blizny poszły w kąt, podobnie jak depresja i bezsens istnienia w ciągu zaledwie tygodnia, i w ten oto sposób podczas kolejnego spotkania ukazał nam się niejaki Brad Pitt.

Ja po wyskoku nad morzem nie miałam w ogóle zamiaru się do Adonisa odzywać, natomiast zadaję się z lepszymi ludźmi niż ja sama, w związku z czym część z nich uznała, że warto wybaczać, reszta, że przynajmniej się pośmiejemy.

Znaleźliśmy się znów w tym samym gronie, kolega przyjechał nowiutkim BMW, takim z salonu, faceci poszli oglądać, a my przysłuchiwałyśmy się historiom o licznych podbojach seksualnych.
Delikatne aluzje, że w ciągu tygodnia fizycznie niemożliwym jest chyba nawet porozmawianie z taką ilością kobiet, nie mówiąc o tym jak słowo miałoby stać się ciałem, były zbywane komentarzami w stylu "mało wiesz, dziecinko".
Słuchałyśmy o długonogich pięknościach wskakujących mu na tylne siedzenia, stadach kobiet stojących pod jego domem, trójkątach, czworokątach i wielokątach foremnych, wszystkich możliwych konfiguracjach, znajomości ars amandi, jakiej nie powstydziłby się sam Reynevan.
Kiedy wspomniałam, że jedną z tych dziewczyn, o których mówi, chyba znam i ona bynajmniej nie przypomina sobie randki z nim, gdyż trzykrotnie dała mu kosza, obraził się i poszedł opowiadać chłopakom, bo "ty jesteś zazdrosna". Przynajmniej spokój miałam.
A koledze chyba niedługo się znudziła ta kreacja, bo nie dawała możliwości popisu gry aktorskiej, więc...

ETAP TRZECI: GEJ.
...zmienił orientację. Orientacja rzecz nabyta, a że akurat związki homoseksualne zaczęły się nieco upowszechniać, a mimo wszystko wciąż budziły sensację - postanowił zostać gejem.
Jak wykoncypował, tak i uczynił. Oprócz stylisty musiał mieć niezłego choreografa, bo jego ruchy momentalnie przybrały na kobiecości, zalotne zarzucanie rączką, nóżką, słodkie zdjęcia leżącego pośród traw i w zbożu. Wielu mam przyjaciół gejów, żaden z nich nie zachowuje się jak on. Pozy tak wystudiowane, że aż sztuczne. Dodatkowo cienie na powiekach, lakier na paznokciach, różowe rurki, różowa koszulka, wszystko jak najbardziej markowe.

Pamiętam jak dziś - trudne wyznanie przed gronem znajomych, okraszone rzewnymi łzami, że się odnalazł, że jest gejem, że kocha mężczyzn, a nie kobiety.
Kolega, który jako jedyny nie spanikował podczas poszukiwań, tylko się zaśmiał.
Zaczęły się opowieści jak z historii poprzedniej, tylko w konfiguracjach płciowych odmiennych.
Seksualne podboje (już na studiach, więc zweryfikować nie mogliśmy), opowieści o snach erotycznych, o tym jak się pokłócił ze swoim chłopakiem i dał mu w twarz, bo nie chciał iść z nim na musical, zachwycanie się top model, "Seksem w wielkim mieście" i moim doborem kolorów, przerzucenie się z whisky na martini i reddsy, opowieści o własnej kolekcji ubrań, którą projektuje i o tym, że gej jest najlepszym przyjacielem kobiety.
Mitoman jakich mało - był z chłopakiem w Berlinie, na paradzie, natomiast tego samego dnia jego mama poprosiła kumpla o odwiedziny u Piotrusia, bo leży w łóżku chory.

Kiedy raz rzekomo dzwonił do swojego chłopaka i przerzucał się z nim misiami i słonkami, kumpel wybrał jego numer.
Zdziwił się, kiedy telefon, który trzymał przy uchu, zadzwonił. Po czym uciekł z imprezy obrażając się na nas, że mu nie wierzymy.
Szybko też wrócił mu etap Don Juana, kiedy próbował po milionie reddsów przekonywać mnie, że jestem kobietą, która w jedną noc zrobiłaby z niego znów hetero.
Nie próbowałam, a orientacja mu przeszła. Znów wrócił do kobiet.

ETAP 4: HIPSTER
W tej chwili przeżywa właśnie duchowe odrodzenie. Kolejne.
My wszyscy jesteśmy zbyt mainstreamowi. Piwo jest zbyt mainstreamowe, wódka, ubrania, jedzenie, telefony, muzyka, oddychanie chyba też. Pije już tylko desperadosy, a odżywia się kiełkami czy innymi ekologicznymi rzeczami, choć wszyscy pamiętamy nie tak dawne czasy, gdy sałatę uważał za pokarm dla królików.
Markowe ubrania zamienił na te z lumpeksów, niepowtarzalne, a jakże, fryzurę zmienił na bardzo wyszukaną, tu wygolić, tu długie, nosi zerówki w żółtych grubych oprawkach, ale buty - markowe, jak zawsze. Do tego ironiczna bródka. Jest tak oryginalny, że nawet jego odbicie w lustrze mu nie dorównuje.
Na swoim niemainstreamowym iPodzie ma indie rock, którym nieustannie nas maltretuje.
Kiedy wybraliśmy się na sok do parku, uznał, że dawno (kilka tygodni wcześniej) już wyrósł z takich "imprez" i chyba przestanie się z nami zadawać.
Czekamy. :)

A podobno kobieta zmienną jest.

kolega

Skomentuj (82) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1036 (1186)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…