Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#26913

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Syn mój dwuletni ostatnio się trochę pochorował, że konieczny był pobyt w szpitalu. Oczywiście wraz z rodzicielką, a żoną moją.

Jako, że w jego dość króciutkim jeszcze życiu była to już 3 hospitalizacja (żlobkowe dziecko niestety łapie) w tym samym przybytku, to mogę już opisać co bardziej zauważone paranoje.

Syn przyjęty w nocy z piątku na sobotę. Więc weekend już szpitalny. Ja jako osobą pełno etatowa, z pracą zmianową sobotę spędziłem w pracy. Do szpitala wybrałem się w niedziele z samego rana. Na darmo starałem się złapać jakiegoś lekarza. Od doby poprzedniej, do godziny 13 nie ujrzałem żadnego kitla na pulmonologicznym oddziale szpitala dziecięcego. Same pielęgniarki, które przemykały po oddziale turkocząc głośno drewniakami. No ale cóż. W końcu to tylko dzieciaczki, które a to z zapaleniem płuc, a to z zapaleniem oskrzeli i innych tego typu tam się leczą dla zabawy. W końcu rodzic ma termomert. I jak gorączka minie 39, to sam przyjdzie i się upomni o coś na zbicie. Wywiadu żadnego. Po prostu, leżeć i czekać, aż doktor raczy pofatygować się. Bo sama jest biedna, na dwa bloki szpitalne.

Wybaczcie. Ale troche to przypomina komedię.

Co by tego było mało. Na wyjściu dostaliśmy receptę, żeby maluch kontynuował leczenie. Coś tam do inhalacji. Więc jak na prawdziwego ojca przystało podreptałem do apteki, celem nabycia cud-leku.

Recepta wręczona aptekarce. I wywiązuje się dialog.
- Ubezpieczony Pan jest w NFZ′cie?
- Tak. Jestem.
- To niech Pan poprawi tą recepte. Bo zamiast 4 złotych, zapłaci Pan 97 złotych.

Ręce mi opadły.

cudowny oddział szpitalny

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (172)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…