Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#26791

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tydzień temu Polskę oraz cały świat obiegła informacja, że polski kitesurfer Jan Lisewski wybrał się w podróż przez morze czerwone. Dla zainteresowanych zgłębieniem tematu polecam: http://www.tvn24.pl/szukaj.html?wideo=0&q=jan+lisewski .

Z posiadanych informacji wiemy, że Jan Lisewski nie miał zezwolenia od władz Egiptu na wypłynięcie, nie miał też wizy do Arabii Saudyjskiej – gdzie miał dopłynąć. Ot, ułańska fantazja. Wiemy też, że Jan Lisewski na morzu wysyłał komunikaty z Lokalizatora GPS. Komunikaty te były różne, jedne z zasięgiem GPS, inne bez, w różnych odstępach czasu. Dlaczego o tym piszę? Otóż lokalizator ten – mianowicie SPOT (Satelitarny lokalizator GPS) został wypożyczony z naszej firmy: http://polphone.pl/u/p3211_SPOT_satelitarny_Lokalizator_GPS__wypozyczenie.php

Niby nic w tym specjalnego, wiele ludzi go wypożycza, ale pierwszy w naszej historii (3 lata sprzedajemy i wypożyczamy urządzenia) mieliśmy sytuacje, żeby ktoś za jego pomocą wzywał służby ratownicze, korzystając z przycisku SOS – który powiadamia centrum 911.

Na wielu forach i portalach internetowych można przeczytać już nie setki, a tysiące komentarzy w stylu jak ten, opublikowany przez internautę o nicku fff na http://wiadomosci.onet.pl/swiat/kitesurfer-jan-lisewski-atakowalo-mnie-11-rekinow,1,5048307,wiadomosc.html :

„Ten człowiek jest bezczelny. Rano słuchałem wywiadu z nim, jacy to niedobrzy ratownicy, że się ociągali, itd. Ten głupi polaczek powinien się cieszyć że w ogóle ktoś poleciał go szukać. Narzeka na ludzi którzy uratowali mu życie, a wszystko kosztowało zapewne spore pieniądze, które teraz z własnej kieszeni powinien zwrócić. Zachciało mu się na deseczce przepłynąć morze, baran jeden”.

Dalej:

~antos: „Arabia Saudyjska podarowała tę akcję. Ale reperkusje polityczne są jednoznaczne. Kretyn się wygłupił na nasz rachunek. Żeby chociaż przeprosił i podziękować, a ten debil jeszcze skrytykował swoich wybawców. Niepojęte.”

~bledek: „Obciążyć debila kosztami akcji, zamknąć za brak wizy. Inaczej się idiota nie nauczy.”

Niestety – od dziś zgadzam się z każdym tego typu komentarzem! A dlaczego? Już tłumaczę.

Fakt numer 1:
- Pan Jan Lisewski wypożyczył Lokalizator GPS, który zamówił 1 dzień (słownie: jeden dzień) przed wyprawą.

Czyli, na wyprawę (bez zezwoleń, bez wizy, bez asekuracji), na którą zabiera JEDYNY przedmiot, który umożliwi mu ewentualne wezwanie pomocy, dostaje niespełna jeden dzień przed wyjazdem. Sprzęt nie zostaje przez niego sprawdzony, nie zostaje poznana jego obsługa, nie zostaje USTAWIONY – nie zostaje zrobione kompletnie NIC w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Jedni jak zwykle napiszą, że bohater, inni za użytkownikiem o nicku ~fff napiszą „baran jeden” – ja zostawię to do waszych osobistych przemyśleń.

Fakt numer 2:
- w piątek 2 marca w godzinach wieczornych, na moją prywatną komórkę zaczęły dzwonić jakieś dziwne numery zagraniczne. Zadzwonił do mnie również znajomy, któremu wypożyczyłem kiedyś SPOTa na rajd z informacją, że ktoś do niego dzwonił, że ktoś inny zaginął na jakimś morzu. Co z tego wynika? Otóż w ustawieniach SPOTa podaje się informację (imię, nazwisko, numer telefonu) kto ma być powiadomiony w razie wzywania pomocy przez posiadacza SPOTa. Wynika z tego, że Jan Lisewski ani jego obsługa, nie zmienili tak podstawowych i kluczowych danych na koncie lokalizatora! Bohater? Twardziel? Czy dalej cytować wypowiedzi internautów?

