Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#26317

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia uźytkowniczki Sheyrena o studentach podpieprzaczach przypomniała mi historyjkę o podobnym osobniku z moich studiów.
Na moim kierunku takie zachowanie było normą. A oto i jedna z takich sytuacji.
Sesja zimowa na pierwszym roku studiów, egzamin z anatomi. Dla wyjaśnienia: na mojej uczelni wiele zakładów miało pulę pytań egzaminacyjnych i z tej puli wybierane były pytania do egzaminów lub też korzystano z arkuszy egzaminacyjnych z lat poprzednich. Żeby owe tezty nie "wyciekły" każdy student składał w książeczce testowej własnoręczny podpis oraz wpisywał numer indeksu. Tajemnicą poliszynela było, że studenci i tak zdobywają te testy. Istniał właściwie cicha, niepisana umowa między studentami, a pracownikami zakładu: my nie wiemy, że macie testy, wy nie mówicie głośno, że je macie.
Jako zaradni żakowie, zdobyliśmy, rozprowadziliśmy i opracowaliśmy rzeczone testy, co by było łatwie zdać egzamin. Zebrał się z tego spory tomik.
Byl u mnie na roku pewien niespełniony (od kilku lat bezskutecznie próbował dostać się na wydział lekarski) mężczyzna (studiowałam pielęgniarstwo), który dostarczał mnie i reszcie współstudentów powodów złamania zasad etyki zawodowej i prawa.
Owemu młodzieńcowi nie spodobała się ocena jaką dostał z egzaminu z rzeczonej anatomii. Postanowił zainterweniować u kierownika zakładu. Jak postanowił, tak też uczynił.
Poszedł porozmawiać i obejrzeć arkusz odpowiedzi, żeby ewentualnie wyszukać jakiś błędów w liczeniu punktów czy może niezaliczonych, ale poprawnych odpowiedzi.
Dalszą historię znamy z opowiadań, które wyciekły zupełnie niechcący z zakładu :). Kiedy nie udało mu się załatwić sprawy grzecznie i pokojowo posunął się do innej metody, kłótni, ktora w starciu z władzą jest nie tyle nieskuteczna, co często wręcz śmiertelna dla studenta. Co tam krzyczał czy nie krzyczał, to jego broszka, najwyżej sobie by zaszkodził, ale zrobil coś innego. W trakcie wymiany zdań otworzył plecak i wyciągnął z niego, uwaga, tomik opracowanych testów z poprzednich lat! I zaczął się pieklić, że nie możliwe, że tak słabo zdał, bo on miał pytania i uczył się z testów...
Na te słowa kierownik mało nie dostał palpitacji serca, zawału i udaru na raz. Pożegnal się z owym studentem ozięble i udał się wymyślać, jak zastosować w praktyce zasadę odpowiedzialności zbiorowej.
Plan objawił się podczas pisania poprawki tegoż egzaminu. Ta część studentów, która nie zdała w pierwszym terminie musiała napisać całkiem nowy i o wiele trudniejszy egzamin stworzony przez młodych, pełnych zapału adiunktów. Sporo było w nim łaciny, której nie uczyło i nie uczy się się na moim kierunku i kilka pytań wystarczających żeby zagiąć asów, ale gwoździem programu były pytania z konkursu dla studentów medycyny.
Efektem heroicznej walki o zmiane oceny był egzamin komisyjny dla sporej części studentów, którzy nie zdali poprawki.
Co się tyczy wpółstudenta: po sesji, już w nowym semestrze, przed jednym z wykładów, wygłosił łzawe, w założeniu, ale sarkastyczne w rzeczywistości, przemówienie, w którym przeprosił za to że w ogóle studiuje.

Witajcie na Uniwersytecie Medycznym :)

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (138)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…