Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#27917

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielna historia, która spotkała moją mamę parę godzin temu.

Matula moja zazwyczaj ubiera się "na luzie" - ot, jeansy, sweter, adidasy. Kiedy się nie wybiera w jakieś specjalnie wyrafinowane miejsce, to po prostu związuje włosy w kucyk i tak wychodzi z domu. Nawet, jeśli nie jest to wielce elegancki strój, to mama nie wygląda, jakby mieszkała pod mostem. Niestety, moja rodzicielka musiała zacząć ubierać się bardziej elegancko, powody nieistotne, a że takie ubrania nie występują u niej w szafie, to trzeba pójść i kupić, najzwyczajniej w świecie.
Dodam jeszcze, że mama, po pierwsze jako osoba niekonfliktowa, a po drugie jako obcokrajowczyni, która nie umie perfekcyjnie polskiego, nie lubi się wdawać w kłótnie.

Teraz opowieść właściwa.
Wybrała się ona do sklepu niedaleko krakowskiego centrum. Drobna sieciówka na jednej z większych ulic miasta. Mama, jak to ma w zwyczaju, ubrana była w jeansy i sweter, nic nadzwyczajnego, a sklep był skierowany pod kątem ubrań "wyrafinowanych".
Jak tylko weszła do sklepu, poczuła na sobie piekielny wzrok sprzedawczyni (dalej nazywaną na przemian Piekielną i Sprzedawczynią). Matula wybrała sobie kilka ubrań, które jej się podobały, poszła do przymierzalni, gdzie stała owa piekielna. Dodam, że nikogo nie kontrolowała, ile ubrań kto brał do kabiny, tylko akurat moją rodzicielkę poczuła się w obowiązku sprawdzić - przeliczyła ubrania DWA razy, i dopiero wtedy ją dopuściła do kabin.
Kiedy mama wyszła, oddała sprzedawczyni kilka ubrań, resztę (jakieś 5 sztuk) wzięła i skierowała się do kasy. Akurat była zmiana i pracownice się zamieniły rolami, [P]iekielna trafiła na kasę. [M]amusia moja przeczuwała, że nie kupi tak łatwo tych ubrań, ale postanowiła dzielnie brnąć do kasy. Ich dialog (podczas którego piekielna mówiła bardzo głośno i wyraźnie, tak że cały sklep na pewno słyszał, a zawstydziła by wydajnością głosu najlepszego aktora) wyglądał mniej-więcej tak:
[M] Dzień dobry, te ubrania poproszę.
(Kładzie ubrania na ladę, sprzedawczyni kasuje)
[P] [cena]. Oczywiście, płaci pani gotówką. (Oczywiście nie pytanie, a stwierdzenie, i to pełne pogardy)
[M] Nie, płacę kartą.
[P] Nie, płaci pani gotówką.
[M] Chyba jednak kartą.
[P] Ale pani nie może zapłacić kartą, bo mamy zepsuty terminal! (Informacja o tym nigdzie nie wisiała) A co się stało, ma pani problemy finansowe? Chciała pani zapłacić kartą kredytową?
Tutaj mamę zatkało, ale, że jest to osoba o słabym charakterze, wybrała się do najbliższego bankomatu, bo bardzo jej zależało tych kilku rzeczach. Rodzicielka ubrania kupiła, choć teraz tego żałuje.

Matula wróciła do domu bardzo zdenerwowana, a kiedy usłyszałam tą opowieść, to moja szczęka się poturlała pod jakiś mebel, a we mnie się krew zagotowała.

sklepy

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 230 (308)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…