Obsługa Jana Lisewskiego w Polsce – z tego co się orientuje, to jego szwagier i inni – od firmy GLOBALSTAR (właściciela satelity telekomunikacyjnej oraz lokalizatora SPOT) dostali numer telefonu do mnie na prywatną komórkę. Od tego czasu zaczęli dzwonić regularnie. Pytali o rzeczy oczywiste, z punktu widzenia użytkownika, z zakresu obsługi SPOTa. Co, jak, kiedy, gdzie się wciska, co, jak, gdzie i czemu SPOT wysyła, na jakiej zasadzie to w ogóle działa itp., itd. Niby weekend, niby prywatna komórka, ale w obliczu tragedii, jaka spotkała lub może spotkać drugiego człowieka, człowiek rzuca wszystko i calutki dzień, do późnych godzin wieczornych (po 23:00) odbiera telefon, udziela informacji, obserwuje, sprawdza. Jednocześnie wyjaśniam GEOS-owi sytuacje (firma, która obsługuje komunikaty 911 ze SPOTa), przekazuje informacje o tym, kto to jest, skąd, czym płynie, itp., itd., kilkakrotnie nakłaniam GEOS do interwencji u SAR Arabii Saudyjskiej (jak się okazało w Arabii Saudyjskiej mieli zepsuty FAX i GEOS otrzymywał informacje ode mnie, a ja z TV i od znajomych Janka Lisewskiego). Nie bardzo mogłem zrozumieć, jak to możliwe, żeby na podstawie współrzędnych geograficznych, z helikopterem i 4 łodziami, nie można odnaleźć człowieka kilkadziesiąt metrów od brzegu.

Tak oto spędziłem praktycznie całą sobotę, na wymianie informacji, przekazywaniu, śledzeniu wiadomości, lokalizatora, informowaniu GEOS, itd.

Niedziela zaczęła się od dokładnie tego samego, 8 rano – telefon. Jednocześnie docierają sprzeczne komunikaty – że Jan Lisewski wysłał komunikaty CHECK IN/OK – co świadczy o uratowaniu. Nieprawda – wiecie o czym to świadczyło? O tym, że Jan Lisewski KOMPLETNIE nie miał pojęcia jak się używa urządzenia i wciskał co popadło. Za którymś razem dostaję telefon, czy mogę przeliczyć współrzędne geograficzne, które wysyła SPOT na stopnie/minuty/sekundy. Od osoby, która obsługiwała wyprawę w Polsce dostaliśmy informacje, że KAPITAN prowadzący akcje w Arabii, dwukrotnie dzwonił do Polski, żeby ci podali mu stronę, na której przeliczają współrzędne – bo oni prawdopodobnie do tej pory źle je przeliczali. Wierzyć mi się nie chciało w takie cuda, jak wiemy nawet automapa ma taką funkcję, czy każda inna nawigacja, a sprzęty za miliard USD nie mają? No ale oczywiście dokonałem skomplikowanych przeliczeń (www.google.pl) podałem współrzędne, a nawet odległość od portu. 1,5 godziny później dostałem SMSa, że znaleźli Jana Lisewskiego, całego i zdrowego – jak już wiemy.

Poczułem się prawie jak bohater. :) 2 dni weekendu straciłem przy telefonie/komputerze zamiast bawić się z dzieckiem, ale co tam mój czas przy komputerze w porównaniu do Jana walczącego z rekinami, dźgającego je nożem – jak wynika z Jego relacji. :)

Liczyłem, że po powrocie zadzwoni, podziękuje, może nawet jakiś list polecający wystawi ;) a tu dziś niespodzianka... Pracownica moja dzwoni do Pana Lisewskiego z pytaniem, czy i kiedy zwróci SPOTa, bo mamy zamówienia na wypożyczenie, a Pan Lisewski odpowiada, że musi to urządzenie przekazać do ekspertyzy żeby sprawdzić, czy było sprawne, bo przecież on mógł zginąć przez niesprawne urządzenie i że ewentualnie jego adwokat skontaktuje się z nami. Potocznie mówiąc, kopara mi opadła. Ja rozumiem, że można mieć wątpliwości, ale jak by nie patrzeć, urządzenie wysyłało wezwania o pomoc, podało współrzędne, które pozwoliły na jego odnalezienie – urządzenie uratowało mu życie! Mając nawet wątpliwości można wziąć to urządzenie, już na spokojnie, wystawić na dwór, i posprawdzać we własnym zakresie, zanim zrobi się z siebie pieniacza.

Niestety Pan Lisewski nie skalał się takim wyczynem i od ostatniego SOS nawet nie włączył urządzenia. Swoją brawurę (napisał bym dosadniej, ale jestem kulturalnym człowiekiem) próbuje teraz zwalić na winę urządzenia, które jak by nie patrzyć, uratowało mu życie. Jaki w tym cel? Może będzie chciał zwrotu kosztów akcji ratowniczej? Czekać tylko jak pozwie jakiegoś sponsora, że sponsorował mu ch... latawiec albo złą deskę, która mu uciekła spod nóg.

Dzięki takim Jankom Lisewskim, potem nikt nawet nie chce ruszyć tyłka, żeby ratować innego człowieka. Człowiek wydaje się w czepku urodzony – brawurowa wyprawa, a jednak uratowany, do tego Arabia zrezygnowała z żądania kosztów akcji ratowniczej, a rekiny nadstawiały mu oczy, żeby mógł je dźgać nożem a on... Ja na pewno będę tą osobę omijał szerokim łukiem...

Ps. To co tutaj przeczytaliście, jest wszystko do udokumentowania - cała historia e-maili, rozmów, smsów.

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1072 (1122)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…